@redve To nie jest drugorzędna sprawa, bo typowa stawka katastru waha się od 0,1 do 1%, więc nawet zakładając wartość lokalu na dużą bańkę, przy 1% wychodzi ci 10k katastru. To o wiele mniej niż zadłużenie wynikające z działań niefrasobliwego karalucha, który za nic nie płaci, nawet za media, nie wspominając o kosztach remontu zdewastowanego mieszkania. 10k wystarczy na jakieś pół łazienki i kawałek kuchni. A mowa o mieszkaniu za milion, czyli póki co jakiemuś ułamkowi całej puli. Mieszkanie za pół miliona to już tylko 5k katastru rocznie, więc śmieszne kwoty wobec spodziewanego przyrostu wartości w dłuższej perspektywie.
Bolszewickich stawek typu 10% czy 100% od trzeciego, piątego czy piętnastego mieszkania nikt w socjaldemokracji nie zaproponuje, to kompletna fantastyka. Dlatego to nie zadziała jak zakładasz, kilka tysięcy rocznie jest do przełknięcia po prostu. Żadnej stymulacji podaży to nie wywoła, wbrew temu co tam sobie towarzysz Zandberg w kolorowych broszurkach narysował. Czerwoni zresztą zawsze byli na bakier z podstawowymi prawami ekonomii, więc to nie dziwi.
Nie ma czego poprawiać, w 2007 kupiłem wspomagając się kredytem mieszkanie za 172k, które w 2017 sprzedałem za 155k. Na nieruchomościach nie stracisz, mówili. Będzie tylko rosło, mówili. Tja.
Mieszkanie jest gówno warte jak nie ma kto zapłacić.
No i do tego momentu być może się zbliżamy albo już w nim jesteśmy - jeden deweloper rzuci na rynek przecenione lokale, bo zacznie mu się palić pod dupą, drugi zrobi to samo, a potem już pójdzie jak domino. Przy czym są jeszcze czynniki, których w 2007/2008 nie było, jak ukraińscy bogacze z walizką szmalu szemranego pochodzenia, którzy wykupują lokale jak leci bez oglądania się na stopy procentowe, wakacje kredytowe i takie tam drobiazgi dla plebsu. Demografia też jest inna, nie ma śladu wyżu demograficznego, który wtedy walnie przyczynił się do wzrostu popytu. Wyludnianie prowincji i migracja wewnętrzna do kilku największych ośrodków miejskich też nasiliły się do rozmiarów nie widzianych wcześniej, więc te tabelki i wykresy trzeba by jakoś podzielić. Co z tego, że w zapyziałym miasteczku w zachodniopomorskim albo na rubieżach lubelszczyzny ceny spadną?
Mieszkania nie mam, mam dom, ale on nie jest na sprzedaż. Z tego powodu nad jego wartością niespecjalnie się zastanawiałem.