Będzie długo, ale może ktoś przeczyta. Pojawił się artykuł o tym, że powstanie kolejne 400 odcinkowych pomiarów prędkości. Na Twitterze, na wykopie i tutaj pełno głosów, że to dobrze i ogólnie fajnie. Może by było fajnie, ale w kraju, który nie robi wszystkiego co publiczne na odpierdol. Mam rodzinę w okolicy gdzie jest postawiony odcinkowy pomiar prędkości. Wszędzie jest on podawany jako przykład świetnie działającego systemu. Zero wypadków, kolizji i ogólnie bezpiecznie i wspaniale. Problem jest tylko inny. Droga, na której jest OPP to droga krajowa łącząca duże miasto powiatowe z wojewódzkim, więc ruch duży. Tam gdzie jest OPP są oświetlone przejścia dla pieszych i chodniki po obu stronach drogi. Równolegle do tej drogi, jakieś 20km obok biegnie autostrada. Wcześniej zanim powstał OPP, to cały ruch pomiędzy tymi miastami odbywał się tą drogą krajową. Teraz najszybszym rozwiązaniem jest ominięcie OPP przez autostradę (tak nawigacja każdego kieruje). Problem w tym, że dojazd do autostrady to 20 kilometrów po wioskach drogą powiatową. Oczywiście droga wąska, bez poboczy i chodników oraz pomiędzy domami. Nie jest nawet oświetlona. Droga kompletnie nieprzygotowana na taki duży ruch samochodowy, ale większość tędy jedzie, bo jest najszybciej. Moja rodzina mieszka przy tej drodze powiatowej. Nie mają nawet możliwości pójść pieszo do sklepu 500 metrów, bo musieliby iść rowami. Kolizje się zdarzają, na razie na szczęście bez poważnego wypadku, ale to pewnie kwestia czasu. Nikogo nie obchodzi, co się dzieje na małej waskiej drodze powiatowej, gdzie ludzie nie mogą bezpiecznie przejść 200 metrów. Ważne jest to, że można odtrąbić sukces jakim jest postawienie pomiaru prędkości na krajowej i że tam jest bezpiecznie.
Sukces jest? Jest.
Skarb państwa zarabia na mandatach? Zarabia.
A to, że ktoś straci zdrowie obok to nieważne. Niech się lokalni mieszkańcy martwią