To pewne: będzie wyższa kwota wolna w PIT i niższy podatek od dochodów. Ceną podatek katastralny od metra mieszkania i domu?

Podwyższenie kwoty wolnej w PIT to najtrudniejszy problem do rozwiązania przez obecny rząd koalicyjny. Nie udało się tego ani w latach już, a z wypowiedzi premiera wynika, że nie uda się także w 2026 roku. Ubytek w budżecie państwa z tytułu dziesiątków miliardów złotych z PIT jest nie do udźwignięcia. Co więc zrobić - podnieść inny podatek, taki który dotyczy głównie zamożniejszych obywateli.


#finanse

#podatki

Forsal

Komentarze (15)

AureliaNova

A więc rząd chce wprowadzić jedna ze swoich sztandarowych obietnic i drugą na która czeka duża część społeczeństwa, przez którą przej_bali wybory. A która dotknie 1% najbogatszych?

No tęgie głowy tam musiały całe tygodnie nad tym myśleć, żeby znaleźć takie nieoczywiste rozwiązanie XD

jonas

@AureliaNova Najbogatszych nic nie dotknie, bo nie po to zatrudniają kreatywnych księgowych i jadowitych prawników, żeby ich coś dotykało. Kataster zostanie przerzucony na najemców jak każdy inny podatek i spowoduje dalszy wzrost cen nieruchomości, zarówno zakupu jak najmu. Pustostany nie trafią masowo na rynek dopóki nie uprości się przepisów dotyczących niesolidnych lokatorów tak, by eksmisja takiego pasożyta była możliwa w minutę osiem.


Ale o czym my w ogóle dywagujemy, przecież ten rząd impotentów niczego nie wprowadzi, bo się nie dogadają między sobą w żadnej sprawie.

Pirazy

@jonas dobrze przeczytac choc jeden sensowny komentarz.

Konto_serwisowe

@jonas Nie wszyscy właściciele mieszkań wynajmują. Szacuje się, że w samej Warszawie nawet 200.000 mieszkań stoi pustych.

BoTak

@AureliaNova Oj uwierz mi musiały. Nie zapominaj, że oni należą do tego 1% najbogatszych. Musieli więc wykombinować co zrobić aby dowalić wszystkim innym tylko nie sobie, a to nie takie proste.

jonas

@Konto_serwisowe No i sobie będą dalej stały, bo zapłacić roczny kataster to sensowniejszy ekonomicznie pomysł niż latami włóczyć się po sądach z niepłacącym karaluchem, a potem zostać ze zdewastowanym i zadłużonym lokalem.


Poza tym temat katastru wraca cyklicznie jak pobór do wojska albo aborcja, i tak samo nic się nie zmienia.

Konto_serwisowe

@jonas Czy będą stały, to już zależy od cen na rynku. Temat lokatorów, którzy nie płacą i nie chcą się wynieść jest nośny medialnie, ale nie taki częsty wbrew pozorom.

jonas

@Konto_serwisowe Póki co ten nie tak częsty temat spowodował na przykład, że matka z dzieckiem/dziećmi ma cholerny kłopot coś wynająć. Lewicowe pomysły w praktyce jak zwykle okazują się przeciwskuteczne, z ochroną pracownic w ciąży to samo - młodej kobiety nie chcą zatrudnić, bo zaraz zaciąży i ucieknie na zwolnienie, a płacić za nią trzeba. A potem wszyscy zaskoczeni, że dzietność spikowała na mordę i już nie wstanie.

redve

@jonas nie da sie każdego podatku przerzucić na klienta. Jeżeli twoja cena wzrośnie za bardzo to klient nic nie kupi. W takim wypadku jedyne co możesz zrobić to obniżyć koszta produkcji jeżeli chcesz dalej duzo sprzedawac z tym podatkiem. No albo zmniejszyć zyski, a jest z czego zmniejszać

jonas

@redve Da się, jeśli solidarnie zrobią to wszyscy. Tak było z podatkiem bankowym, cukrowym i wieloma innymi, tak będzie z katastrem, bo tylko głupi by go nie doliczył do kwoty odstępnego, skoro wszyscy już to zrobili. Tym bardziej, że popyt wydaje się nadal przewyższać podaż, nieraz nawet castingi wynajmujących się zdarzają. Wyjątkiem jest tu sytuacja jak w 2008 - krach na rynku i paniczna wyprzedaż lokali, ale wtedy też zmniejsza się pula kupujących, bo potracili robotę i zdolność kredytową.


