Fragmenty z książki Filip i Aleksander.
Fenicki ośrodek Tyr wysłał do Aleksandra poselstwo z ofertą podporządkowania się; kiedy jednak monarcha stanął na brzegu naprzeciwko wyspiarskiego miasta, okazało się, że chodziło raczej o ogłoszenie neutralności. Macedończyk odpowiedział, że pragnie złożyć ofiarę Heraklesowi – naczelnemu bóstwu Tyryjczyków. Wpuszczenie Aleksandra w mury miasta i pozwolenie mu na ceremonię ofiarną byłoby równoznaczne z uznaniem go nie za zwykłego sprzymierzeńca, ale za zwierzchnika.
Aleksander usłyszał w odpowiedzi, że w położonym na stałym lądzie Starym Tyrze (w owym czasie opuszczonym) jest inna świątynia i jeśli tak tego pragnie, niech tam sobie odprawi wszelkie obrzędy, ale zgody na wejście do ich miasta nie otrzyma. Monarcha próbował ponowić negocjacje, jednakże jego posłów zawleczono na koronę murów i na oczach Macedończyków zabito i strącono do morza.
Aleksander nie mógł przystać na neutralność Tyru. Ponadto jeżeli macedońskich parlamentariuszy rzeczywiście zamordowano, tak zuchwała prowokacja wymagała bezwzględnej reakcji.
Armia potrzebowała zachęty, gdyż stojące przed nią zadanie było iście na miarę mitycznego Heraklesa. Tyr zbudowano na wyspie oddalonej o niespełna kilometr od wybrzeża. Morze jest tam z początku płytkie, lecz u jej brzegu dno opada mniej więcej do pięciu metrów. Wysokie mury miejskie, wzmocnione basztami, były solidnej konstrukcji i dobrze utrzymane. Co równie ważne, wzniesiono je prawie na samym brzegu, nie było więc miejsca na prowadzenie normalnych prac oblężniczych i podprowadzenie taranów. Tyryjczycy z dumą wspominali, jak kiedyś przez trzynaście lat opierali się oblężeniu babilońskiemu, aż w końcu nieprzyjaciel był zmuszony odstąpić. Zapasów mieli w bród i mogli je uzupełniać drogą morską, a w tak dużej populacji nie brakowało też dobrze zmotywowanych mężczyzn do walki i do pracy.
Aleksander i jego inżynierowie uznali, że skoro nie mają szans na podejście morzem, należy zbudować groblę między wybrzeżem a wyspą. Z ruin Starego Tyru wzięli kamienie, drewno z cedrowych lasów libańskich. Materiał trzeba było przenosić na brzeg i dalej, w miarę jak konstrukcja z wolna się wydłużała.
Tygodnie rozrosły się w miesiące. Dzięki nieustannej pracy wojska i cywilów grobla z wolna się wydłużała. Pierwsze odcinki prowadziły przez płycizny i piaszczyste łachy, co znacznie ułatwiało zadanie. Z początku Tyryjczycy reagowali na to tylko obelgami i drwinami rzucanymi z podpływających łodzi. Kiedy jednak nasyp sięgnął dalej w cieśninę, zaczęli ostrzał z lekkich katapult ustawionych na murach i okrętach. Trudno pracować w zbrojach ludzie więc odnosili rany i często musieli szukać schronienia przed pociskami.
W starożytności oblężenia były długotrwałym pojedynkiem na pomysłowość i wytrzymałość. W tym przypadku Macedończycy w odpowiedzi ustawili na krańcu grobli dwie wieże obite skórami dla ochrony przed pociskami ognistymi i uzbrojone w machiny miotające. Dzięki sporej wysokości można było z nich ostrzeliwać pokłady okrętów, co zmuszało je do trzymania się w dużej odległości, oraz utrudniać działanie obrońcom na murach. Pod ich osłoną praca znów szła sprawniej.
