1391 + 1 = 1392
Tytuł: Ballada ptaków i węży
Autor: Suzanne Collins
Format: książka papierowa
Jeśli opisałem najnowszą książkę z serii, a przeczytałem ją tylko dlatego, że spodobała mi się ta poprzednia, to aż głupio nie napisać nic o tej „lepszej”
(Plus dostałem komplement, więc będę jak ten piesek z mema — zdjęcie w komentarzu, pozdr. @Hoszin )
Zacznę podobnie jak przy recenzji „Wschodu słońca..." Jeśli czytaliście trylogię Igrzysk Śmierci i wam się podobała, to ta książka też wam się spodoba. Jedyne, co może lekko irytować, to masa śpiewanek, ale główna bohaterka to pieśniarka (na dodatek taka trochę „cygańska”), więc to było nieuniknione.
Generalnie, jako fan serii, gdy dowiedziałem się, że Suzanne Collins pisze kolejną książkę - i to osadzoną kilkadziesiąt lat wcześniej, gdzie bohaterem ma być prezydent Snow - to miałem takie: „Lojezu, a po co to komu, a komu to potrzebne?”. Ale muszę przyznać, że się fajnie zaskoczyłem.
Historia poprowadzona sprawnie, fabuła się kleiła, no i przede wszystkim miało to sens, czemu Snow był takim złolem kilkadziesiąt lat później, gdy Katniss wygrywała Igrzyska. No i postać Lucy Gray - bardzo fajna. Nie sądzę, żeby to był spoiler, więc napiszę: po tej książce okazuje się, że to Lucy jest oryginalnym „Kosogłosem”. Co jest bardziej puszczeniem oka do fanów niż czymś, co realnie wpływa na „lore” tej serii.
Ogółem - fajna książka, bardzo przyjemnie się ją czyta.
#bookmeter

