Ten rok jest jakiś szalony pod kątem jeży i ich ilości… nie byłoby problemu gdyby nie mój pies który jest bardzo terytorialny a podwórko jest spore z krzaczkami,drzewkami i nie mam czasu obchodzić go za każdym razem nim wypuszczę go z kojca żeby szukać czy gdzieś nie ukrył się jeż. I tym sposobem dziś kolejnego przyniósł w pysku. Szkoda mi tych zwierzątek dlatego na ile mogę ratuje je i wynoszę w bezpieczne miejsce ale jest już to męczące. Praktycznie co noc od miesiąca jakiś jeż się napatoczy. Jak pies jest w kojcu to tak ujada,że po prostu muszę wyjść i sprawdzić to wtedy pół biedy bo zachowa życie tylko ja znów słabo się wysypiam z losowymi pobudkami o północy czy o drugiej. Do tego jeszcze trzeba się ubrać i zapalić światło no potem ciężko zasnąć. Nigdy do tej pory tak nie było. Rozumiem,wałczą o przetrwanie i szukają jedzenia bo wiele drzew owocowych itp na tyle zmarzło na wiosnę,że nie dało żadnych owoców to się pchają. Jeden samobójca to prawie wszedł do kojca zapewne bo czuł karmę. I teraz jak zacznę je dokarmiać to jeszcze więcej się zlezie. Tak źle i tak niedobrze
#zalesie
