@DeadRabbit @razALgul
ja powiem tak: podzielam zdanie Carlina. A "ekologia", "ślad węglowy" czy "redukcja plastiku" skutecznie nauczyło mnie że są to buzzwordy służące do nabijania kieszeni wielkim. Oczywiście, istnieją ludzie dedykujący swoje życie rzeczywistemu ratowaniu gatunków czy poprawie środowiska, ale to jest margines.
No i w szerszej perspektywie - natura sobie poradzi. Zanim człowiek zaczął ujarzmiać naturę na pewno po Ziemii chodziły takie robale co to nikt ich jeszcze nigdy nie widział #pdk. No i? Ja wierzę w ewolucję, nieprzystosowany gatunek po prostu wymrze, a obecny ewoluuje w ten bardziej przystosowany i to jest zupełnie naturalne.
#Niepopularnaopinia, ale jak działa się inba na Odrze to z jednej strony wiadomo, szkoda ryb, ptaków które je jedzą, ssaków żywiących się ptakami i dalej w górę łańcucha troficznego, ale z drugiej strony - co z tego? Nie umniejszam bynajmniej zbrodnii na naturze w postaci ścieków czy innej rtęci w wodzie, ale z punktu widzenia ekosystemu coś wymrze a coś wyewoluuje.
bo w naturze wszystko jest połączone.
Zgadzam się w całej rozciągłości. I tak jeśli osuszymy rzekę to nie będzie ryb, ptaków, ssaków w TEJ OKOLICY. To co będzie w stanie się przeniesie tam gdzie są warunki do życia, to co nie będzie mieć takiej możliwości wymrze. Jeżeli było na tyle łebskie żeby ekspandować na więcej niż jeden akwen to gitara, nie - to trudno, będzie więcej zasobów dla innego gatunku.
ochrona gatunków, które są zagrożone wymarciem wyłącznie z winy człowieka, to już inna sprawa.
Pomijając oczywisty moralny paradygmat - dlaczego? Osobiście miałem głęboką rozkminę na temat reliktowca małego -> https://pl.wikipedia.org/wiki/Reliktowiec_ma%C5%82y
To działałność człowieka była bezpośrednim przyczynkiem do zniknięcia gaturnku. Z drugiej strony - stało się coś? A jeśli tak to komu? Z Carlina można( i powinno - w końcu to komik) się śmiać, ale w podlinkowanym skeczu nie mogę mu odmówić logiki. Natura sobie poradzi, z nami czy bez nas. To my mamy przejebane.
Rozkmińcie sobie jeden z najczarniejszych scenariuszy - wymarcie pszczół. Wiadomo, kwiatki -> roślinożercy -> mięsożercy -> człowiek. Na każde ogniwo łańcucha będzie impakt. Ale naprawdę sądzicie że PRZED tym jak pojawiły się pszczoły na Ziemii nie było roślin i życia?
Żyjemy w naszych czasach, rozumiemy dość dobrze mechanizmy zachodzące w naturze i patrzymy na nią przez pryzmat zastanego status quo. Kwiatki, pszczółki, pierdółki. Ale ja wierzę w to że jak pszczół zabraknie, zapylaniem zajmą się muchy, osy, trzmiele. Albo i nie. Może te pyłkopylne rośliny po prostu ustąpią miejsca innym roślinom, a może w ogóle czemuś nowemu?
Zaznaczam jeszcze raz - zupełnie nie postuluję tu metodologii "yolo". Mówię że my tu w europie spuszczamy się nad papierowymi słomkami i liczymy ile krowa z której burgera chcemy zjeść wypierdziała CO2, a w tej samej chwilii Prakash Kumar dorzuca opon do ogniska bo odzyskuje z nich stalową osnowę. W jego okolicy zapewnie nie ma żadnej pasieki, a jednak coś rośnie.
Wielu z nas chciałoby mieć maszynę do podróży w czasie, sporo z tych marzycieli chciałoby osobiście udusić Hitlera jeszcze w łonie matki. Ja chciałbym się wybrać jakieś 500 lat do przodu i zobaczyć jak natura poradzila sobie z czernobylską Zoną. Bo nie wierzę w koncept "terenu niezdatnego do zamieszkania przez 10 tysięcy lat". Wierzę w "teren niezdatny do zamieszkania przez 10 tys lat przez życie jakie znamy dzisiaj".
Mógłbym napisać jeszcze parę akapitów, ale wierzę że przekzałem koncept.