6 sezon Lucyfera za mną. Gdyby urwać problemy miłosne (lesbijskich) par i BLM, to z 10 odcinków dałoby się zrobić 4. Ale te 4 to już konkretne. Zakończenie ckliwe, miłosne, romantico, etc. - ale nie jestem zawiedziony. Poza pierwszymi odcinkami sezonu, co w ogóle są z d⁎⁎y, bo cały sens pojawia się w drugiej połowie sezonu, więc pierwsza połowa (walcząca ku chwale BLM i LGBT) jest całkowicie zbędna i nie wniosła NIC do fabuły.
[SPOILER]
Pierwsza część to problemy związku Maze i Ewy (tutaj jeszcze ok, gdyby nie pojawienie się Adama i straszne poniewieranie kobiet przez mężczyzn, w ogóle seksizm i jak straszno), potem brutalność białej policji (Amenadiel, czarnoskóry anioł, zostaje gliną i przekonuje się o brutalności policji), a dopiero od połowy konkret (ciągłość fabularna), czyli czemu się skończyło tak, a nie inaczej. Serio, pierwsza połowa to dosłownie znane z anime fillery... Wciśnięte na siłę i nie wnoszące nic, nawet emocji.