P(e)odlaskie Motocyklowe ZIUUUUUUEEEOOOooo za Babką, kartaczem i duchem puszczy! Part 3
hejto.plDzień Pierwszy/Dzień drugi.
Po dotarciu na rubieże Stoku zasiadamy z Kumplem i jego rodziną do...no właśnie, chciałem napisac kolacji, ale bardziej pasuje tutaj małe wesele lub chociażby przyjęcie komunijne! Pełen wypas, gospodarze "odjebani fest", nie to co my bidoki z trasy. Dzieciaki szczęśliwe bo " - Przyjedzie wujek Andzej!" się spelniło!

Na stół wjeżdza zupa krem, potem pieczeń, potem zestaw przystawek i jeszcze wieeeelki półmisek ze świeżo zrobionym tatarem. Tak, były złote sztućce...

Jako, że w swoim mniamaniu z moimi manierami nie jest najgorzej to zadbaliśmy o drobne upominki dla wszystkich domowników...jedynie Kumpel nie nacieszył się zbytnio swoim prezentem bo jak tylko się Luksusowa się schłodziła to poszła w kieliszki! ᕦ( ͡° ͜ʖ ͡°)ᕤ #bogol
Rozmowy polaków długo toczone być jeszcze mogły, ale świadmość jutrzejszej trasy i (nie)zdrowy rozsądek kazał nam się kłaść do łóżek jakoś koło 02:00.
Gościnność i tradycja
Przyjmowanie gości na Podlasiu jest tam niemal świętym obowiązkiem, a gospodarze witają przybyłych z otwartymi ramionami,, z moich odświadczeń z tą rasą wynika, że można liczyć nie tylko na obfite i pyszne jedzenie, ale także na serdeczne opowieści i troskę o najdrobniejszy szczegół - każdy gość czuje się jak w rodzinie wedle Maksymy Gorkiego "- Gość w dom - Bóg w dom" (vel "żona w ciąży"
Czasami jest to nawet wręcz męczące jak ktoś nie jest przyzwyczajony do takiego biesiadowania, ale ja wiedziałem na co się piszę! Tak, pije się do każdej niemal okazji, wódka jest nieodłącznym elementem, który zastąpił chleb i sól i trzeba to uszanować! Oni doskonale wiedzą co mistrz Himisbach miał na mysli w słynnym "Alkohol pity z umiarem nie szkodzi, nawet w dużych ilościach" ¯\_(ツ)_/¯Na szczęście tym razem zrobiliśmy jedną flaszke na czterech....heh
Przywiązanie do tradycji widać na każdym kroku, do wiary i religii też. Nie bez przyczyny Podlasie nazywane jest katolibanem i konserwą, ale ja mam na to wywalone bo staram się nie oceniać ludzi poprzez to czy wierzą w allaha, potwora spaghetti, pieniądze czy inne Cthulhu.
Poranek leniwy, śniadanie obfite i różnorodne, czas zleciał na rozmowach i żartach. Z uwagi na piękną pogodę przenieśliśmy się do ogrodu i niestety trochę zabalowaliśmy więć ostatecznie koło 10:00 dopiero po wyściskaniu się ruszamy w trasę. Kierunek wschód.
W drogę...
Lecimy na Kruszyniany, ale po drodze zahaczamy o prawosławny monastyr w Supraślu (Supraśli? nie wiem jak się to deklinuje). Niestety Ojczulkowie na bramce wykopali intruzów bo wlaśnie rozpoczęło się nabożeństwo i nie życzyli, żeby jakieś patałachy się plątały - no bywa!

Być na Podlasiu i nie zobaczyć żubra? No wczoraj nam sie nie udało, ale od czego jest Pokazowa Zagroda Żubra nadleśnictwa W Kopnej Górze? Jedziemyz nadzieją, że coś zobaczymy, no i udało się - pierwszy raz widziałem te bydlaki poza ogrodem zoologicznym. Przepiękne zwierzeta!

Oprócz żubrów teren przygotowany jest pod pikniki i spędzanie czasu na łonie przyrody, są wiaty, miejsca na ogniska i ludzi korzystających z pieknej niedzieli też trochę było.
Ciag dalszy drogi, przyroda przepiekna, zatrzymujemy się w szczerym polu żeby porobić kilka fotek i strzepnąć kurz i się nawodnić by #codziennepiciu.

Docieramy do Kruszynian czyli miejscowości gdzie stoi drewniany meczet polskich Tatarów, który wygląda jak zwykły wiejski kościółek - myk jest taki, że jak typy przybyły tutaj w ramach osadnictwa to jedyne na czym się znali to napierdalanka więc zlecili miejscowemu fachmanowi postawienie światyni, chłop nie umiał budowac niczego innego niż koścoł i stąd wyszło jak dla obcego! #ciekawostkihistoryczne
Zachowany jest natomiast charakter tego miesjsca i cały meczet jest w oczojebnym, zielonym kolorze!

