Jak dostać się w gardło diabła? Rowerem oczywiście!
Garganta del diablo, bo to o takim diabelskim gardziołku mowa, to malutki kanion położony nieopodal San Pedro de Atacama - dowiedziałem się o jego istnieniu już sam nie pamiętam od kogo. W każdym razie jego względna bliskość powodowała, że była to dobra destynacja do odwiedzenia po taniości - wystarczyło wypożyczyć rower.
Znalezienie wypożyczalni nie nastręczyło wiele problemów - było ich kilka, a ceny zbliżone. W pakiecie z rowerem dostałem zestaw naprawczy, zapięcie oraz kask. Kask chciałem zostawić, bo nigdy nie lubiłem jeździć w nakryciu łba (zwłaszcza w taki upał), ale gość z wypożyczalni dał do zrozumienia, że mogą mnie nie wpuścić na teren parku, w którym mieści się ten kanion. Spakowałem więc kask do plecaka i ruszyłem w stronę wylotu z miasta. Po kilkudziesięciu metrach zawróciłem do wypożyczalni.
- Eso arriba, abajo, arriba, abajo - todo tiempo - okaleczony przeze mnie hiszpański miał już grupę inwalidzką, ale nie przeszkodziło to zrozumieć właścicielowi wypożyczalni o co mi chodzi. Najwyraźniej słowa "to góra, dół, góra, dół, cały czas" wystarczały do zrozumienia, że w narzekam na samoczynnie przeskakujące przerzutki.
Po podmianie roweru na inny ruszyłem w drogę.
Na wjeździe do parku musiałem złożyć stosowną opłatę i pokazać, że mam ze sobą kask. Nie zmusili mnie do jego ubrania, więc w sumie dalej spoczywał w plecaku.
Nie wiem, czy jest dużo do opisania jeśli chodzi o sam kanion. Trochę meandrowania i już. Fajnie się jechało, ale bez szału. Już bardziej podobał mi się punkt widokowy położony nieco dalej, na który można było wejść podchodząc pieszo jakieś 20-30 minut (ścieżka stanowczo zbyt stroma, wąska i kamienista, by podjechać rowerem).
Na szczycie spotkałem ultra wyluzowanego Chilijczyka, który okazał się być przewodnikiem dla trójki niewiast strzelających sobie foty nieopodal. Pogadaliśmy sobie chwilę po angielsku i poczęstował mnie liśćmi koki, jako że wcześniej nie miałem okazji ich spróbować. Gdy już żułem to zielsko, wyciągnął jeszcze jakieś małe zawiniątko i powiedział:
- Ja to jeszcze używam aktywatora, żeby moc liści była jeszcze silniejsza. Wystarczy lekko sobie zeskrobać.
Wyglądało to jak niewielka bryłka węgla, pozornie czarna, choć granatowa w miejscach, w których zęby Chilijczyka zdarły zewnętrzną powłokę.
- Chcesz spróbować? - wyciągnął rękę w zapraszającym geście.
Ta, na pewno będę brał od jakiejś obcej osoby kawałek chujwieczego i skrobał to zębami jak jakiś gryzoń, wkładając w usta to, co on już nuplał wielokrotnie.
- Jasne - odpowiedziałem.
Wyskrobałem odrobinę "aktywatora" w nienapoczętym wcześniej kawałku bryłki i kontynuowałem żucie.
Gdy się ocknąłem, było już prawie ciemno i nie wiem czy bardziej doskwierał mi chłód spowodowany brakiem spodni, ból d⁎⁎y, czy ziemniak wsadzony w otwór po wyciętej niedbale nerce. Nie no, żartuję - żadnych negatywnych konsekwencji nie było
Po zejściu w dół teoretycznie powinienem był wracać tą samą trasą do wyjścia, jako że alternatywna ścieżka miała pozostać zamknięta. No ale mapa kusiła - druga droga nie miała być jakoś super długa - najwyżej zawrócę. Co może pójść nie tak.
Puściłem się w pęd zamkniętą drogą. Była za⁎⁎⁎⁎sta - wąskie fragmenty ścieżki, więcej stromizn, ciasnych zakrętów i eksponowanych fragmentów. Pewnie super by się tam jeździło na enduro lub po prostu bardziej wyczynowym rowerem, bo ja musiałem jednak kilka razy zejść z roweru, żeby się nie połamać. Czyli ogólnie ścieżka bardzo spoko i najprawdopodobniej oznaczali ją jako zamkniętą, żeby nikt nierozważny się tam nie uszkodził. Nierozważny, albo pobudzony liśćmi koki z aktywatorem - no dobrze może to żucie dodało mi energii i animuszu (bo w sumie działanie miało być zbliżone do obalenia solidnego energetyka).
Na końcu ścieżki podejchałem jeszcze zobaczyć remontowany akurat kościółek stojący pośrodku absolutnie niczego i ruszyłem ku wyjściu z parku.
Tego dnia wieczorem udaliśmy się jeszcze z ziomkami z hostelu na podziwianie nocnego nieba, ale to być może historia na osobny wpis. Choć zastanawiam się, bo wypadałoby niby dołączyć zdjęcie stamtąd, ale jak na nie patrzę, to wygląda trochę jak "atencjo przybywaj", więc przemyślę temat.
#polacorojo #podroze #chile #atacama










