Byłem dzisiaj na "Puchatek: krew i miód". Po seansie odniosłem wrażenie, że ten film to efekt przegranego zakładu między reżyserami, w którym to ofiara musiała podjąć rękawicę stworzenia kału na miarę "Martwicy mózgu". I muszę powiedzieć, że jeżeli jesteście koneserami wszystkiego co najgorsze w kinie horrorowo-slasherowym to macie święta w kwietniu xDDD (oh wait...xD). Szedłem na to z pełną świadomością, że ten obraz będzie totalną kupą i bawiłem się świetnie xD. Z resztą nie tylko ja, gdy zapaliły się światła, cała widownia wstawała uśmiechnięta. Także polecam, gówno roku, nie męczy, na pewno będę wracał przy domówkach xD
