212 + 1 = 213
Czas na coroczne oglądanie Trylogii. Zapraszam do #piechuroglada
----------
Tytuł: The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring
Rok produkcji: 2001
Reżyseria: Peter Jackson
Kategoria: #fantasy
Czas trwania: 228 min
Moja ocena: 9/10
Po tysiącach lat tajemniczy pierścień zaczyna manifestować swoją moc, starając się powrócić do swojego twórcy - potężnego władcy ciemności pragnącego władzy nad światem. Wyprawy mającej na celu jego zniszczenie podejmuje się dziewiątka ochotników.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że uczciwa ocena wynosiłaby teraz 8.5, ale zawyżam do pełnej. Kiedyś byłbym w stanie dać 10, skąd więc ten spadek? Oglądając Drużynę Pierścienia tyle razy nie sposób mi nie zwrócić uwagi na pewne mankamenty, które z czasem zaczęły psuć mi nieco odbiór i wyrywać z doświadczenia filmowego, a są to: Gimli sprowadzony wyłącznie do roli komediowej i będący ciągłym obiektem żartów, pozostawiające trochę do życzenia aktorstwo niektórych głównych postaci (Legolas, Merry, Pippin), starzejące się efekty komputerowe, które coraz bardziej kłują w oczy, nieco za dużo scen z płaczącym Frodem, a także TEN kadr. Mimo wszystko nie jest to w stanie przyćmić ogólnego wrażenia, jakie ten film robi. Jest to nie tylko świetne fantasy, co również wspaniała bajka. Wiele scen w dalszym ciągu sprawia, że dostaję gęstej skórki, choćby i na samą myśl o nich: początkowe wprowadzenie z narracją Galadrieli, spotkanie Gandalfa z Sarumanem, Balrog, walka z Uruk-Hai. Muzyka jest po prostu fenomenalna, motyw Mordoru do tej pory nucę sobie przy różnych okazjach. Zresztą to chyba jeden z ostatnich filmów, z których w ogóle pamiętam jakieś motywy muzyczne. Zdjęcia są olśniewające, w czym pomaga naturalne piękno Nowej Zelandii. Uwielbiam, ile czasu spędzamy w Shire, ciesząc się sielanką, poznając świat i bohaterów, nie spiesząc się zanadto i czerpiąc przyjemność z prostego życia, które jednak podszyte jest narastającym niepokojem i niewiadomą. Bardzo podoba mi się też mała skala finałowej bitwy, która pozwala w pełni wczuć się w sytuację i poczuć jej impakt. Klimat filmu jest nie do podrobienia, ale z pewnością nie byłby taki, gdyby nie idealne wręcz dobranie do roli Iana McKellena jako Gandalfa, Christophera Lee jako Sarumana, Cate Blanchett jako Galadrieli, oraz po prostu jedynego, niepowtarzalnego Viggo Mortensena jako Aragorna - niech mi ktoś tylko powie, że nie poszedłby za nim w najcięższa bitwę. Czy o kimś zapomniałem? Oczywiście, że nie. Sean Bean proszę państwa. Sean Bean i jego postać Boromira jest tym, co dodaje serca i duszy filmowi. Jako jedyny jest w pełni trójwymiarowy, ludzki i można się z nim utożsamić. To chyba najbardziej skomplikowana postać ze wszystkich filmów tworzących trylogię i przy każdym kolejnym odtworzeniu odczuwam do niego rosnącą sympatię i współczucie. Podsumowując, Drużyna Pierścienia jest filmem, który jest mocny w tak wielu miejscach, że drobne niedoskonałości nie są w stanie zepsuć jego ogólnego odbioru. Jest to film piękny, wzbudzający emocje, intrygujący, ale też zabawny. Zdecydowanie najlepsza część z całej trylogii i obraz, który już więcej nie ma szansy powstać, jedyny w swoim rodzaju. Polecam absolutnie wszystkim - tak @bojowonastawionaowca , Tobie również.
#filmy #kino #filmmeter
