@dzangyl E tam przybywa, w jakichś gównokrajach najwyżej, a i one notują nieraz spadki. Z postępującą edukacją i rozwojem te spadki się nasilą, bo duża liczba ludności jest dokładnie po nic. Potrzebują tego tylko politycy, by miał kto na nich głosować, korporacje, by było z czego wybierać zdesperowaną siłę roboczą oraz systemy emerytalne oparte na klasycznej piramidzie finansowej, które trzeszczą w posadach coraz głośniej. Zwiną się najpierw małe zapomniane wioski (albo już to zrobiły), potem zbankrutują i wymrą mniejsze miejscowości oddalone od szlaków komunikacyjnych (to dzieje się teraz), reszta ludności stłoczy się w lub wokół kilku dużych ośrodków miejskich na cały kraj i tak sobie będzie wegetować niespiesznie, ciesząc się nieskalaną przeludnieniem naturą, dostępną o kilkanaście kilometrów dalej od miejskiego obwarzanka.
Robić cokolwiek ze spadającą dzietnością trzeba było 20-25 lat temu, kiedy ostatni jak dotąd wyż demograficzny osiągnął idealny wiek do rozrodu. Nie zrobiono nic, wręcz przeciwnie, zrobiono bardzo wiele, by dzietność tej kohorty zdławić jak tylko możliwe. Teraz pozostały już tylko ckliwe lamenty i spokojne obserwowanie, jak systemy oparte o zastępowalność pokoleń się zawalają. W skali mikro można zadbać już tylko o własny tyłek, inwestując w potomstwo ile wlezie, w skali makro jest pozamiatane.