Ależ mi się skojarzyło....będzie #beestory


Po przeczytaniu tego wpisu https://www.hejto.pl/wpis/sa-pewne-sytuacje-i-ludzie-ktorych-nie-potrafie-zrozumiec-kupilismy-z-rozowa-lod i komentarzy, przypomniała mi się historia, sprzed wielu lat, z innych realiów.... Znam ją z przekazu obserwatora, a nie mam pewności, czy nie był on wręcz tym hultajem, o którym będzie mowa, ale jestem całkowicie przekonany o jej prawdziwości.


Rzecz działa się była w Pszczelej Woli, gdziem pobierał nauki. Trzeba nieco przedstawić realia tego środowiska. Szkoła miała przyległy dość duży teren z wieloma budynkami, parkiem i stanowiła zamkniętą całość. Większość z nas mieszkała w internacie przy technikum, znaliśmy się wszyscy i byliśmy dość zżyci. Uczniów "dochodzących", czyli mieszkających normalnie w domach, była garstka, więc to społeczność internatu nadawała ton i koloryt większości zdarzeń, jakie miały miejsce podczas edukacji.


Wyobraźcie sobie te 15-latki wyrwane spod opieki rodziców, przebywające na stałe ze starszymi uczniami 24 h/dobę. W tym wieku dwa lata różnicy to przepaść, a między najstarszym i najmłodszym był to dystans 4-letni. Piątoklasiści to były dorosłe kobiety i chłopiska pod wąsem, tak mi się wydawało jako pierwszakowi....


Otóż na początku niewielu popalało, było to wręcz tępione i wykorzystywane przez starszych ("daj fajkę"). W trzeciej klasie paliło sporo osób, w piątej byłem jednym z kilku, które zdecydowanie nie paliły. Zupełnie mnie to nie pociągało, ale też niezbyt przeszkadzało, że inni palą. Paliły chłopaki, paliły nasze panny, i co z tego - uwielbialiśmy je.


NO ALE. Ale byli przecież wychowawcy w internacie i nauczyciele, którzy próbowali walczyć, albo i wypowiadali krucjatę przeciw palaczom! Tacy potrafili węszyć, kontrolować łazienki, pójść wieczorkiem w popularne miejsca i płoszyć nałogowe towarzystwo, albo w inny sposób uprzykrzać życie...


Jedną z tych osób była pewna nauczycielka. Ta potrafiła żądać wyjęcia fantów z kieszeni, papierosy i zapałki konfiskowała, a jeśli coś budziło jej wątpliwość, sama wkładała rękę i kontrolowała zawartość. Trafił jednak swój na swego.


Pewnego razu poddała takiej kontroli jednego z delikwentów. Ten ociągał się co niemiara, więc sama włożyła dłoń do kieszeni w poszukiwaniu zakazanego towaru. Ale cóż to, co za dziwy....o co cho........oooo.....OOOO......


Uczeń, powsinoga, nicpoń, ladaco, odciął w spodniach całe wnętrze kieszeni.

Oraz nie włożył majtek.


..........


To była ostatnia "kontrola kieszeni" w wykonaniu tej nauczycielki.


#heheszki #takbylo #ale też #pszczelarstwo

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować