#fafasiezaburza #depresja #psychologia #psychiatria #iinnetakietakie #wyznania
TLDR: Czy to co ja przeżywam, muszą przeżywać inni?
27.
Jako że druga część wpisu o moim stanie psychotycznym rodzi się w bólach, a serce wyrywa się do pisania to zaimprowizuje coś spontanicznego bez ładu i składu. Głównie pod wpływem ostatnich wydarzeń.
Rozmawiam z wieloma ludźmi, lecz przede wszystkim ich słucham. O zaniedbaniach, o alkoholizmie, miłości, bólu, strachu, rozpaczy. Cenię wysoko to, że ktoś uważa mnie za osobę godną zaufania by móc podzielić się swoim kawałkiem rzeczywistości. Może jestem, może nie jestem, nie mi to oceniać. Problem w tym, że czuję się niejednokrotnie jakbym dostawała cegłowką w łeb po takiej serii wyznań. Żyje w dysonansie, bo wiem, że muszą istnieć osoby wysłuchujące, przynoszące ulgę, ściągające na ziemię. Rozumiem swoją rolę w społeczeństwie i staram się ją spełniać na tyle dobrze ile się da w stosunku do bliskich, ale niejednokrotnie przygniata mnie to, że jak ja zaczynam się wyrażać, mówić o sobie to kończy się zazwyczaj poczuciem winy, że tak pozwalam sobie zalewać swoimi emocjami innych.
Przeczytałam siostrze jeden wpis, w ramach próby ujawnienia się, wpuszczenia do swojego świata. Ten który wybrałam był o przemocy w domu, temat bliski tak samo mi, jak i mojej siostrze. Skończyło się histerią z jej strony i powtarzaniem jak w mantrze: Ja nie wiedziałam, Ty zawsze byłaś takim szczęśliwym dzieckiem, ja nie wiedziałam....
Ja w tamtym momencie też nie wiedziałam co zrobić. Przytuliłam ją, tak trochę bo czułam że powinnam, a trochę bo nie wiedziałam jak mogę jej ulżyć. Czułam się winna, że tak uderzyłam. Ale czy powinnam? Już sama nie wiem. Czy to znak budowania nowego, prawdziwszego obrazu siebie, czy jednak oznaka że nadal powinnam kryć się ze sobą tak jak do tej pory i zostać wciąż tym mityczny "Szczęśliwym Dziecieckiem"?
Zresztą z Wami też tak mam moi dzielni czytelnicy, jeżeli to co pisze to za dużo, zbyt otwarcie, to proszę, dajcie mi o tym znać. Czasem nie umiem wypośrodkować.
