Kiedy zacząłem pisać ten kawałek tekstu był luty. Było to ponad 3 miesiące od mojego ostatniego postu pod tagiem #kierunekzea, który założyłem z pytaniem - Emiraty czy nie. Mija niemal rok od mojego wylotu z kraju, także najwyższa pora na aktualizację.
Razem z rodziną wystartowaliśmy i wylądowaliśmy szczęśliwie 1 stycznia w Dubaju, co biorąc pod uwagę statystykę "zdarzeń lotniczych" z końca 2024, wcale nie było takie pewne. Dzieciaki po drodze od mojego wylotu do powrotu po nie zaliczyły ospę i moja lepsza połowa miała z nimi urwanie głowy pod moją nieobecność.
W ciągu pierwszego miesiąca od przylotu udało mi się załatwić szkołę dla starszej córki, zrobić tłumaczenie prawa jazdy, wypożyczyć samochód. Nieco później wynająć mieszkanie. Po przylocie z rodziną wylądowywałem na parę dni w szpitalu (co opiszę przy innej okazji), parę tygodni po wyjściu ze szpitala brałem udział w kolizji (bez mojej winy). Wspólnie z żoną też ogarnęliśmy przedszkole dla młodszej córki, tłumaczenie prawa jazdy żony, wylot na ferie do PL. Jeśli będę miał czas to postaram się o tym wszystkim napisać w oddzielnych postach.
Zasadniczo - przy każdym poście będę przypominał i sobie i czytającym/komentującym, że Zjednoczone Emiraty Arabskie, podobnie jak inne państwa o zbliżonym ustroju, bardzo czuwają nad tym, aby nie wygłaszać niepochlebnych opinii na ich temat. Zarówno na temat państwa jako takiego, jak i osób sprawujących władzę. Czasami nawet na temat firm. W swoich wpisach, skupię się na przedstawieniu faktów. Ich ocenę pozostawiam odbiorcom. Zdarzało się, że niepochlebne opinie publikowane w sieci (nawet na temat tutejszych firm), powodowały reperkusje już po wylądowaniu w ZEA. Będę uprzedzał o tym w każdym poście.
Zacznę od pierwszej kwestii - sama podróż do ZEA z Polski jest łatwa. Lot z Warszawy do Dubaju trwa około 6h, bezpośrednie połączenia oferuje PLL LOT, Emirates a także spokrewniony z tą linią Fly Dubai (segment budżetowy). Osoby z południa mogą skorzystać z połączenia Wizzair do Abu Dhabi (stolica państwa). Od czerwca połączenie Warszawa-Abu Dhabi uruchomiła linia Etihad. Ta sama linia otwiera lub otworzyła też połączenie do Krakowa. Na polskim paszporcie można przebywać w ZEA na wizie turystycznej do 3 miesięcy.
Jako, że lot rezerwował mi HR to leciałem.. a jakże Fly Dubai. xD Lot, jak na budżetówkę przystało, był dobrze obłożony. A także spóźniony. Mimo, że w PL szczyt sezonu urlopowego był już dawno wspomnieniem zmęczonego lotniskowego tragarza, wylot samolotu z Dubaju był opóźniony na tyle, że odbiło się to godziną przylotu do Warszawy. W międzyczasie panie stojące w kolejce do boardingu żartowały sobie, że może ktoś zaoferuje za nie wielbłąda. Nie wiem jeszcze ile kosztuje wielbłąd, i czy przypadkiem nie jest on wart więcej niż Panie z kolejki, ale wiem że można się na nich (czytaj wielbłądach, nie Polkach) ścigać.
Z pozytywów - HR zaaranżował transport z lotniska do hotelu, także po samym przylocie, przejściu kontroli paszportowej, podbiciu papieru do wizy pracowniczej, oraz odebraniu bagażu spotkałem miłego Pakistańczyka, z którym musiałem się kłócić o to, żeby zostawił mi do pchania/niesienia chociaż jedną walizkę.