Tak, mozna zwiedzać - zazwyczaj za przewodnika robi miejscowy tatarzyn, ale w związku z jakimiś obrzedami religinymi był nieobecny i zastepował go jakiś miejscowy ziomek. Przed wejściem obowiązkowo zostawiamy buty i za całego dychacza bedąc w środku meczetu wysłuchujemy prawie godzinnego wykładu o historii tego miejsca i o tym ską się wzieli tatarzy na tych ziemiach, dlaczego tu, jak to z tym islamem jest i jak im się żyje dzisiaj. Obecnie mieszka w Kruszynianach 6 rodzin tatarskich (reszta jest rozrzucona po całej Polsce), a miejscowy Imam jest na codzień kierowcą MPK w Stoku! Poza wiarą niczym się nie róznia...no może troche poza niektórymi nazwiskami i imionami brzmiącymi po turecku.
Sam meczet w środku ascetyczny ciut (pewnie tak ma być) , osobne pomieszczenia do modlitwy dla kobiet i mężczyzn. Zdecydowanie nie jest to wypas znany z cerkwi.

200 metrów za meczetem znajduje malutki cmentarzyk tatarski gdzie obejrzeliśmy nagrobki z półksiężycem i gwiazdą, często z jakimiś hieroglifami arabskimi i ciekawostką dotyczącą tego, że pisze się "syn tego i tej" albo "córka tego i tej" (no chyba, że rodzice nie znami to wtedy "syn Adama i Ewy"). Sam cmentarz troche zaniedbany, dużo pomników aż prosi sie o renowację - trochę to smutne....

Kruszyniany oferują całkiem dobrą bazę turystyczną z nowo wybudowanym kompleksem noclegowo-restauracyjnym pn Jurta, ale nie ciagnęło nas do konsumpcji - nadal jechalismy na porannym sniadaniu.
Natrafilismy za to na targ rękodzieła i wyrobów rzemieślniczych gdzie zaopatrzyłem w śliczny ceramiczny magnesik z zielonym meczetem i w pokaźną butelkę litewskiego kwasu chlebowego - piłem lepsze (np z Putki), ale ten też całkiem do rzeczy!

Patrzymy na zegarek, dochodzi 15:00 a my jesteśmy w sumie dalej niż zakładaliśmy. W ambitnych planach była jeszcze Wizna (schron Raginisa), Tykocin, wieża widokowa i jeszcze jeden urokliwy kościółek, no ale zaczynamy walczyć o czas tym bardziej, że po drodze chcemy zatrzymać się na jedzenie w Broku nad Bugiem przy słynnym Miętusie.
Walczymy z insektami i słońcem, które schodzi coraz niżej i oślepia - niestety jedziemy głównie na zachód i cały czas mamy lampę prosto w ryj. Cmenatarzyska na szybach kasków i mojej owiewce powodują, że ze wzdlędów bezpieczeństwa stajemy i czyścimy wizjery bo już jest naprawdę źle:
Do Broku dojeżdzamy na szczęście przed zachodem słońca i zamawiamy, a jakże Miętusy! Ruch w niedziele o prawie 19:00 o dziwo duży i kolejka na 40 minut!
W oczekiwaniu obejrzelismy sobie jeszcze rozlewiska Bugu.

Jedzenie na szczęście przed czasem i wjechały pokaźne porcje i wszystko mega świerze. #zyciejestdobre ale trochę też #paragonygrozy.

Najedzeni i wypici wziadamy na kible - kierunek DC. Na drodze ciasno, juz po zmroku a jeden motur to 125 więc już żółwim tempem docieramy do Rembertowa gdzie każdy jedzie w swoją strone.

Trasa dnia drugiego wyszła mniej więcej tak:

Epilog:
Cała trasa to jakieś 620km w dwa dni. Tempo jazdy mocno spacerowe, ilośc atrakcji do obejrzenia mocno ograniczyliśmy. Nie obyło się bez drobnych przygód jak paciak w bloto pierwszego dnia.
Wszyscy uznalismy, że to był najbardziej udany wypad "Gangu Kiblarzy" jak do tej pory!.
Czy warto w tę stronę?
-
Ludzie serdeczni
-
piekna przyroda
-
mozna już kupić księżycówkę czyli ducha puszczy w wersji skomercjalizowanej (był w Kruszynianach)
-
bardzo dobre drogi
-
duża dostępność atrakcji w weeekendy, w tym dla rodzin
-
ceny noclegów niskie (bo już chyba po sezonie - tak, sprawdzaliśmy i branie zestawu biwakowego w ogóle sie nie opłaca)
-
ceny gastro niskie a przy tym smaki jakich na codzień nie doświadczysz.
Czy wróce i obejrze to co nie obejrzane?
- chciałbym, ale taki trip udaje nam się dograć 2x do roku...może sie okazać, że nastepny kierunek to będzie coś na poludnie.
Pozdrawiam wszsystkich, którzy dotarli aż tutaj
#stareludzia
#podrozujzhejto
#podlasie
#motocykle
#skutery
#spierdotrip
