Jak zwykle przy takich dupościskliwych opowiastkach - nie chodzi o żadne stare dobre czasy, tylko o tęsknotę za beztroską młodością, która przeminęła bezpowrotnie. Poza paroma ostrymi zboczeńcami nikt nie chciałby teraz jeździć samochodem, który co prawda rdzewieje po paru latach, ma 60 koni i do setki rozpędza się w 25 sekund, ale za to się nie psuje i mało pali. A tym właśnie był Mercedes "beczka" W123, z tym ciągle żywym mitem tylnego mostu, dla którego nie przewidziano procedury naprawy i jakoby przez to Mercedes prawie zbankrutował.