Ja tu pierwszy raz z #herbata , jeśli mogę
Darjeeling First Flush Chamling DJ1/24 - tak zwany Darjeeling lotniczy. Dlaczego lotniczy? Ponoć jest to tradycyjne określenie dla herbaty z pierwszych wiosennych zbiorów, i transportowany jest do nas drogą lotniczą. Ta ciekawostka zachęciła mnie do wypróbowania tej herbaty. Na próbę dorzuciłam ją więc do swojego regularnego zamówienia, składającego się z mojego ulubionego Milky Oolonga.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to barwa listków. Przed zaparzeniem mają one lekko srebrzysto-niebieską tintę. Herbata ta z uwagi na jasny kolor swoich liści jest często mylona z zieloną, jednak w dalszym ciągu jest ona klasyfikowana jako czarna.
Charakter czarnej herbaty wychodzi z niej po zaparzeniu - cechuje ją pewna alkaliczność, której nie byłam w stanie się pozbyć, tweakując czas i temperaturę parzenia (producent zaleca 95 stopni i 3-5 minut; pierwsza próba z 95/4min była tragiczna, druga 90/3min jest względnie okej). Wiecie, chodzi o tę bateryjną kwaśność i posmak, pozostający na zębach. Chyba dlatego nie pijam za często czarnych herbat: nie umiem ich parzyć na tyle dobrze, by uniknąć tego efektu. Co ciekawe, pierwsza czarka po zaparzeniu nie była tak alkaliczna, za to kolejne już miały tę cechę.
Ponoć powinien być tu wyczuwalny muszkatel, kwiaty, zielone migdały, skórka winogron. Ja wyczuwam tę cierpkość skórki winogron oraz coś przypominającego surowy jaśmin.
W świecie herbaty jestem jednak względnie nowa (zaczęłam go odkrywać w końcówce ubiegłego roku), więc wybaczcie mi moją ignorancję - myślę, że osoby bardziej doświadczone docenią tego Darjeelinga, nazywanego ponoć "szampanem wśród herbat"
#codziennaherbata #herbatka #hejtoherbata



