Byłem dziś w PUP załatwiać dofinansowanie.
O jprdl.
Trafiłem na tak antypatyczną, arogancką i protekcjonalnie traktująca mnie urzędniczkę, że mój wewnętrzny Marek Aureliusza musiał stawać na rzęsach, żebym jej nie wy⁎⁎⁎ał na ryj.
Ostatecznie gryzłem się mocno w język, więc Marek może być dumny.
Przeżyłem mały szok, po pierwsze dlatego, że myślałem, że takich urzędników już nie ma, po drugie dlatego, że tydzień temu byłem wstępnie podpytać o wypełnienie wniosku i obsługiwała mnie supermiła i pomocna pani.
Uśpiły moją czujność.
Nie będę opisywał całości naszej interakcji, bo to nic ciekawego. Napiszę tylko jak się zaczęło:
byłem umówiony internetowo, wszedłem do PUP, w systemie pobrałem, po podaniu kodu rezerwacji, odpowiedni numerek.
Na automacie było napisane, żeby poczekać na parterze, aż mnie wezwą na 3. piętro.
Czekałem, ale na 3 minuty przed wizytą podreptałem już na górę i grzecznie czekałem na wezwanie na klatce schodowej. Usłyszałem wezwanie i wszedłem do pokoju. Pani, oburzona(!), stwierdziła, że przecież dopiero mnie wezwała, a ja już wchodzę. Rozumiecie? Jestem umówiony na jedenastą, wchodzę o jedenastej, po uprzednim wezwaniu przez system, a ona ma pretensje, że za wcześnie (o 40 sekund?)! Już wiedziałem, co mnie czeka.
Nie dziwię się ludziom, że plwają na urzędników, jeśli mają głównie takie doświadczenia.
Gdyby to nie był urząd, to każdy rozumny pracodawca wyjebałby panią na ryj za taki standard obsługi klientów.
#zalesie #chwalesie (bo jej nie zajebałem) #gownowpis #urzadpracy
