Siema,
W ostatnim wpisie opowiadałem o długiej wyprawie, więc dla równowagi dzisiaj będzie o krótkiej wycieczce. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Miejsce: Dolina Olszowego Potoku (Gorce)
Data: 23 kwietnia 2023 (niedziela)
Staty: 5.5km, 3h30, 225m przewyższeń
Mimo, że uwielbiam zimę w górach, to od początku 2023 roku z niecierpliwością wypatrywałem wiosny. Powód był jeden - spełnić marzenie o wspólnej wyprawie z Myszą, którą mogłaby przejść na własnych nóżkach. Gdy tylko prognozy zaczęły pokazywać nieco wyższe temperatury, pojechaliśmy do sklepu wybrać jej pierwsze górskie buty oraz spodnie.
Najważniejszym warunkiem na pierwszą wycieczkę było to, aby nie była ona zbyt długa, oraz by po drodze było coś ciekawego do zobaczenia (ciekawego z perspektywy brzdąca). W styczniu byliśmy z tatą na nocnej eskapadzie w Dolinie Olszowego Potoku i właśnie to miejsce upatrzyłem jako nasz cel. Wkrótce na kwietniowym horyzoncie pojawił się także cieplejszy weekend, który postanowiliśmy wykorzystać.
Szczęśliwie złożyło się, że w tym terminie dostępność zadeklarowała duża część mojej rodziny, którą bardzo cenię, i ostatecznie na parking w Koninkach, z którego mieliśmy startować, dotarliśmy następującą ekipą: moja babcia, mama z tatą, brat z partnerką, oraz Mysz, żona (będąca wtedy w piątym miesiącu ciąży) i ja. Po zgromadzeniu się i przeliczeniu ruszyliśmy na trasę.
W założeniu miała być to spokojna wycieczka, bez pośpiechu, z uwzględnieniem tego, że będziemy robić częste przerwy. Pierwsza z nich czekała nas już na mostku w drodze do Huciska, gdzie Mysz chciała powrzucać kamyki do potoku. Druga - przy zbiorniku dla płazów znajdującym się niedaleko bramy oznaczającej wejście na teren Gorczańskiego Parku Narodowego.
Jakoś udało się dość do wspomnianego Huciska, skąd czerwonym szlakiem spacerowym poszliśmy wzdłuż Olszowego potoku - młodą rzecz jasna już bolały nogi i chciała wracać. Na szczęście z pomocą przyszedł wujek i ciocia wraz z zabawą w ganianego. Po drodze zatrzymywaliśmy się jeszcze kilka razy: przy zejściu do potoku, żeby znowu porzucać kamieniami, przy kolejnym zbiorniku dla płazów, oraz na mostku, żeby ponownie rzucać kamieniami do wody. I tak przejście 1.5 km zajęło nam jakąś godzinę.
Zaczęły się też poważniejsze kryzysy i niestety zabawy wymyślane przez prababcię, dziadków oraz ciocię i wujka powoli przestały działać. Pozostało przekupstwo - za dojście do ustalonego punktu należał się smakołyk. Nie było łatwo, ale trzymaliśmy nerwy na wodzy. Narzekanie i teatralne siadanie na ziemi stawało się jednak coraz częstsze, więc przy drodze stokowej, gdzie krzyżowały się szlaki czerwony z niebieskim, postanowiłem, że trzeba skrócić trasę. Dlatego też zeszliśmy od razu do potoku Turbacz, zamiast iść dalej w stronę Paciepnicy, co wydłużyłoby wycieczkę o 2.5 km i kto wie ile godzin.
Zejście było bardziej nachylone, ale przygotowane na turystów z dziećmi, bo z dostępnymi stopniami czy też schodami ułatwiającymi poruszanie się w dół. Naszym celem była polana Oberówka, ale udało mi się namówić jeszcze Mysz, żebyśmy wcześniej ją okrążyli idąc zieloną ścieżką edukacyjną, dzięki czemu zobaczyliśmy krótki, ale ładny kawałek lasu, oraz potoczek, do którego (zgadliście) znów rzucaliśmy kamienie.
Na polanie zabawiliśmy dłuższą chwilę - przekąsiliśmy coś, pobawiliśmy się w berka i chowanego, odbijaliśmy piłkę. Młoda, która jeszcze kilka chwil wcześniej jęczała, że nie ma już sił, jakimś magicznym sposobem je odzyskała i angażowała wszystkich do zabawy. Na polanie były też wyznaczone miejsca na ognisko, jednak drewno trzeba było kupić czy też zamówić - w każdym razie nie można było zebrać go samemu, ze względu na obecność w parku narodowym.
Z Oberówki udaliśmy się już na parking i zakończyliśmy naszą wycieczkę w Gorce. Ogólnie oceniam ją bardzo na plus, bo spędziłem na prawdę fajne chwile z moimi najbliższymi. Natomiast Mysz, jak na swoje pierwsze samodzielne wyjście, spisała się w mojej ocenie na medal, a każda kolejna wyprawa była już tylko lepsza.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia




