Pora na kolejną herbatę
Dziś zaparzyłem sobie czarną herbatę Darjeeling. Dardżylingi są herbatami pochodzącymi z jednego konkretnego regionu Indii, od którego pochodzi ich nazwa. Region ten dzięki położeniu blisko Himalajów posiada bardzo specyficzny mikroklimat, dzięki któremu zawdzięcza bardzo charakterystyczny smak i zapach herbaty.
Sama herbata jest blendem różnych herbat Darjeeling zbieranych wiosną, więc jest to tzw. First Flush. Sklep z którego kupiłem herbatę podaje również klasę liści: FTGFOP1, co jest skrótem od angielskiego Finest Tippy Golden Flowery Orange Pekoe) – herbata FOP o bardzo wysokiej jakości, zawierająca dużą ilość pączków. 1 na końcu oznacza najwyższą klasę liści z których herbata została zrobiona.
Co do samego parzenia, bo tutaj miałem aż 2 podejścia. Za pierwszym razem zaparzyłem w moim czajniczku 5g suszu we wrzątku, czas parzenia trochę ponad 2min. No i jak pierwsze pół kubka było całkiem przyjemne, to końcówka była masakryczna. Wyszło tyle cierpkości że czułem się jakbym pił taką kiepską Sagę którą ktoś zaparzył a później z 2 dni nie wyjął torebki. Bleh. Stwierdziłem więc że herbatę srogo przeparzyłem i trzeba spróbować inaczej.
Za drugim razem skróciłem czas parzenia do 1.5min i było już duuuuużo lepiej. Herbata w zapachu przypominała mi bardziej herbatę białą niż czarną, duuużo łąki. W smaku również jest przyjemnie, łąkowo-herbaciano ale czuć że to herbata czarna, jest naprawdę mocna.
Zrobiłem również drugie parzenie, tym razem 3 minuty. Łąka trochę osłabła, dominuje intensywność herbaty. Następnym razem chyba dam trochę mniej suszu.
Herbatę polecam, lubię takie łąkowe, delikatne smaki, a połączenie tego z mocą czarnej herbaty jest dla mnie całkowitą nowością
#herbata #herbatacodzienna #hejtoherbata
