Moja babcia za czasów PRL ukończyła technikum zdobywając tytuł technika rachunkowości. Po szkole ciężko było o pracę ale udało jej się dostać do typowego PRLowskiego zakładu na linie produkcyjną. Jej zadaniem było przenoszenie gotowych plastikowych odlewów z formy na palety. Obowiązki można określić jako dość lekkie, powtarzalne, bez nadmiernego stresu, typowa praca mechaniczna. Tkwiła na tej lini jakiś rok, może w okolicach dwóch lat. Zakład się rozrastał, a ludzie na górze potrzebowali wykwalifikowanej kadry w tym oczywiście osób do pracy w biurze i akurat potrzebowali kogoś z tytułem technika rachunkowości. Moja babcia dostała ofertę przeniesienia na inne stanowisko, miała tylko przygotować dokumenty które potwierdzają jej kwalifikacje i wyrazić chęć na taką zmianę. Papiery przygotowała ale jak nadszedł czas ostatecznej odpowiedzi, to zrezygnowała. Czemu? Bo praca przy maszynie wydawała się przyjemna, bez stresu, stabilna i miała tam koleżanki. No i zgodnie z życzeniem została na linii. Po kilku latach zakład upadł, a ona została z pakietem akcji którymi nawet nie można było podetrzeć sobie d⁎⁎y.
Dzisiaj jest już na emeryturze, zajmuje się swoim RODosem i praktycznie przy każdym spotkaniu rodzinnym wspomina o tym to jak to lata temu była głupia, że nie skorzystała z takiej oferty.
Życzę wszystkim abyśmy nie byli jak moja babcia, dobranoc.
#przegryw