Mam pytanie, które od jakiegoś czasu mnie nurtuje:
"Gdybyś był Bogiem, jaki świat byś stworzył, lub co byś w nim zmienił?" Lub inaczej, zakładając że istnieje stwórca: "co nasz świat mówi o nim i o nas. Jaki jest nasz cel?"
Polecam zatrzymać się na chwilę i napisać w komentarzu swoje przemyślenia, zanim przeczytacie moje własne, które mogłyby was nakierować na te same tory i zahamowac waszą kreatywność - bo to wbrew pozorom trudne pytanie.
.
.
.
Jak pozostawiliście swój koment to teraz napiszę co sam wymyśliłem:
Nie tak łatwo wyobrazić sobie lepszy i jednocześnie znacznie inny świat. Łatwo za to powiedzieć czego powinno być mniej (np bólu i cierpienia - przede wszystkim tego nie do zniesienia lub terminalnego, który niczemu nie służy, bo uczciwie trzeba przyznać, że istnieje też ból, który hartuje, wzmacnia i pomaga), a czego powinno być więcej (sprawiedliwości; szeroko rozumianej jakości życia tzn by dla większej ilości ludzi było ono piękną przygodą, a nie statystowaniem; może też obecności/opieki Boga). 
Jednak ciężko jest mi wymyśleć zupełnie inną wizję świata, która byłaby lepsza jako spójna całość. Życie bez wyzwań jest jak jedzenie bez smaku. Samo istnienie zła daje cel, bardzo przecież potrzebny w życiu. Inni ludzie też ten cel dają, ba, tworzą całą więź pojęć, których nie ma bez innych, jak dobroć - "nikt nie jest dobry w samotności". A piękno świata jest podkreślane przez jego gorycze - tak jak najlepiej smakuje jedzenie po okresie głodu, czy pierwsza miłość, tj ta nigdy wcześniej nie doswiadczona... 
Uczciwie tez trzeba powiedzieć, jeśli chodzi o surową ocenę naszego świata, że my sami stajemy się bardziej wymagający (co oczywiście z jednej strony jest na plus, bo pcha nas do postępu, ale z drugiej czyni nas, w skrajności, pełnymi pretensji i niezdolnymi do cieszenia się tym co przynosi zwykłe, dobre życie). Dużo w końcu zależy od naszej subiektywnej postawy - dla dwóch osób to samo życie może mieć zupełnie różną wartość.
Druga część pytania - "co nasz świat mówi o stwórcy i o nas":
Życie jest testem. Wymagajacym poligonem przez który mamy przejść, hartując się, ucząc i poznając wszystkie jego oblicza i nas samych. Ma nas poprawiać.
Czasem myślę, że odpowiedzią na moje egzystencjalne paradoksy jest wiara w pewnego rodzaju reinkarnację i poznawanie wszystkich odcieni życia, osiągając na końcu kompletną nirwanę, stan zrozumienia, kiedy to wszystkie te ścieżki i perspektywy łączą się z powrotem w jedną... Na pewno, jeśli istnieje dobry i wszechmocny Bóg, nasze życie nie kończy się tutaj - w końcu dla tak wielu jest raczej cierpieniem, podtrzymywanym przez naturalną chęć życia.
Patrząc na świat jak tego rodzaju test - trzeba przyznać że jest on dobrze przemyślany - bo co z nagrodą, tj niebem, za podążanie za cnotami wbrew temu światu, jeśli sam świat byłby tak zbudowany, że nagradzał by cnoty? Po cóż wtedy jeszcze obietnica nagrody? Jest jakaś głęboka wartość w podążaniu za dobrym życiem, wbrew pokusom zła. Wartość w takiej niezłomnej postawie, gdzie przeciwności nadają jej znaczenie i uświęcają taką osobę. Gdyby sam świat zawsze nagradzał takie osoby - czy nie tresowałby ludzi, zamiast budować ich charakter?
A może znacie jakieś książki bądź inne materiały (mogą być filozoficzne), które próbują odpowiadać na powyższe pytania?
tomasz.mintorski

|"zakładając że istnieje stwórca: "co nasz świat mówi o nim i o nas. "

Że jest chorym zjebem, który tworząc nas na swój obraz i podobieństwo, powołał do życia 7 miliardów kolejnych chorych zjebów.

Zaloguj się aby komentować