222 162 + 3 (2+2) + 174 + 1 + 6= 222 355


Dzień święty świecić, tym bardziej jeśli jest to być możne ostatni dzień z taką pogodą, aż do maja.


Usual górki, ale z finiszem w Międzylesiu.


Od kilku dni wiedziałem, że gdzieś jadę, ale gdzie dokładnie, dowiedziałem się dopiero wczoraj ok. 20. Pierwotny plan zakładał wyjazd do rodzinnego domu, a tu psikus, bo dom ma być pusty z powodu wyjazdu w góry. Jakie góry? "Kawałek za Kłodzkiem". Ok, pasuje.

Pobudka o 5, śniadanko, a następnie standardowo punktualny wyjazd o 6, czyli o 6:30. Pogoda - jakby to rzekł youtubowy Pyndalarz (którego polecam i chylę czoła, bo to przekot) - bajunia. Trasa rozrysowana nieco inaczej, gdyż wiodła przez Jelcz i Oławę, a nie bezpośrednio na Strzelin.Droga dzięki temu była nieco spokojniejsza, ale zaraz rozpoczął się ukochany wiaterek. Kierunek rzecz jasna oczywisty jak 2+2 Pomagały nieco osłonięte drzewami fragmenty, ale w polu, jakby rzekł krakus, po prostu urwało łeb.

Dojechałem do Złotego Stoku ze średnią 27 z groszem, co zważając na warunki, względnie mnie zadowalało. W tejże miejscowości, zaczął się pierwszy tego dnia duży podjazd, oczywiście dobrze mi znany. Po kilometrze, na skosie liczącyn nie lada 8% (XD), przypomniała mi się słynna walka Pudziana z naczelnym polskim baniakiem do obijania i komentarz, który przerobiłem na "kłopoty, kłopoty Furto!". No bo jeśli tak trudno idzie teraz, to jak będzie na końcu drugiego podjazdu, którym charakteryzuje się filozofią wyżej=stromiej?

W Lądku dobrze pojadłem i ruszyłem na Stronie Śląskie, by po raz kolejny zdobyć Przełęcz Puchaczówkę. Choć było zgodnie z oczekiwaniami, czyli trudno, to jednak udało się wykrzesać sily i wwieźć ulany zad na górę. Jednakże muszę nadmienić w imię idei "tylko prawda jest ciekawa", że pomiędzy moją dyspozycją sprzed równo 3 miesięcy, czyli kiedy ostatnim razem tędy jechałem, a tą dzisiejszą, była dosłownie przepaść. Bywa, lajf is lajf, para rarara. Po zjeździe do Marianówki odbiłem na południe, smętnie oczekując nieuchronnego. Wiatr jakim dostałem w pysk, odbierał ochotę na cokolwiek. Nachylenie 0%, tętno 162, prędkość 18 km/h. Coś jeszcze? Tak, ale już samo dobro, ponieważ ostatecznie dojechałem do celu, wypiłem smaczne lokalne piwo 0% i zjadłem obfity obiad. Stamtąd pozostało się udać na dworzec i ruszyć w drogę powrotną.


#rowerowyrownik #szosa

a86184b5-6f3e-4223-ba79-b7e27909481c
f18a4a05-9a60-45b6-b993-6cf0e5441d6d
af39e37c-593b-41f3-9315-8cd7e304db7a
00a54833-47b8-4a82-bfa9-6f94197c4521
570918d9-7d54-4ac0-ac94-468ade743ece

Komentarze (2)

onpanopticon

@Furto Zastałeś się przez te 3 tygodnie, to nie dziwota że nogi nie niosą Pewnie gdybyś zrobił wcześniej ze dwie solidne trzydziestki na rozkręcenie, to nie odczułbyś aż tak spadku dyspozycji. Niemniej fajna pogoda się trafiła, w sam raz na taki wypadzik, zazdro trochę, ja to godziny złapać nie mogę xd

Furto

@onpanopticon No mam nadzieję, że to zastane nogi, bo na płaskim jechało mi się całkiem ok, ale wzniesienia dramat. Spróbuję wbrew pogodzie coś pokręcić w tym tygodniu, może dyspozycja wróci Nie zazdroszczę takiego braku czasu

Zaloguj się aby komentować