Inżynierom Aleksandra nie brakowało konceptów, lecz i Tyryjczycy wykazywali się nie lada sprytem. Bardzo skuteczne okazało się zastosowanie brandera – statku załadowanego materiałami palnymi i skierowanego na cel. Podwieszone na maszcie kotły z oliwą itp. miały runąć wraz z nim i wzmóc pożar. Statek przetrymowano na rufę, aby ułatwić mu wejście dziobem na groblę. Doświadczeni ludzie morza, znający swój akwen od pokoleń, odczekali na właściwe warunki i poholowali brander ku nieprzyjacielskim konstrukcjom. Odważni marynarze rozpalili ogień, holujące triery nadały statkowi odpowiednią inercję i zwolniły liny, a resztę zrobili sternicy i wiatr. W ostatniej chwili załoga wyskoczyła za burtę, brander zaś wbił się dziobem w groblę. Nadpalony maszt złamał się i upadł do przodu, jak zaplanowano, i macedońskie konstrukcje zalała fala płomieni. Skórzane obicia nie mogły ochronić przed taką pożogą i wkrótce obie wieże, jak również szkielet grobli i zbudowane na niej schrony zapłonęły niczym pochodnie. Na morzu pojawiły się kolejne tyryjskie okręty, z których ostrzeliwano próbujących się bronić Macedończyków, i desantowano oddziały, by dopełnić dzieła zniszczenia.
Wielotygodniowa praca obróciła się wniwecz w kilka godzin, do czego przyczyniła się też sama natura: resztę konstrukcji rozbił sztorm. Obejrzawszy ruiny grobli, Aleksander nakazał wznowić budowę; tym razem grobla miała być znacznie szersza i zaopatrzona w większą liczbę wież bojowych. Przypuszczalnie prace rozpoczęto w innym miejscu i pod innym kątem względem prądów pływowych, źródła nie mówią jednak o tym wyraźnie. Pewne jest tylko, że zadanie wymagało jeszcze więcej czasu niż pierwsza próba, której efekty tak szybko zostały unicestwione.
Aleksander wezwał wszystkich inżynierów i techników, jakich dało się znaleźć w Fenicji i na Cyprze, aby wzmocnić kadrę nadzoru nad pracami budowlanymi. Nowa grobla powoli pełzła ku celowi, lecz kosztowało to wiele wysiłku; coraz dalej trzeba też było szukać materiałów, zwłaszcza drewna, co znacznie wydłużało czas dostaw. Robotnikom nie groziły już pociski z morza, gdy jednak czoło konstrukcji znalazło się w zasięgu strzału z murów, problem zaczął się na nowo. Macedońskie katapulty na wieżach i okrętach starały się trzymać obrońców w szachu. Obie strony poświęcały wiele energii na ochronę przed ostrzałem, Macedończycy nie ustawali też jednak w wymyślaniu nowych działań zaczepnych. Jednym z takich pomysłów było wiązanie statków handlowych lub okrętów burtami do siebie, aby służyły za platformy do ustawiania wież oblężniczych lub taranów. Dzięki temu Aleksander mógł atakować mury w różnych miejscach, nie tylko na odcinku na wprost grobli. To zagrożenie, jak i rzeczywiste szturmy zmuszały obrońców do reakcji i z wolna wyczerpywały ich siły.
Nie wszystko jednak szło po myśli agresorów. Tyryjczycy pokrywali pokłady okrętów improwizowanymi pancerzami; chronione przed pociskami z góry mogły atakować pływające platformy z wieżami lub zrywać ich liny kotwiczne. Dla zmniejszenia skuteczności mobilnych taranów obrońcy w atakowanych miejscach wyściełali mur workami z piaskiem; dokuczliwą bronią był też piasek rozgrzany w ogniu i sypany na oblegających – wystarczyło, że parę ziarenek dostało się pod ubranie lub zbroję, by dotkliwie poparzyć delikwenta, któremu pozostawał wybór mniejszego zła: zrzucić rynsztunek i ryzykować trafienie strzałą czy pracować dalej w ustawicznym bólu.
Oblężenie Tyru było najdłuższą i najtrudniejszą tego rodzaju operacją podjętą czy to przez Aleksandra, czy jego ojca. Arrian nazwał je „zaiste ogromnym zadaniem”; według Kurcjusza nawet sam Aleksander był bliski desperacji i rozważał, czyby nie odstąpić i raczej pociągnąć na Egipt, „jednakże bardzo by mu było wstyd, […] uznał też, że zbytnio ucierpiałaby jego reputacja, gdyby zostawił Tyryjczyków w spokoju niczym na świadectwo, że jednak można go pokonać”. Jeżeli taka myśl przemknęła młodemu monarsze przez głowę, to jej nie posłuchał. Im więcej energii i prestiżu wkładał w to przedsięwzięcie, tym trudniej było z niego zrezygnować.
