Dużo się ostatnio mówi o łamaniu konstytucji, ja tylko przypomnę "grzech pierworodny" , bo młodzi mogą nie wiedzieć. Kto pierwszy gmerał przy Trybunale Konstytucyjnym i co otworzyło puszkę pandory.
Poprawkę, która zrobiła wyrwę w dotychczasowych zasadach wyboru, wniósł w połowie maja 2015 r. podczas prac nad projektem ustawy poseł PO Robert Kropiwnicki. Wywołało to krytykę opozycji i jedynie pomruk niezadowolenia ekspertów legislacyjnych oraz autorytetów prawniczych. Profesor Andrzej Zoll określił taką zmianę jako niefortunną. Silniejszych reakcji było niewiele.
Podczas trzeciego czytania w Sejmie poseł Kropiwnicki tak uzasadniał konieczność wprowadzenia poprawki: (…) Istnieje ogromne zagrożenie, że Trybunał będzie zablokowany na co najmniej kilka miesięcy, przez co nie będzie mógł orzekać w pełnym składzie, nie będzie mógł podejmować decyzji i będzie dużo trudniej uzyskać ostateczne orzeczenie dotyczące konstytucyjności ustaw. W związku z tym po długich dyskusjach podjęliśmy decyzję, że lepiej, żeby jeszcze w naszej kadencji wybrać sędziów na miejsce tych, którzy kończą kadencję, właśnie po to, żeby nie zablokować możliwości pracy Trybunału (…).
Była to fałszywa argumentacja, gdyż TK mógł funkcjonować i orzekać w mniejszych składach i brak dwóch nowych sędziów przez kilka miesięcy zmieniał w jego zdolnościach orzeczniczych niewiele.
Ustawa została uchwalona. 21 lipca 2015 r. podpisał ją prezydent. Uruchomiło to mechanizm wyboru pięciu sędziów TK jeszcze w starej kadencji.
Do czego tracąca władzę Platforma potrzebowała przyspieszonych wyborów sędziów? Trybunał Konstytucyjny jest swoistym bezpiecznikiem systemu. Jest to jedyna instytucja, która może utemperować zapędy rządzącej większości. Większy wpływ na obsadę TK miał pozwolić na większą kontrolę konstytucyjną działań PiS przez ludzi światopoglądowo zbliżonych do ugrupowania tracącego władzę. Zdawano sobie też sprawę, że kadencyjny kalendarz wyborczy w TK w przyszłości układa się bardzo źle, gdyż w ciągu kolejnych czterech lat upłyną kadencje większości sędziów. A to będzie oznaczało, że nominaci nowej władzy mogą zdominować TK i zapewnić sobie w nim większość. W efekcie niezależna kontrola konstytucyjna będzie iluzoryczna. Teraz jednak, po tym wyborze całej piątki, w TK mogło zasiadać piętnastu sędziów z powołania Platformy, czyli 100 proc. składu.
PiS obawiało się z kolei, że wybór na finiszu kadencji pięciu sędziów TK z nominacji Platformy będzie oznaczał kilkuletnie sabotowanie kluczowych reform związanych z przebudową państwa – poprzez uznawanie ich za niekonstytucyjne. Partia Jarosława Kaczyńskiego miała w tym względzie złe doświadczenia. Zakwestionowanie ustawy lustracyjnej przez TK w 2007 r. było tego najlepszym przykładem. Dlatego lider PiS nie miał żadnych skrupułów, aby zaraz po wygranych wyborach odkręcić wybór Platformy.
Można postawić w tym miejscu wręcz przewrotne pytanie: Czy gdyby Platforma nie sprowokowała PiS do odbicia TK, czy i tak nie znalazłby się na celowniku ludzi z Nowogrodzkiej? Moim zdaniem było to nieuchronne. Po pierwsze, obawa przed kwestionowaniem reform przez niechętny PiS TK była w obozie władzy zbyt duża. Po drugie, gruntowną przebudowę wymiaru sprawiedliwości Kaczyński planował znacznie wcześniej. Trybunał musiał więc w sposób naturalny znaleźć się na liście instytucji prawnych, które wymagają resetu.
#polityka #bekazko
