#muzykawolfika #muzyka #blues #zalesie #feels


K⁎⁎wa... Dzisiaj, pierwszy raz od czterech lat od śmierci ojca, zatęskniłem za nim...

Kochał swoją rodzinę w bardzo specyficzny sposób, np. robiąc długi, kupując głupoty mówiąc "że przecież on to wszystko dla nas". Pił, ale nie bił, miał swoje demony z którymi próbował walczyć. Nie raz stanęliśmy sobie do gardeł, zdarzyło nam się kiedyś nawet "skrzyżować" ręce, ale nic wielkiego nigdy z tego nie wynikało...

Kiedy już wyprowadziłem się z domu, a on sam przeszedł na emeryturę i zwolnił, polubiliśmy się, można by nawet powiedzieć, ze zaprzyjaźniliśmy się.

Będąc w domu rodzinnym, wpadałem z piwkiem i mieliśmy taki zwyczaj, że siadaliśmy (zwykle latem) na balkonie i słuchaliśmy bluesa i jazzu. To on zaraził mnie muzyką.

Katował mnie B.B. Kingiem i innymi starociami, ale kiedy puściłem mu poniższy kawałek zwariował i do końca swoich dni często słuchał Johna Mayera.

Do tego stopnia, że na pogrzebowej ceremonii puściliśmy mu w ostatniej drodze kawałek "Gravity", ale wrzucę tu ten który mocno nas połączył. B.B. Kingd też poleciał przy trumnie - "Thrill Is Gone".

Tak mnie jakoś złapało... Ehh...


John Mayer - Out Of My Mind


https://www.youtube.com/watch?v=34MF1JTbwa4

Komentarze (3)

onpanopticon

@tomwolf Uhh, związanie jakiegoś momentu, chwili, albo osoby z jakimś utworem... mało rzeczy na tym świecie potrafi wzbudzić takie dogłębnie fizycznie odczuwalne natychmiastowe feelsy. Stąd niektórych kawałków unikam, bo wiem w jaki mnie wprowadzą nastrój.


Trzymaj się tam i w sumie ciesz, że dane wam było na koniec jeszcze chociaż troszkę to wszystko poprostować i pożegnać w zgodzie i dobrej relacji.

Piechur

Podeślę swojemu tacie, dzięki za polecajkę, dzięki za wpis, trzymaj się

Zaloguj się aby komentować