Po wymianie powyższych uprzejmości ruszyliśmy w stronę parkingu. Zanim jeszcze opuszczę lotnisko drobna dygresja. Przylatując do pracy w ZEA można mieć już rozpoczęte postępowanie wizowe. Wówczas (na co uczulał mnie HR) konieczne jest podbicie paszportu oraz formularza wizowego na granicy. Jak ktoś przylatuje w celach turystycznych może przejść przez bramki z biometrią. Niektórzy, którzy przechodzą przez kontrolę ze stemplowaniem dostają karty SIM (prepaid) z lokalnym numerem telefonu. Ale do rzeczy.
Po krótkim spacerze przez terminal wyszliśmy na zewnątrz. Drugi tydzień listopada, godzina 19+, praktycznie godzina po zmroku. Pierwsze co mnie uderzyło to temperatura i brak klimatyzacji na parkingu. W zasadzie może nie sama temperatura a wilgotność. Wylatując z Polski musiałem zakładać lekką puchową kurtkę, ponieważ wczesnym ranem przy wyjeździe z domu panowały temperatury w okolicach 0C. Tymczasem w Dubaju, nawet po zmroku wciąż było powyżej 30C. W tym roku sytuacja wygląda nieco lepiej, ponieważ temperatura po godzinie 19 spada do 28C i niżej.
Kierowca załadował walizy, ja w międzyczasie wgramoliłem się do auta, odmówiłem w myślach paciorek, żeby mnie tylko nie wywieźli na pustynię, po czym ruszyliśmy w stronę nieznanego. Jako, że droga z lotniska do hotelu trochę się dłużyła to wdałem się z kierowcą w dialog, z którego wynikało że rozważał emigrację do Polski. Nie wiem czy to była ściema czy nie, ale z rozmów które toczyłem z kierowcami taksówek, Polska była wskazywana przez nich jako dość częsty kierunek rozważanych emigracji. Ich zapał zawsze studzę tym, że mamy mafię taksówkową a także koniecznością załatwienia papierów i pozwolenia na pracę przed przyjazdem do kraju. Dotyczy to w sumie każdego kraju z Azji. Jednego razu bardzo mnie zaskoczył kierowca z Nepalu, który wdał się ze mną w rozmowę na temat sytuacji na granicy z Białorusią.
Reasumując, po ponad godzinie jazdy dotarłem do hotelu. Hotel był zdecydowanie mniej budżetowy niż lot.
Koniec końców przyjechałem z przekonaniem, że w poniedziałek, czyli następnego dnia czeka mnie pierwszy dzień pracy. Po tym jak zacząłem raz jeszcze weryfikować logistykę na kolejny dzień okazało się, że mój pierwszy dzień nie jest zaraz po przylocie, tylko we wtorek. Jest to typowa praktyka w firmie, każdy nowy pracownik ma przynajmniej jeden dzień na wyrównanie tzw. jetlaga. Ten po przylocie z Polski nie był jakoś bardzo duży, aczkolwiek ostatnie dni przed wylotem zdarzało mi się zarywać noce także pobudka rano, jeszcze o 3h wcześniej, była nie lada wyzwaniem. Na pewno ten jeden dzień to zbyt mało np. dla ludzi przylatujących z Ameryki Południowej która, jak by nie patrzeć, jest po drugiej stronie globu, względem półwyspu Arabskiego.
No dobra, żeby nie przynudzać za bardzo - przejdę do rozważań - warto czy nie warto?
Z perspektywy czasu nie żałuję przeprowadzki, aczkolwiek przy drugim podejściu miałbym inne podejście i zwracał uwagę na inne rzeczy niż za pierwszym. Kwestia finansów jest nierozłączna. Emiraty pozwalają zarabiać więcej ale też i wydawać więcej.
Nie mam obecnie określonej daty powrotu, ponieważ rynek IT w Polsce, nie wygląda różowo, mam też już swoje lata. W obecnej firmie z biegiem czasu mam możliwość awansu.
Ogólnie - moje pierwsze tygodnie w ZEA jesienią, gdy w Polsce jest już szaruga, to był istny miesiąc miodowy. Słońce w dzień, przyjemna temperatura wieczorem i w nocy. Miła odmiana względem pizgawicy na północy. Niestety po pierwszych tygodniach zaczynają się też schody.
Przede wszystkim kwaterunek z firmy miałem zapewniony przez pierwsze 4 tygodnie, tak więc w miarę szybko musiałem zacząć ogarniać mieszkanie do wynajmu, aby móc odhaczać papiery potrzebne do przyjęcia do szkoły. Mam kolegów, którzy mieszkali w hotelu przez 6 miesięcy z tylko dla własnej wygody.
