Archiwum X: Robert Wójtowicz został zamordowany. "Tropy prowadzą do trzech wikarych"

Archiwum X: Robert Wójtowicz został zamordowany. "Tropy prowadzą do trzech wikarych"

gazetapl
20 stycznia 1995 roku Robert Wójtowicz wyszedł na chwilę z domu, żeby wyrzucić śmieci. To właśnie wtedy 23-latek po raz ostatni był widziany przez rodzinę i kolegę z bloku. Po 20 latach od zaginięcia główne tropy zaczęły prowadzić do trzech byłych wikarych z parafii św. Maksymiliana Kolbe w Nowej Hucie-Mistrzejowicach. Po 27 latach, jak pisze ks. Isakowicz-Zaleski, nadal porusza zmowa milczenia wokół tej sprawy.

Rodzina Wójtowiczów od lat mieszkała w Krakowie. Robert natomiast uczył się w Liceum Lotniczym w Dęblinie w woj. lubelskim, a następnie studiował przez trzy semestry na wydziale lekarskim w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Samotność miała sprawić, że wrócił do rodziny. Z kolei ojciec - Lech - musiał pracować w Rosji, gdzie mógł zarobić znacznie lepiej, niż w Polsce. Rodzina jednak bardzo często pisała do niego listy, w tym sam Robert, którego wiadomości mniej więcej od 1993 roku były wyraźnie smutniejsze. Pisał m.in.: "Skorpiony nie umieją pocieszać, ale niech się Tatuś trzyma", o "obudzeniu się z długiego snu", "wyjścia ze ślepej uliczki" czy "wielkiej rewolucji". W sumie relacje pięcioosobowej rodziny: matki, ojca, córki i dwóch synów, były bardzo dobre. Lech chciał też niebawem wrócić do Polski, jednak po informacji o zaginięciu syna, mężczyzna przyspieszył swój powrót.

Kraków. Robert Wójtowicz wyszedł z domu w styczniu 1995 roku. Dzień po zaginięciu chciał udać się na imprezę

Robert Wójtowicz wyszedł z domu 20 stycznia 1995 roku żeby wynieść śmieci, a następnie miał udać się na wykłady i do biblioteki. Od tamtego momentu przestał kontaktować się z rodziną. Studiujący psychologię 23-latek nie pojawił się też na uczelni, Uniwersytecie Jagiellońskim, co wcześniej mu się nie zdarzało. Matka Roberta zgłosiła sprawę na policję, jednak funkcjonariusze mieli kazać jej odczekać 48 godzin (warto tu przypomnieć, że nie trzeba czekać 24 lub 48 godzin, by zgłosić zaginięcie bliskiej osoby, a policja ma obowiązek przyjąć zgłoszenie niezależnie od tego, ile czasu upłynęło od stwierdzenia nieobecności kogoś bliskiego).

W pierwszej kolejności policjanci sprawdzili scenariusz, który zakładał wstąpienie młodego studenta do sekty. W latach 90. w Polsce pojawiło się bowiem bardzo dużo nowych i podejrzanych związków wyznaniowych, a interesujący się religiami i dość samotny 23-latek mógł być dla nich łatwym celem. Ucieczka od rodziny, z którą był bardzo zżyty, od początku wydawała się mało prawdopodobna. Śledczy zaczęli rozważać, czy Robert mógł popełnić samobójstwo. Rodzina zaprzeczała podkreślając, że ich syn i brat był bardzo wierzący i regularnie chodził do kościoła, a w wierze katolickiej odebranie sobie życia traktowane jest jako poważny grzech. Poza tym dostał się na kolejny kierunek studiów, na co bardzo czekał.

Policjanci w notatce z 3 lutego 1995 roku napisali: "Wyjście Roberta W. z domu w dniu zaginięcia nie było spowodowane wyłącznie wizytą w bibliotece, lecz również spotkaniem z NN mężczyzną". Mimo ogromnej pracy policji, na co wskazują liczne akta, w sprawie zaginięcia Roberta długo nie było żadnych nowych poszlak. Chociaż pan Lech regularnie apelował do policji i mediów, w każdą rocznicę wywieszał w Krakowie plakaty z wizerunkiem syna, to z roku na rok o zaginięciu 23-latka było coraz ciszej.

Archiwum X zajęło się zaginięciem Roberta po 20 latach. Ruszyły wówczas przesłuchania trzech księży

W 2015 roku Archiwum X ponownie zajęło się sprawą Roberta. Jak informowało tvn24.pl, zdaniem policjantów był to kolejny przypadek tzw. ciemnej liczby zabójstw - spraw, które były traktowane jako zaginięcia, a okazały się zbrodnią. Po 20 latach śledczy orzekli więc, że 23-letni student został zamordowany i to najprawdopodobniej przez osobę z kręgu bliskich mu osób. Co ustalili wówczas funkcjonariusze? 