Zmniejszenie zysków brzmi w teorii super, w praktyce raczej dojdzie do obniżenia jakości i utrzymania ceny, a więc i zysku na dotychczasowym poziomie. Niby dlaczego tzw. kurniki inwestycyjne to coraz większa patologia budowlana mimo rosnących cen za metr tejże patologii?

redve

@jonas ludzie już teraz nie mają pieniędzy na mieszkania i już teraz deweloperzy mają problem ze sprzedawaniem ich. Podwyższając ceny sprzedadzą jeszcze mniej.

Do tej pory ceny rosły bo ciągle były nadzieje na dopłaty ze strony rządu które (póki co) wyglądają na pieśń przeszłości i już powoli ceny spadają (tak samo jak spadają od dawna na zachodzie Europy)


Załóżmy hipotetyczną sytuacje, deweloper ma mieszkanie za milion złoty którego nie może sprzedać. Nagle wchodzi podatek który na to mieszkanie nakłada milion złotych podatku. Czy to oznacza że deweloper teraz sprzeda to mieszkanie za dwa miliony? Cóż, plakietke z ceną może sobie nakleić jaką chce ale czy ktoś to kupi to inna kwestia.


To troche jak z kupowaniem części do auta - To że wydałeś na tuning auta dodatkowe 10'000zł, nie oznacza że sprzedasz to auto za 10'000zł więcej

redve

a jeżeli deweloper nie może podwyższyć ceny (bo wtedy już nic nie sprzeda) i zacznie tracić pieniądze przez kataster - to pozostaje mu tylko ograniczyć straty i sprzedać mieszkania jak najszybciej. Może i sprzeda mieszkanie za 100k mniej - ale za to nie zapłaci za to mieszkanie 150k podatku czekając aż sie sprzeda za więcej

jonas

@redve Czy zatem można już wnioskować, że jesteśmy na górce jak w 2007/2008 i zaraz zacznie się paniczna wyprzedaż, byle nie zostać z rozgrzebaną dziurą w ziemi? Wtedy to chociaż struktura demograficzna była dobra, teraz jest zła i zmierza ku tragicznej.


Podatek liczący 15% czy 100% wartości opodatkowanego lokalu - tak, na pewno na tym właśnie polega kataster, to są można rzec typowe stawki i na pewno jakikolwiek rząd zgodzi się wprowadzić coś takiego lobbystom, którzy sponsorowali wcześniej kampanię wyborczą.

redve

@jonas to była hipotetyczna kwota z dupy, mogłem to bardziej zaakcentować.

Tak czy siak, logika pozostaje ta sama. Szybsza sprzedaż -> obniżenie ceny będzie tańsze od płacenia podatku w nieskończoność. To ile dokładnie wynosi, w jakich warunkach jest pobierany jest zupełnie drugorzędną sprawę w tym przykładzie. Wystarczy że trzeba coś płacić za fakt posiadania niesprzedanego mieszkania. Sumowanie się tych dodatkowych opłat przez długi czas i tak urośnie do dużej liczby


Popraw mnie jeżeli się mylę, ale tutaj są dane historyczne z cenami za metr w różnych miastach https://www.bankier.pl/wiadomosc/Tak-zmienialy-sie-ceny-mieszkan-po-2008-roku-10-wykresow-ktore-warto-zobaczyc-7902631.html

Oczywiście to nie uwzględnia inflacji, zmian w wypłatach ani nic, natomiast w 2006 była górka która spadła, i w większości miast została przebita dopiero jakoś w 2017-18


https://www.bankier.pl/wiadomosc/Niemieckie-mieszkania-u-sasiada-cenowy-zwrot-8956538.html

U naszego sąsiada również do niedawna była górka która teraz spada (albo spadała, bo trend chyba znowu odbija).

