Kilka miesięcy temu byłem w UK na kilka dni po dość długiej nieobecności. Spodobały mi się 2 rzeczy:
-
w każdej restauracji w której byłem przy danym daniu w menu podawano ile dostarcza kCal - dzięki temu poza wyborem składników naszego dania można było kierować się własnym zapotrzebowaniem na kCal z takiego posiłku lub uwzględnić wymagania swojej aktualnej diety;
-
każdy napój zawierający alkohol miał do siebie przypisaną liczbę "jednostek". Np. piwo 0,6 l ok. 4% miało nieco ponad 3 jednostki, jakiś słaby drink w puszce 0,2l miał nieco ponad 1 jednostkę. Do tego podano informację, że odpowiednik ichniejszej rady lekarskiej rekomenduje spożycie góra 14 jednostek w ciągu tygodnia. Mocnego alkoholu w dużej butelce nie spożywałem, tak więc nie wiem ile np. na standardowa wódka w butelce 0,5 l. Informacja o limicie tygodniowym oraz o ilości "jednostek" dla każdego napoju alkoholowego była zamieszczona na etykiecie butelki lub na samej puszce z napojem w tylnej części.
Wiem, że rozwiązania te wprowadzono nie dlatego, że Anglicy chcą zdrowo żyć, a że żarli za dużo niezdrowych przekąsek i do tego chlali na umór, ale bardzo mi się spodobało takie podniesienie świadomości społecznej w tych kwestiach. Ja osobiście pijąc jakieś piwo nigdy nie zastanawiałem się tak naprawdę ile wynosi granica "zdrowego spożycia" a tu proszę - Angole mnie w tym niezamierzenie uświadomili...
A Wy co myślicie o takich rozwiązaniach?