Zainteresowano się wówczas opiekunem duszpasterstwa akademickiego, do którego przed zaginięciem należał 23-letni Robert. Jak się okazało, student spędzał dużo czasu z księdzem Adamem, a podobno nawet odwiedzał księdza w jego mieszkaniu. Po zaginięciu Roberta - co zeznają zarówno wierni z duszpasterstwa, jak i duchowni z plebanii - ksiądz Adam miał być przygnębiony, sięgać po alkohol i ucinać wszelkie rozmowy na temat Wójtowicza. W 2010 roku udaje się nawet na terapię uzależnień, do czego namawiają go przełożeni. Ksiądz tłumaczy się wówczas presją. W 2015 roku, gdy sprawę przejmuje Archiwum X, alkoholizm znów powraca.

W 2015 roku przesłuchiwany jest też ksiądz Andrzej, brat księdza Adama. Jego zeznania, w opinii biegłego psychologa, zostały uznane za niewiarygodne. W 2018 roku dziennikarze Onetu dowiedzieli się o zeznaniach studentki, która opisała zdarzenie z 1997 roku - wówczas ksiądz Andrzej miał opisać Roberta, jako tego, "który został zabity w parku w Mistrzejowicach". Duchowny miał zacząć krzyczeć na dziennikarzy, że razem z bratem zabili 23-latka, zawinęli jego ciało w dywan i wywieźli samochodem (ks. Adam miał jeździć wówczas czerwonym fiatem 125p). Potem dodał, że żartował.

Śledczy ustalili, że dzień przez zaginięciem 23-latek poprosił matkę o biały kitel na imprezę karnawałową, która miała odbyć się 21 stycznia - dzień po jego zaginięciu. W 2015 roku ksiądz Andrzej zeznał, że zaginiony chciał przebrać się za lekarza, o czym miał powiedzieć mu brat - ksiądz Adam, który zapewniał, że nie widział się z Robertem na trzy dni przed zaginięciem. Po 20 latach ksiądz Adam nie pamiętał, o czym rozmawiał ze studentem, ale dokładnie pamiętał godziny, adresy i liczbę mieszkań, które miał odwiedzić po kolędzie 20 stycznia 1995 roku.

W sprawie przesłuchiwany był także trzeci duchowny - ksiądz Stanisław, który jest dobrym znajomym braci. Jak podawał lifeinkrakow.pl, wszyscy trzej w 1995 roku byli wikarymi w parafii św. Maksymiliana Kolbe w Nowej Hucie-Mistrzejowicach. 

Księża zostali zbadani wariografem. Nerwowo reagowali na te same pytania

Księża Adam i Andrzej w 2018 roku wyjechali na Maltę z okazji 25-lecia święceń kapłańskich, które odbyły się w 1993 roku. Na wyjeździe mieli przyznać innym duchownym, że Robert zginął, a oni wiedzą, co się z nim stało.

Trzej księża zostali więc zbadani wariografem. Dziennikarze Onetu dotarli do wyników badań, z których wynika, że:

  • w przypadku księdza Adama istnieje "duże prawdopodobieństwo, że jest bezpośrednio uwikłany w sprawę zaginięcia Roberta Wójtowicza";
  • w przypadku księdza Andrzeja stwierdzono, że "jest zamieszany w zbrodnię, jednak na etapie tuszowania, a nie jej dokonywania". Miał być też anonimowym rozmówcą, który naprowadził śledczych na trop sekty;
  • ksiądz Stanisław natomiast przy trzech z 11 lokalizacji dot. możliwego miejsca dokonania zabójstwa wykazał "niezwykle silną zmianę ciśnienia i tętna". Było to przy wskazaniach: plebanii w pokoju Adama, na osiedlu Złotego Wieku w Krakowie (przy plebanii) i w parku Mistrzejowickim; co może wskazywać na ukrywanie wiedzy, która mogłaby pomóc schwytać mordercę.

Każdy z duchownych reagował silnie na te same pytania:

  1. Czy wiesz, kto dokonał zabójstwa?
  2. Czy Robert został zamordowany w pokoju księdza?
  3. Czy Robert został uduszony?
  4. Czy zwłoki zostały zawinięte w koc lub dywan?
  5. Czy ciało zostało wywiezione w samochodzie marki Fiat 125p?

