Ekhm...
Jeden z moich ulubionych zapachów sprzed roku: YSL Opium Pour Homme. Wstępnie 8 strzałów - taką mam rutynę. Po godzinie, zaraz przed wyjściem z domku uznałem, że już go nie czuję. Dopsik około 6x. W ciopągu ok. Nieofensywnie, choć ta mała sfera się wytworzyła. Bardzo miło.
W tej pracy akurat się przebieram. Zostawiam ciuchy, a na nowe na...kładam Al Oud. Po sześciu godzinach z powrotem zakładam te ubrania, w których przyjechałem, i... niewiele czuję. Jest smutno, bo to jeden z zaledwie kilku mainstreamowych zapachów, które przetrwały kanonadę o wiele nowszych i bardziej modnych (przynajmniej na tym najbardziej progresywnym w polskim internecie, hejtowym tagu), jakże wartościowych smrodków. Dziś, po kilku miesiącach rozstania z YSL Opium okaxuje się, że zapach wciąż kocham; jednak jego trwałość... Tutaj sprostuję: nie ma sensu dopsikiwać w celu zebrania nadmiernej ilości tanich nut bazy wokół siebie. To nie działa.. Żeby nie było - nie chodzi mi też o atomową projekcję; wystarczyłoby czuć zapach przy sobie przez kilka godzin. Jednak nawet tego nie można po Opium oczekiwać. I jestem delikatnie wkurwiony, bo to w moim mniemaniu genialny zapach.
Być może macie podobne doświadczenia z Opium. I możliwe, że po tejj stracie znaleźliście ukojenie w jakimś innym zapachu. Jeśli tak - proszę, dajcie jakieś wskazówki.
Tymczasem ze złości kupiłem 3 Yasy (ostatnio z żalu po innym specyfiku zakupiłem dwa). Takie to smutne pożegnanie z bardzo dobrym zapachem...
#perfumy
