#creepystory #wroclaw
Znam jedną historię, która według osoby opowiadającej jest jak najbardziej prawdziwa. Co prawda właściciela mieszkania ani bezpośrednich najemców nie miałam okazji poznać, ale przez kilka lat mieszkania we Wrocławiu udało mi się poznać kilka dziwnych historii.
Otóż grupa studentów wynajęła mieszkanie we wrocławskiej kamienicy. Wszystko byłoby ok gdyby nie pewna kwestia - okno które prawdopodobnie należało do sąsiada z klatki schodowej obok, w którym całe noce paliło się światło. I nawet jak światła we wszystkich sąsiednich oknach z obu stron budynku były ciemne i nic nie wskazywało na obecność kogokolwiek w mieszkaniu, z tego jednego okna zawsze było jasno.
Po jakimś czasie studenci chcieli zrobić drobne przemeblowanie, i przesunąć wielką szafę z końca korytarza. Jakie było ich zdziwienie gdy za szafą były drzwi zamknięte na klucz.
Oczywiście zadzwonili do sąsiada z pytaniem co to za pokój i czy można go otworzyć, ten jednak stwierdził że część mieszkania odsprzedał sąsiadowi zza ściany, ten po prostu się przewiercił do pomieszczenia i zwiększył tym samym swój metraż.
Jednak kilka tygodni później jeden z chłopaków zaczął rozmawiać ze starszą panią, która mieszkała w tej kamienicy ponad 50 lat. To co powiedziała okazało się bardzo przerażające - otóż ten pokój jest zamknięty nie dlatego że został sprzedany - należał do syna właściciela który zaginął sprzed laty i do tej pory nie wiadomo co się z kim stało. Ponoć pokój w nienaruszonym stanie czeka na jego powrót. Pytanie - kto co noc tam włącza światło?