Główne wyzwanie na samym początku to rynek wynajmu. Wynajem w emiraty jest.. drogi. Bardzo drogi. Żeby to zobrazować - w ramach umowy o pracę pensja jest podzielona na 3 kwoty tzw. wynagrodzenie podstawowe (ang. base salary), dodatek mieszkaniowy (?) (housing allowance) oraz inne dodatki (ang. other allowances). Z czego to wynika nie wiem, nie mniej wynagrodzenie podstawowe to mniej więcej 1/3 całości, którą się dostaje. Jakieś 30% pensji w postaci "dodatku mieszkaniowego" nie pozwoliło mi na wynajęcie czegoś blisko pracy, w standardzie i jakości wykończenia, który mógłbym bez obaw porównać z europejskim. Co więcej, od czasu mojego przyjazdu ceny najmu wciąż rosną. Za mieszkania, które były wystawiane w minionym roku po 130-135 tys./rok właściciele obecnie żądają 150 tys. i więcej. Mieszkania są zazwyczaj nieumeblowane, bez AGD chyba że jest ono w zabudowie.
Zależnie od okolicy, w której chce się mieszkać i czasu dojazdu do pracy - za tzw 2BR czyli mieszkanie trzypokojowe (2x sypialnia, salon, kuchnia, czasami "maid room") o powierzchni 90 m2 (często 120-140 m2) trzeba wyłożyć przynajmniej 80 tys. AED, a często znacznie więcej. Gdy piszę więcej, to znaczy że nie ma ogólnie górnego limitu. Są dziesięcioletnie osiedla takie jak Al Muneera, Waters Edge, czy Al Rayyana, w których ceny za 2BR mogą przebić 150 tys. AED. Są również domy (szeregowce) 2BR za miastem które jeszcze rok temu można wynająć za mniej niż 90 tys., a obecnie raczej 90 lub 100 tys. AED. Standard pomiędzy miejscami różni się i to znacznie, natomiast trzeba brać poprawkę też na to, że rynek mieszkaniowy tutaj wygląda o wiele inaczej niż w europie. Zwłaszcza w Abu Dhabi jest on zdominowany przez instytucje. Prywatnych właścicieli jest niewielu, w kilku lokalizacjach (jak Muneera, Waters Edge), więc nie ma konkurencji. Ponieważ pogoda jest tutaj okrutna jeśli idzie o utrzymanie nieruchomości a zwłaszcza zieleni, to jakiekolwiek zaniedbania ze strony chociażby ogrodników są natychmiast widoczne. W okresie letnim trawnik, który nie będzie podlany 2 lub 3 razy, po prostu się nie utrzyma. Nie to, że zżółknie, po prostu zostanie spalony na wiór. Latem awarię klimatyzacji lub jej przeciążenie można odczuć bardzo szybko, ponieważ w mieszkaniu szybko wzrasta wilgotność.
Równocześnie większość mieszkań ma w cenie dostęp do siłowni i/lub basenu, utrzymanie czy tzw. "opiekę techniczną". Standard opieki bywa różny, ale dzięki temu najemca nie musi się bawić ani w elektryka ani w hydraulika.
Nie ukrywam, że w okolicach 7-8 grudnia gdy moje podejście "mi nie zależy" nie robiło na nikim wrażenia, a ja wciąż byłem bez mieszkania, zacząłem zmiękczać kryteria. Mieszkania zarówno wówczas jak i teraz schodziły na pniu, a moje niezdecydowanie spowodowało, że wszystkie oferty w pobliżu biura, które w połowie listopada były poniżej 90 tys. AED, najnormalniej w świecie się rozeszły. Ostatecznie, na kilka dni przed powrotem na święta do Polski, udało mi się wynająć umeblowane mieszkanie w Khalifa City tj. "po drugiej stronie autostrady" od popularnego Al Raha Beach. Kilka skrzyżowań mniej do szkoły, blisko monopolowego, blisko spożywczaka, blisko do jakiś restauracji, blisko dużego parku z placami zabaw. Z basenem i siłownią, niedużą ale wciąż jakąś. Wszystko, poza szkołą i moją pracą w odległości 10 minut spacerem. Z pracy raz maszerowałem - zajęło mi to 55 minut. Moja lepsza połówka nie była zadowolona z mojego wyboru, ponieważ pierwsze co zobaczyła w styczniu po otwarciu zmywarki to były karaluchy (ale to temat na oddzielny wpis). Jako, że wynająłem mieszkanie na pół roku (a nie na rok), to cena najmu była wyższa, aczkolwiek liczyłem że uda mi się znaleźć mieszkanie, z puli tych, które pojawią się na rynku przed wakacjami. W praktyce właściciel czy najemca musi wypowiedzieć najem na 2 miesiące przed końcem umowy. Czas pokazał, że byłem w błędzie, koniec końców przedłużyliśmy umowę wynajmu do końca czerwca 2026.
