Jedną z rzeczy, które lubię w moim hobby, jest to, że zawsze znajdę coś, o czym jeszcze nie wiedziałem. Czy to jakaś nowa marka, czy inaczej zeszlifowana stalówka, czy zapachowe atramenty, czy wreszcie tanie modele z mechanizmem, o którym nie wiedziałem, że jest dostępny w tych pieniądzach i spodziewałem się, że będzie mnie kosztował minimum 2x tyle. I tak właśnie jest w tym wypadku.
W ramach moich zakupów noworocznych/nowopracowych postanowiłem, że kupię sobie mojego pierwszego Vaccum Fillera. Wybór, dość logicznie, padł na Asvine 126 - pióro za 120 złotych napełniane próżniowo (o nim kiedy indziej). Zdawało mi się, że to najtańszy Vac na rynku, ale rynek, po raz kolejny, zweryfikował to, co mi się wydawało, że wiem o moim własnym hobby.
Tak oto, chwilę później, u chińczyka z Temu, moim oczom ukazał się
Natami Super Warship/Starship*
Pióro wieczne z napełnianiem próżniowym, które kosztowało mnie (czy też moją rodzicielkę, bo recenzuję właśnie pióro, które dostanę na wielkanoc XD) zawrotne 68 złotych.
Dla przypomnienia - czym są w ogóle Vaccum fillery. Vac ma największą pojemność ze wszystkich mechanizmów napełniania (chyba że zalewanie korpusu nazwać “mechanizmem”). Działa to tak:
Jest pręt -> jest gumka -> jest uskok. Odkręcasz końcówkę, ciągniesz pręt, pozbywasz się powietrza, pchasz pręt, tworzysz próżnię, gumka wpada w uskok, próżnia zaciąga atramentu.
Vac za 68 zeta, o dziwo wręcz, działa XD. Musiałem co prawda powtórzyć zabieg 4 razy, żeby napełnić je do poziomu, który by mnie satysfakcjonował (czyli zalać pod sam kurek jakby jutra miało nie być XD), ale patrzę na to trochę przez pryzmat płytkiej butelki i mojego braku doświadczenia.
Nagrałem z tego film, ale musicie mi wybaczyć jakość - focus odpierdala, a pies pierdolnął w stół XD
Co do przeglądu piórowego:
Całe pióro to mieszanka metalu i plastiku. Pokrętło od vaca jest metalowe, tak samo jak zakończenie korpusu zaraz nad sekcją, cała reszta to półprzezroczysty szary plastik.
Design dość futurystyczny, skuwka przypomina silnik rakietowy, i zakładam, że taka właśnie była intencja, bo na temu nazywał się Starship*. Mam co do niej dość spore nadzieje, bo składa się niejako z dwóch części - ogólnej i wewnętrznej. Ogólna, wiadomo, jak to skuwka, się zakręca i chowa stalówkę. Ale część wewnętrzna bardzo dobrze przylega do krawędzi sekcji i izoluje stalówkę, więc liczę, że atrament będzie trzymał jak cyganka kubeczek.
Jest to pióro dość ciężkie samo w sobie, i po prostu ciężkie jak się je zaleje atramentem. Mimo tego jest wygodne, nie ciąży i dobrze się trzyma. Jest też diabelnie duże, dłuższe nawet od Lamy Al-Stara czy Pineidera Avatara. Skuwki nie zatkniesz, ale też z racji swoich rozmiarów nie ma takiej potrzeby, nawet przy moich, bądź co bądź, wielkich łapach i długich paluchach.
Pióro pisze mokro i jest to kiepskie dopasowanie do lawendowego atramentu, ale spustoszenia na papierze aż takiego o dziwo nie robi. Oczywiście, że w Katalogu Żartów o Twojej Starej przebija na drugą stronę najmocniej i że się trochę strzępi. Oczywiście. Ale i tak spodziewałem się, że będzie gorzej, zwłaszcza jako duet.
No i na koniec stalówka. Nie jest zła. Ma dość odczuwalny i nie jakoś specjalnie przyjemny feedback, ale też nie jest zły. Jest po prostu taki se, wiesz że jest, nie przeszkadza, nie rajcuje - jest. Cała czarna, lakierowana, z logiem, prosta jak budowa cepa i spełnia swoją funkcję. Obawiałem się, że będę musiał ją wymieniać na inną, bo trafiłem na średnio pozytywną recenzję w internecie, ale wiecie jak to jest z chińczykami. Są dwa uda. Moje akurat było zdrowe.
Tyle ode mnie!
#piorawieczne





