1465 + 1 = 1466
Tytuł: Żołnierze kosmosu
Autor: Robert A. Heinlein
Tłumaczka: Paulina Braiter
Kategoria: science fiction
Ocena: 3/10
Przyszłość, ziemią rządzą wojskowi, bo tylko weterani mogą głosować i politykować. Dżony z bogatego domu zapisuje się do armii, sam za bardzo nie wie po co, ale mu się podoba i się cieszy. Najpierw przez pół książki szkoli się na piechura, potem chwilę strzela do kosmitów, potem się szkoli na dowódcę, znowu trochę strzela no i tyle.
Głównym elementem książki, na który ludzie zwracają uwagę w swoich opiniach jest opis ustroju. Jedni jęczą że chłop faszyzm opisał i jak tak można, inni chwalą jaka to głębia filozoficzna w rozważaniach o tym że bicie dzieci zwalczy przestępczość. Problem w tym, że o ile ukazanie takiego systemu od środka w warunkach wojny z kosmicznymi robalami moim zdaniem było ciekawe, to jest tego tyle co kot napłakał. Tak samo jak futurystycznych scen akcji, które pomimo kilkudziesięciu lat na karku nadal były bardzo dobre i robiły wrażenie.
Problemem tej książki nie jest faszyzm tylko kompletna nuda i brak fabuły. W pierwszej połowie większość treści to zwykłe szkolenie żołnierza, który biega i biega i biega po amerykańskim poligonie, a sierżant na niego krzyczy. W drugiej połowie za to mamy masę fascynujących rozważań o dobrych i złych sierżantach, podpułkownikach, kapitanach, pułkownikach i o tym kiedy kogo awansować. Jakbym chciał przeczytać suchy podręcznik do żołnierki to bym kupił suchy podręcznik do żołnierki, a nie nagradzaną powieść sf. xd
A no i to ten przypadek gdzie film pierdyliard razy lepszy, bo uciął to co nudne, zostawił to co fajne, a to co śmieszne obśmiał.
#ksiazki #bookmeter #sciencefiction #scifi
