Jak jestem w Norwegii z dala od rodziny to gotuję raz na 3 dni i potem wcinam ten sam obiad. Staram się jednak używać dobrych składników i doskonalić się w swoim amatorskim pichceniu.
Gdy jednak wracam do domu do żony i dzieci to w przeciwieństwie do moich kolegów z pracy ("ja to w domu nawet talerza do zmywarki nie włożę") biorę na siebie tyle domowych obowiązków ile mogę. Piorę, myję okna, naprawiam zniszczone przez kaszojady rzeczy, uzupełniam chemię, robię niezbędne zakupy w takich ilościach żeby żona nie musiała się martwić, że zabraknie papieru toaletowego czy tabletek do zmywarki. Zdrapuje zaschnięte płatki z podłogi, myję okna, zmywam rysunki ze ścian.
Dzieci przychodzą ze żłobka i przedszkola (łącznie 3 demony) i po trzech godzinach wszystko to jak psu w d⁎⁎ę. Chaos, syf i przysłowiowe "jeszcze tu nasrać". Żona studiuje dziennie i jeszcze ogarnia te potwory. No podziwiam.
Ale ja nie o tym . Curry zrobiłem na życzenie żony. Twierdziła, że wybitne i chyba takie było bo nawet talerz chlebem wyczyszczony.
#gotowanie #przemysleniazdupy #emigracja