Onet nieoficjalnie: Księża Andrzej i Adam mieli spotkać się z abp. Jędraszewskim

W 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Krakowie wszczęła śledztwo ws. zabójstwa. Pod koniec 2019 roku kuria w Krakowie po raz pierwszy zabrała głos w sprawie zaginięcia 23-letniego Roberta. Zapewniono wówczas, że kuria jest gotowa na współpracę z policją i prokuraturą.
W 2020 roku dziennikarz Onetu, Dawid Serafin, zadzwonił do księży z diecezji krakowskiej, którzy w 1993 roku kończyli seminarium i byli na wyjeździe na Malcie. Żaden z 16 przepytanych księży nie chciał mówić nic o wydarzeniach, jakie miały miejsce na "pielgrzymce". Zastrzegali się niepamięcią, wewnętrznymi sprawami wspólnoty, brakiem czasu czy tym, że "lepiej zostawić tę sprawę Bogu".

Z informacji Serafina wynika, że księża Adam i Andrzej mieli być namawiani do tego, by powiedzieli wszystko, co wiedzą. Mieli też spotkać się z krakowskim arcybiskupem Markiem Jędraszewskim - i według Onetu do tego spotkania faktycznie doszło. Nie wiadomo jednak, czy i jakie działania podjęła kuria w tej sprawie. Wiadomo natomiast, że ksiądz Adam w 2019 roku pracował w małej parafii w podkrakowskim powiecie i uczył religii w szkole. Ksiądz Andrzej zaś był wikarym w krakowskiej parafii.

"Przeciwwagą dla tej zmowy milczenia jest heroiczna postawa ojca, który w wciąż szuka prawdy"

- Jeśli teraz musiałbym umrzeć, żal by mi było tego, że nie zrobiłem synowi pogrzebu. Robert zawsze powtarzał, że nie oczekuje niczego od świata, bo to on ma coś temu światu dać. Ktoś przerwał mu ten plan. Został przez niego pogrzebany i nie było przy tym nikogo. W swoich ostatnich chwilach był sam na sam z mordercą - mówił w 2019 roku Lech Wójtowicz. 

"W tej sprawie porusza mnie ogromnie tak sama zbrodnia (zaginiony student psychologii najprawdopodobniej nie żyje), jak i zmowa milczenia wokół niej. Jest rzeczą bowiem wręcz niemożliwą, aby osób ze studiów oraz parafii i Duszpasterstwa Akademickiego nikt nic nie wiedział. Przeciwwagą dla tej zmowy milczenia jest heroiczna postawa ojca, który w wciąż szuka prawdy, doznając jak biblijny Hiob niewyobrażalnego cierpienia i upokorzenia. Nie pragnie on zemsty, ale możliwości zapalenia znicza na grobie swego ukochanego syna" - napisał na blogu w styczniu tego roku ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. 
Zbrodnia zabójstwa przedawnia się po 30 latach. W przypadku Roberta Wójtowicza nastąpi to w 2025 roku.

#zarchiwumx #policja #zbrodnia #kler #gazetawyborcza #truecrime

Komentarze (6)

SuperSzturmowiec

"Zbrodnia zabójstwa przedawnia się po 30 latach. W przypadku Roberta Wójtowicza nastąpi to w 2025 roku."

no to po ptokach

monke

I co się działo od 2019 do tej pory? xD to nie dobra pytać

SuperSzturmowiec

@monke nikt nie pękł. i nie pęknie skoro tyle lat wytzrymali.

monke

@SuperSzturmowiec może za słabo próbowali ich pęknąć

SuperSzturmowiec

@monke gorzej jakby ten co nie zrobił tego by się przyznał że jednak zrobił. Pod naciskiem nie jeden do wszystkiego by się przyznał. Ryzykowne to

NiebieskiSzpadelNihilizmu

W przypadku Roberta Wójtowicza nastąpi to w 2025 roku.

No i chuj, no i cześć. Zostało 8 miesięcy, a tyle to szmaciarze pokroju Michalkiewicza, Jędraszewskiego czy innego Głódzia będą ukręcać łeb, żeby to tylko przeciągnąć. Teraz się dopiero zacznie kręcenie lodów. Tu się nie odpowie, tam się nie odpisze, tu się kogoś przeniesie, tam się kogoś uciszy i bajlando. Problemu nie ma. A katabasy mają w tym doświadczenia jak mało kto przenosząc swoich miedzy parafiami w tych wszystkich aferach pedofilskich. Mało- nasz rzułty autorytet potrafił organizować wywózki za granicę, żeby tylko nie doszło do pojmania i skazania.

Zaloguj się aby komentować