Powiem wam, że dla mnie te wybory to także kolekcjonowanie w głowie scenek, które potem siedzą jak memy w folderze „nie do pokazania rodzinie”. Jedną z nich zapamiętam na długo.
Wychodzę wczoraj z studia kanału zero – tłum szaleje, każdy Mariusz coś krzyczy: „Stano!”, „Polska cała bez Rafała !”, „Bążur!”, „Dupiarz!” i tak dalej. Ja szybki zwrot w prawo, 20 sekund później siedzę już w aucie. Ale żeby wyjechać, muszę się przecisnąć przez ten gęsty tłum, jak przez lobby Grand Hotelu w 2005.
Powolutku, ostrożnie, metr po metrze… i nagle ktoś puka w szybę od strony pasażera. Patrzę – Karol Nawrocki. Garnitur nienaganny, wzrok lekko błyszczący jakby od świateł… albo od wspomnień z apartamentów IPN
– Co, podrzucić pana? – pytam z uśmiechem.
– Oby tylko nie do apartamentu deluxe – rzuca i mruga okiem.
Wokół krzyczący wyborcy, fotoreporterzy, ochrona, megafony, a on nagle ścisza głos, jakbyśmy byli w konfesjonale z minibarową lampką.
– Ale niech mi pan powie… Pan we mnie zwątpił, prawda?
– No, trochę zwątpiłem, przyznaję. Te windy w Grandzie… No nie pomagają.
– Mam wielką prośbę. Niech pan się zastanowi… czy w 2009 roku naprawdę uczestniczyłbym w ustawkach, gdybym nie miał idei? Czy naprawdę sprowadzałbym panie do Grand Hotelu, gdybym nie wierzył w rekonstrukcję historyczną? Czy tak działa przeciętny beneficjent mieszkania służbowego? Niech pan we mnie nie wątpi. Bardzo proszę.
Zapamiętam to dlatego, że mnie ta scena poruszyła. Nie było w oczach Nawrockiego żadnej buty, żadnej arogancji, żadnej pretensji. Nie było ucieczki do opłaconego przez IPN apartamentu. Był tylko taki – wydawało mi się w tamtym momencie, że szczery – smutek, że w oczach drugiej osoby stracił twarz. I podjął, chociaż nie musiał, próbę.
Było to niewymuszone i przez to ujmujące. Bez podstawionych mikrofonów, mimo tłumów wokół to jednak bez świadków. Bez nadęcia i aktorstwa, typowego w debacie. Taki ludzki moment w polityce. Tylko człowiek, jego honor i… faktury z Grand Hotelu.
#polityka #pasta #pdk
