Dobry wieczór Państwu,
w końcu udało mi się sprężyć i przelać na papier moje pomysły, zainspirowany świetnym pomysłem kolegi @George_Stark. Oto i mój fanfik - historia z innej perspektywy:
CZY WSZYSTKO BĘDZIE JUŻ OK?
W końcu nastała upragniona stabilizacja dla Corina Jasta. Po okresie wieloletniego bałaganu, chaosu i anarchii w jego świecie, kiedy to sam ledwo wiązał koniec z końcem, a momentami wręcz drżał o życie swoje i bliskich, pojawiła się szansa na lepsze jutro. Od przypadkowo spotkanego rekrutera dostał propozycję zatrudnienia w Firmie, którą z chęcią przyjął.
Firma stanowiła dobrą perspektywę. Ogromna, bogata i stateczna korporacja, z filiami wszędzie tam, gdzie tylko wzrok sięga, a czasem nawet dalej. Zarobki może nie kosmiczne, ale przyzwoite i w terminie. Do tego owocowe środy i karty Universport. No i te eleganckie stroje służbowe – niczym u Hugo Bossa. Stabilność była ważna szczególnie teraz – poznał uroczą dziewczynę i chciał z nią układać sobie dalsze życie.
Po długim i wymagającym szkoleniu na łącznościowca dostał pierwsze, próbne przydziały. Najpierw stacjonarna centrala łączności, następnie coraz większe pojazdy floty należącej do Firmy. Czuł, że się wyróżnia wśród innych pracowników, a przełożeni coraz częściej go chwalili. Aż w końcu doczekał się swojej upragnionej szansy na awans: angaż do nowego, wielkiego projektu Firmy.
Świeżo poślubiona Tessa była temu przeciwna – nowe stanowisko wiązało się z wielomiesięczną delegacją. A ona spodziewała się ich pierwszego dziecka. Wiele dni Corin musiał ją przekonywać nim w końcu niechętnie uległa. Ale się udało i tylko to się liczyło.
Po dotarciu na miejsce nie mógł się nadziwić rozmachowi projektu – było to coś o wiele bardziej imponującego niż wszystko co do tej pory widział. Prace wprawdzie jeszcze trwały („Stary będzie wkurzony za przewalenie terminu” – pomyślał sobie), niektóre elementy były wręcz w powijakach, ale obsługa już się sukcesywnie okrętowała i rozpoczynała długotrwały proces testów, odbiorów, szkoleń i zgrywania. Jak na dotychczas spotykane warunki było tu wręcz luksusowo – ogromne, niekończące się korytarze, dziesiątki wind, setki schodów, ale także bogate zaplecze socjalne i rozrywkowe aby nikomu niczego nie brakowało. Był nawet basen i kręgielnia! W dodatku dostał swój własny pokój, co jak na zwykłego pracownika było dotychczas niespotykane. Wprost nie mógł nadziwić się swojemu szczęściu.
Według wiedzy Corina to nie była pierwsza tego typu konstrukcja. Wcześniejsza, trochę mniejsza, o której dużo słyszał, zakończyła swoją służbę w jakiejś tajemniczej katastrofie. Nie chciano o tym dużo mówić, ale władze Firmy solennie zapewniły, że tamta sytuacja została dokładnie przeanalizowana, a wszystkie wady i usterki zlokalizowane i trwale usunięte.
W otrzymanym od Firmy zeszycie zaczął prowadzić dziennik. Wprawdzie procedury bezpieczeństwa, bardzo restrykcyjne w każdym względzie, tego zabraniały, ale chciał by natłok tego co doświadcza i widzi go nie przytłoczył, a za wiele lat chciał na tej podstawie opowiedzieć o wszystkim wnukom, bo był pewien, że to co tu się wydarzy będzie kiedyś w podręcznikach historii. Musiał się tylko dobrze z tym kryć, a dziennik z wielkim logiem Firmy na okładce skrupulatnie chował w kanale wentylacyjnym w łazience.
Tamten dzień zaczął się tak samo jak inne. Poranny obchód stanowiska, przejęcie od zmiennika raportu i można było zacząć odbębniane rutynowych obowiązków łącznościowca. Na takim projekcie miało to swoją specyfikę spowodowaną jego rozmiarem, ale naprawdę to lubił.
Nagle znikąd pojawili się oni – Bandyci. Nigdy nie widział ich aż tylu i co gorsza aż tak mocno uzbrojonych. Na szczęście ich ochrona także była doskonale wyposażona i uzbrojona. Zaczęła się prawdziwa bitwa.
Starcie które obserwował ze swojego stanowiska miało wręcz gargantuiczne rozmiary. Wszędzie widział strzały i eksplozje. Latały myśliwce. To było coś. Był pewien, że kiedyś ktoś o tym nakręci film, oczywiście zakończony spektakularnym zwycięstwem Firmy.
Niespodziewanie pojawił się dziwny statek. Wleciał w środek konstrukcji. Szybka próba identyfikacji się nie powiodła – nie był to znany mu pojazd. To musiał być pojazd bandytów. Leciał wprost na jego stanowisko szybem prowadzącym od rdzenia.
„Co oni robią, przecież zaraz wszyscy tutaj zginiemy!”
W tym momencie doszło do gigantycznej eksplozji wszystkiego co go otaczało.Ostatnią myślą, jaka przemknęła przez umysł Corina zanim ten wyparował bez śladu, było: „Żegnaj Tesso”.
EPILOG
Włochaty stworek z zaciekawieniem przyglądał się nadpalonej książce z wytłoczonym logiem Firmy na okładce. Znał je aż za dobrze z winy ostatnich wydarzeń. Z ostrożności najpierw trącił ją kilka razy dzidą. Od czasu wielkiej eksplozji nowego księżyca jego planeta była zasłana masą kosmicznych śmieci. Niektóre wciąż były całkiem groźne - paru jego kolegów zostało poważnie rannych w trakcie wybuchu takowego odpadku. W końcu odważył się, wziął go do ręki i otworzył. Cały był zapisany symbolami, których nie rozumiał. Zaniesie go przyjaznym Tamtym, oni potrafią odkrywać ich znaczenie i mu je tłumaczyć. Szczególna ta miła osoba ze śmieszną fryzurą, którą zwali Księżniczką.
W końcu przypomniał sobie jak Tamci nazywali jego i kolegów. Dźwięki śmiesznie wybrzmiewały w jego uszach: „Ewoki”.
KONIEC
[746 słów]
#zafirewallem #naopowiesci #starwars #tworczoscwlasna