Tak jak w zeszłym roku tak i dzisiaj, 30 maja chciałbym zabrać Wam 3 minut z życia na zgłębienie świadomości o chorobie jaką jest stwardnienie rozsiane, w skrócie SM. Dzisiaj, symbolicznie obchodzimy światowy dzień tej choroby i jak co roku, nasza społeczność stara się tego dnia przybliżyć nieco temat osobom, które nie stykają się z tym na co dzień
Zastanawiałem się co napisać dzisiaj, ale przeczytałem wspominany z zeszłego roku post i w sumie wyszłoby to samo, tylko innymi słowami. Dalej myślę, że zawarłem w nim to, co uważam za najważniejsze do przekazania by choć trochę odczarować pogląd, że to koniec świata.
U mnie, w porównaniu do zeszłego roku jest lepiej. Zero rzutów choroby, zero nowych zmian w rezonansie. Leczenie działa. Moim najgorszym objawem było ciężkie, napadowe zmęczenie. Takie, którego nie mogę potrafię porównać do żadnego innego zmęczenia, jakiego doświadczyłem w różnych sytuacjach przed zachorowaniem. Było ono szczególnie nasilone gdy robiło się cieplej. Rozmowa ze mną w upał była jak rozmowa z trupem. Tak jakby ktoś mi totalnie odciął prad. W tym roku, moim lekarzom w szpitalu udało się dobrać taki miks leków, który skutecznie pozwolił mi przynajmniej na razie uporać się w znacznym stopniu z tym problemem. Przetestowałem to na początku miesiąca podczas urlopu, który spędziłem w ciepłym klimacie. Mimo wszystko, moją ulubioną porą roku wciąż jest zima. W niskich temperaturach czuję się najlepiej.
#zdrowie #stwardnienierozsiane
