Krzywdzę swoją rodzinę a oni mi wybaczają i praktycznie uchodzi mi to na sucho. Nic nie robię wobec obcych a ci uważają mnie za szmatę, która zasługuje na wpierdol. Pomyślałbym, że to karma ale nie wiem czy proporcje zostały zachowane.
Wczoraj rozwiązałem duży problem ale za wysoką cenę i masę pracy. Dzisiaj mogłoby być tak samo. Przeplata się nadzieja ze sznurem, zaciska mi krtań gdy to piszę.
Widziałem wczoraj umierającą matkę dobrej duszy, która mi pomogła. Boję się że moja również padnie, choć ma tylko trochę powyżej 40. Potraktowałem ją bardzo źle. Jestem egoistycznym ścierwem, bo tego ode mnie wymagało życie. Dzisiaj mam stabilizację, upadłą rodzinę i sfrustrowanych dziadów w pracy.
Jak ktoś taki za⁎⁎⁎⁎sty jak ja ma się w to wpasować? Za gówniarza było fajniej, bo mogłem się napierdalać. Teraz jakbym wykurwił komuś, kto na to zasługuje, to wyjebali by mnie z pracy i miałbym kołnierzyki nad głową.
Jest mi tak ciężko, że muszę o tym pisać. Kiedy ostatni raz się uzalałem nad sobą? Kozaki mojego pokroju robią to w ciszy własnego umysłu, potem bezlitośnie mordują każdą bolesną myśl.
Nie dzisiaj. Nie mam uzależnień, nie konsumuję debilizmu. Wypełniam limbo spostrzeżeniami absurdalności świata wokół mnie.
Czyli mam 23 lata. I c⁎⁎j mnie zaraz trafi.