23 grudnia 1999. Siedzimy z Kasią w podartych swetrach na podłodze dworca kolejowego w Gliwicach. Robimy tak zwany klimat. Za parę chwil zabierzemy go ze sobą na Lubelszczyznę, gdzie razem spędzimy święta.
Na dworcu być może i jest kilku bezdomnych. Ja pamiętam tego jednego. Wygląda, jak bosman z kazdego mieksca na głowie i twarzy wystają mu rowniutko nastroszone, białe włoski. Taka zimowa, włochata, uśmiechnięta kulka. Kręci się po poczekalni, prosi ludzi o pieniądze. W końcu kieruje się w naszą stronę. Próbuję uprzedzić pytanie i już szukam drobnych w kieszeni. On kednak zatrzymuje się dwa metry przed nami, podnosi wysoko rękę, na jego twarzy maluje się szeroki jak torowisko w Jaworznie uśmiech, a z ust wydobywa się okrzyk:
Wesołych Świąt, C⁎⁎ju!
No to ka Wam teraz również tak z całego serca: Wesołych Świąt
#perfumy