Tak czy siak, ceny nie zawsze rosną.


Czy zaraz będzie paniczna wyprzedaż? Nie wiem, nie jestem jasnowidzem. Czy, i o ile spadną ceny? Nie wiem. Wykres ma to do siebie że może równie dobrze iść w górę i w dół. Natomiast czy kataster podniesie ceny? Głównie u tych deweloperów którzy nie ogarniają matematyki, bo parafrazując klasyka: Mieszkanie jest gówno warte jak nie ma kto zapłacić. Gdyby ceny mogły rosnąć w nieskończoność to zaproponowałbym ci sposób na zostanie milionerem gdzie wystarczy że sprzedasz swoje mieszkanie za 10 milionów.

deb95dfa-43af-4e4a-9860-926b711ce540
jonas

@redve To nie jest drugorzędna sprawa, bo typowa stawka katastru waha się od 0,1 do 1%, więc nawet zakładając wartość lokalu na dużą bańkę, przy 1% wychodzi ci 10k katastru. To o wiele mniej niż zadłużenie wynikające z działań niefrasobliwego karalucha, który za nic nie płaci, nawet za media, nie wspominając o kosztach remontu zdewastowanego mieszkania. 10k wystarczy na jakieś pół łazienki i kawałek kuchni. A mowa o mieszkaniu za milion, czyli póki co jakiemuś ułamkowi całej puli. Mieszkanie za pół miliona to już tylko 5k katastru rocznie, więc śmieszne kwoty wobec spodziewanego przyrostu wartości w dłuższej perspektywie.

Bolszewickich stawek typu 10% czy 100% od trzeciego, piątego czy piętnastego mieszkania nikt w socjaldemokracji nie zaproponuje, to kompletna fantastyka. Dlatego to nie zadziała jak zakładasz, kilka tysięcy rocznie jest do przełknięcia po prostu. Żadnej stymulacji podaży to nie wywoła, wbrew temu co tam sobie towarzysz Zandberg w kolorowych broszurkach narysował. Czerwoni zresztą zawsze byli na bakier z podstawowymi prawami ekonomii, więc to nie dziwi.


Nie ma czego poprawiać, w 2007 kupiłem wspomagając się kredytem mieszkanie za 172k, które w 2017 sprzedałem za 155k. Na nieruchomościach nie stracisz, mówili. Będzie tylko rosło, mówili. Tja.

Mieszkanie jest gówno warte jak nie ma kto zapłacić.

No i do tego momentu być może się zbliżamy albo już w nim jesteśmy - jeden deweloper rzuci na rynek przecenione lokale, bo zacznie mu się palić pod dupą, drugi zrobi to samo, a potem już pójdzie jak domino. Przy czym są jeszcze czynniki, których w 2007/2008 nie było, jak ukraińscy bogacze z walizką szmalu szemranego pochodzenia, którzy wykupują lokale jak leci bez oglądania się na stopy procentowe, wakacje kredytowe i takie tam drobiazgi dla plebsu. Demografia też jest inna, nie ma śladu wyżu demograficznego, który wtedy walnie przyczynił się do wzrostu popytu. Wyludnianie prowincji i migracja wewnętrzna do kilku największych ośrodków miejskich też nasiliły się do rozmiarów nie widzianych wcześniej, więc te tabelki i wykresy trzeba by jakoś podzielić. Co z tego, że w zapyziałym miasteczku w zachodniopomorskim albo na rubieżach lubelszczyzny ceny spadną?


Mieszkania nie mam, mam dom, ale on nie jest na sprzedaż. Z tego powodu nad jego wartością niespecjalnie się zastanawiałem.

Zaloguj się aby komentować