Jeśli idzie o szkołę - mam dofinansowanie do tejże w wysokości kilkudziesięciu tys. AED. Owszem, muszę wyłożyć środki na opłaty, ale pracodawca zwraca mi je do określonego limitu. Limit jest na tyle duży, że wychodzi mi mniej niż za prywatną szkołę w Polsce. W ramach limitu mogłem sfinansować zakup tabletu (zazwyczaj Apple), który jest wykorzystywany w szkole. Zdecydowaliśmy się na szkołę w systemie IB (International Baccalaureate), ponieważ ani system brytyjski, ani amerykański ani żaden inny, nie daje nam większych szans na powrót do Polski. Teoretycznie szkoły z systemu IB powinny akceptować swoje świadectwa między krajami, w praktyce pewnie będzie z tym więcej zachodu. Faktem jest to, że przeniesienie ze szkoły w PL do ZEA nie było zbyt trudne. Świadectwa polskie są akceptowane, więc po przetłumaczeniu świadectwa ukończenia szkoły oraz semestru i listu polecającego, wystarczył filmik nagrany po angielsku i test ze znajomości angielskiego.. po wniesieniu opłat na początku grudnia w przeciągu kilku dni otrzymałem wiadomość, że moja córka od 7 stycznia może zacząć uczęszczać do szkoły.
Fluktuacja dzieci w szkołach jest ogromna, ponieważ sporo ludzi się przeprowadza, sporo się również wyprowadza. Zazwyczaj koniec roku lub koniec roku szkolnego to czas przetasowań, po których klasy mają kilka-kilkanaście wolnych miejsc. Szkoły również mieszają klasy pomiędzy kolejnymi latami (dzieci mogą wskazać 1 osobę z którą chciały by być w tej samej klasie), tak by zapobiec tworzeniu się klik. Jest to mało zrozumiałe z perspektywy kogoś, kto spędził 8 lat w podstawówce z tymi samymi ludźmi. Taki jest tutaj system. I jest on na swój sposób uzasadniony.
Czy jesteśmy zadowoleni ze szkoły? Czy jest lepsza lub gorsza? Trudno to jednoznacznie ocenić. Jest na pewno inaczej. W IB środek ciężkości nauczania jest inny, więc dzieci uczą się w inny sposób. Trudno jest porównać sam program nauczania 1:1 z polskim, ponieważ teoretycznie nie ma tutaj "rycia na pamięć". Wszystkie szkoły, również te dla "ekspatów", mają obowiązkowy język arabski. Od najmłodszych lat. Oznacza to, że w każdym tygodniu 4 godziny lekcyjne są poświęcone na ten właśnie język. W późniejszych klasach dochodzi jeszcze język obcy, także dzieciaki muszą ogarnąć angielski (j. wykładowy), język arabski (jakieś podstawy), język obcy oraz język ojczysty. Z plusów - wiele szkół ma baseny i w ramach WF przynajmniej przez część któregoś z semestrów dzieciaki mają zajęcia na basenie i naukę pływania.
To by było na tyle. Dżentelmeni (do których się nie zaliczam) nie rozmawiają o pieniądzach bo mają ich wystarczająco dużo, ale mimo wszystko cenię sobie swoją prywatność na tyle, by nie udzielać przesadnie dokładnych odpowiedzi na temat samych wynagrodzeń lub kosztów.
#kierunekzea