Inspiracją do wytworu poniższego rzeczywiście jest sytuacja, kiedy dostałem wiadomość, że Ozzy nie żyje. Rozmowa, jaka została w wierszu przedstawiona również miała miejsce naprawdę, a na dodatek wyglądała mniej więcej tak, jak to zostało tutaj zapisane. Bardzo mocno uderzyły mnie w tej rozmowie słowa, że „Trochę dziwnie żyć w świecie bez Ozzyego. Bo zawsze był.” I tak siedziało mi w głowie to ogromnie trafne spostrzeżenie, siedziało tak mocno, że aż musiałem dać mu ujście. No to daję:
***
When the lights go down
it's just an empty stage.
Okay.
Ozzy Osbourne, Ordinary man
God is dead
Aż drży podłoga, mnie na ciary zbiera
od niskich tonów basu Butlera
i przed ciarami nie umiem się bronić,
kiedy z gitarą wchodzi Iommy.
Później już rozkosz się w pełni rozlewa,
gdy Ty się zjawiasz, żeby zaśpiewać:
mój uśmiech – dosłownie: od ucha do ucha,
kiedy okazję mam Cię posłuchać;
na przedramionach ten dziwny sztorc włosów
kiedy Twój wokal dochodzi do głosu…
… a później wiadomość:
„Ozzy zmarł”.
Nie wierzę.
I pytam: „Żartujesz?”
(Bo zawsze tak się pyta,
choć nigdy się tak nie żartuje.)
I zastanawiam się:
Is God really dead?
Byłeś.
Grałeś niedawno, dwa tygodnie temu.
Mnie tam nie było, dziś myślę: „Czemu?”
Byłeś.
Przy pierwszych winach,
pierwszych dziewczynach,
bo Ty już byłeś,
gdy byliśmy młodzi.
Zawsze byłeś, Ozzy.
***
W tym miejscu chciałem jeszcze bardzo przeprosić pana Billa Warda, pierwszego perkusistę Black Sabbath za to, że go w wierszu nie wymieniłem. Ale tak to już jest na tym parszywym świecie, że, tak jak The Beatles to John Lennon, Paul McCartney, Ringo Starr i „Ten Czwarty”, tak jak załoga Apollo 11 to Neil Armstrong, Buzz Aldrin i „Ten Trzeci”, tak właśnie w mojej głowie wygląda pierwszy skład pierwszego zespołu Ozzyego Osbourne’a, bo nazwisko pana Warda musiałem sobie w Wikipedii sprawdzić.
No a tytuł wiersza jest inspirowany tytułem jednej z wielu moich ulubionych piosenek zespołu Black Sabbath .
***
#wolnewiersze
#zafirewallem