Kilka tygodni temu usłyszałem, diagnozę od weta, że pies (11 miesięczny owczarek) ma dysplazję stawu łokciowego. Słuchając Waszych rad, zaopatrzyłem się w wiedzę od fizjoterapeutów i tak dalej. Wczoraj byłem u jednego, który nawiasem mówiąc dał mi promyk nadziei, korenspondencyjnie, wcześniej.
Będąc już u tego doktora, otrzymałem obszerny wykład o zasadach działania weterynarzy, w sprawach dysplazji, a także informację dotyczące innych przypadłości, z którymi boryka się mój drugi pies. Pierwszy raz spotkałem się z kimś, kto mówił do rzeczy i nie pieprzył farmazonów. Generalnie jego wytyczne sprzed kilku tygodni, dały radę i według niego, nie ma (jeszcze) mowy o dysplazji. Tylko młodzieńcze zapalenie kości, ale jeździć obserwować. Byłem tam godzinę i widziałem rejestracje z trzech województw, które się pojawiały przed kliniką. Każdemu psiarzowi i kociarzowi życzę takiego weta. Po 30 minutach rozmowy z gościem, jestem w stanie mu powierzyć zwierzę. Może jestem naiwny, ale psy mam od ponad 20 lat i ten weterynarz, chyba wygrał. Zwłaszcza podczas wywodu o świadomej decyzji, o sterylizacji. Omówił plusy i minusy i powiedział, że jak to ma być tylko, dla pozbycia się cieczki, to tego nie zrobi.
Najważniejsze, na razie nie mam owczarka z dysplazją i bardzo się cieszę
#psy

