Luba mnie wysłała do dziekanatu swojej jeszcze uczelni, żeby oddać zgodę na przetwarzanie danych osobowych. Wszystko się załatwia online oprócz tego.
Dziekanat oczywiście otwarty przez 4h dziennie, akurat, gdy większość ludzi jest w pracy. Ja akurat w tym tygodniu poranki mam wolne, tak więc o 10:00 się stawiłem i znalazłem kartkę z pieczątką, że szkolenie do 10:45.
Żadnego maila, informacji innej niż taka, która spełni swoją rolę dopiero, gdy się człowiek przebije z drugiej strony miasta. No nic, czekam.
Wybija upragniona 10:45. Z pokoju wychodzi pani i przykleja do poprzedniej kartki kolejną, już bez ram czasowych xD.
Przyzwyczajony do dobrej organizacji w pracy, zapomniałem jak absurdalne i odklejone od rzeczywistości mogą być sytuacje podczas załatwiania czegoś na uczelni (tak, wiem, że to czubek góry lodowej).