Macedończycy uparcie atakowali, aż wreszcie odkryli słaby punkt po stronie południowej, nieopodal główek Portu Egipskiego. Do ostatecznego szturmu starannie się przygotowano. Główny atak ruszył z dwóch okrętów zaopatrzonych w drabiny; pierwszy wiózł hypaspistów, na drugim czekali żołnierze z jednego z oddziałów falangi. Przypuszczalnie nacierano również w innych miejscach, aby rozdzielić siły obrony w nadziei, że w końcu gdzieś się uda. Aleksander obserwował przebieg operacji z wysokiej wieży (zapewne tej na grobli), lecz widząc jej szybki postęp, sam wkrótce dołączył do atakujących.
Tyryjczycy zaczęli się wycofywać z murów zewnętrznych. Macedońskie okręty jeden za drugim wpływały do obu portów i coraz więcej szturmujących wdzierało się do miasta. Po tylu miesiącach żmudnej i niebezpiecznej pracy żołnierze – pamiętający przecież zgładzenie parlamentariuszy, a może też inne podobne akty – szli do boju rozradowani i żądni zemsty.
Aleksander zadecydował i kazał heroldom to obwieścić, że każdy, kto się schroni w świątyni, będzie oszczędzony, nie wiemy jednak, jak szeroko ta proklamacja się rozeszła i czy dawano jej wiarę. Nigdzie indziej nie okazywano litości; morderczy amok ogarnął zwłaszcza Macedończyków.
Ostatni punkt oporu liczna grupa obrońców zorganizowała w pobliżu świątyni Agenora. Arrian twierdzi, że podczas szturmu i plądrowania miasta poległo ich osiem tysięcy; według innego przekazu dwa tysiące z tej liczby wzięto żywcem i później ukrzyżowano na morskim brzegu. Aleksander z pewnością był zdolny do zarządzenia tak straszliwej kary, ale nie znaczy to, że historia ta jest prawdziwa. Około trzydziestu tysięcy (co chyba należałoby odczytać jako „dużą liczbę”) kobiet i dzieci sprzedano do niewoli, lecz ludzie, którzy zamknęli się w świątyni Heraklesa ocaleli z pogromu.
Arrian podaje, że łącznie całe oblężenie kosztowało stronę macedońską około czterystu ofiar. Jak zwykle wielu uczonych kwestionuje te dane jako znacznie zaniżone, lecz ponieważ mowa tu wyłącznie o Macedończykach, bez wliczania sojuszników i robotników cywilnych, mogą być wiarygodne. Rannych musiało być wielokrotnie więcej, aczkolwiek w kontekście długotrwałego oblężenia – z wyjątkiem paru okoliczności – łatwo można było ich opatrywać i leczyć.
Miasto na nowo zasiedlono osadnikami sprowadzonymi z innych okolic, choć całkiem możliwe, że z czasem wróciła też część ocalałych Tyryjczyków. Pewne jest, że w lokalnej kulturze nie nastąpiły żadne drastyczne zmiany, utrzymały się też więzi z Kartaginą. Tyr pozostał dużym i ważnym ośrodkiem, ale nigdy już nie odzyskał dawnej świetności i potęgi. Zmieniło się właściwie tylko jedno: z czasem prądy naniosły na pozostałości grobli tyle mułu, że utworzył się tam stały przesmyk łączący wyspę z lądem.
Choć dzielna postawa obrońców słono ich kosztowała, w wymierzonej im karze nie było nic wyjątkowego – może poza masowym ukrzyżowaniem, jeśli rzeczywiście do niego doszło. Jak w wypadku Teb, sama wielkość miasta oraz zacięty opór, jaki stawiło agresorom, sprawiły, że jego los wydawać się może aż tak tragiczny.
#historia #ciekawostki #czytajzhejto



