#feels #rozkminy
Z miesiąc temu, w wielkanoc czy jak to się zwie szedłem sobie z ziomkami z monopolki do domu na dobitkę. Na⁎⁎⁎⁎ni cisnęliśmy lekką bekę z ludzi którzy wracali z kościoła z koszyczkami i ogólnie pełna beztroska. Na skrzyżowaniu z moją ulicą spotkaliśmy mojego znajomego i jego laskę - siemano, siemano, i tyle. Zdziwiło mnie trochę to, że ziomek z którym jestem za pan brat szorstko odpowiedział i nawet się nie zatrzymał na krótką bajerę. Ale, że - rzadko bo rzadko lecz jednak - zdarza mi się będąc najebanym coś komuś przysrać i potem tego nie pamiętać to uznałem, że coś mu tam ostatnio powiedziałem i kolo się zwyczajnie obraził. Wczoraj odwiedził mnie z flaszką jego sąsiad, pracodawca i zarazem mąż siostry żony jego brata (ta, ja wiem). Okazało się, że owy chłop ma raka i rokowania nie są najlepsze a za chwilę idzie na chemię. Czego to rak nie pomnę bo nie pytałem ale k⁎⁎wa - typ 34 lata, w c⁎⁎j przystojny, lotny i całkiem zamożny a ponoć jego stan jest mocno ch⁎⁎⁎wy. W niedzielę kończę 41 lat i od kilku podczas każdych urodzin drwię, że to bardziej stypa niż święto ale ja pi⁎⁎⁎⁎lę - pojutrze zamierzam świętować ten dzień jeszcze mocniej niż zwykle. Ostatnie ledwo przeżyłem więc poprzeczka jest zawieszona wysoko ale świadomość, że codziennie mogę mijać ludzi którzy żegnają się z życiem paradoksalnie daje mi pokrzepienie. Trzymajcie się tam i postarajcie być wzajemnie dla siebie wyrozumiali bo czas płynie tylko w jedną stronę.