@Grzybiarz
Daimonion (gr. δαιμονιον zdrobnienie od δαίμων, daimōn "Bóg; bóstwo; demon") – w filozofii starożytnej – głos bóstwa, sumienie, ostrzegawczy głos wewnętrzny. Jego działanie sprowadzało się wyłącznie do odradzania czynienia złych rzeczy i podejmowania błędnych decyzji, nigdy natomiast nie doradzał ani nie sugerował niczego.
Demony nie istnieją. W filozofii starożytnej to słowo oznaczało głos sumienia, jednak kościelni przywódcy szybko się zorientowali, że łatwo się steruje i rządzi tłumem, który się boi, odczuwa wstyd i strach.
Przeczytałam Twój wpis na blogu. Sama mam taką babkę, której główną rozrywką było skłócanie ludzi, małżeństw (np swoich dzieci, ale nie tylko), manipulowanie, obgadywanie i granie później niewiniątka. Nie pomagała ludziom w potrzebie, nawet jeżeli miała taką możliwość. Rozmawiam z nią czasem, a raczej rozmawiałam, kiedy jeszcze nie miała zaawansowanej demencji. Moja babka miała 3 lata jak wybuchła wojna. Jej najwcześniejsze wspomnienie to jakiś Niemiec mierzący do niej z karabinu. Moja babka nie jest i nigdy nie była żadnym wampirem, chociaż pasuje do definicji, którą napisałeś na blogu. Moja babka jest straumatyzowanym wojną dzieckiem w skórze staruszki. Emocjonalnie nie dojrzała, bo nie miała jak. Zamiast emocjonalnej dojrzałości rozwinęły się u niej najróżniejsze mechanizmy obronne "demony", które pozwoliły jej przetrwać niesamowicie trudny czas, ale nie pomogły w dorosłym życiu. Stąd te wszystkie zachowania - zachowania niedojrzałego dziecka, które chce zwrócić na siebie uwagę, które odgrywa rolę ofiary, które manipuluje ludźmi, bo tak bardzo chcę przynależeć - w końcu dzieci bez opiekunów nie mogą przetrwać. To jest dla mnie fascynujące, że ludzie wymyślają sobie jakieś głupie paranormalne definicje dla ludzi zamiast porozmawiać, spróbować zrozumieć kim jest ten człowiek i jaki ciężar niesie na ramionach, a jak zrozumiemy to dać trochę empatii i zacząć współczuć. No ale łatwiej jest wymyślić jakaś nieprawdopodobną historię, że wysysa energię. Ja współczuję mojej babce i ona nie "wysysa" mojej energii, nawet kiedy jest męcząca w "sianiu zamętu". Ale inni moi najbliżsi, którzy nie zadali sobie trudu, żeby ją poznać, rzeczywiście nie lubią z nią przebywać, unikają jej. Grają w jej gierki jak już się z nią spotykają. Pewnie przypięli by jej łatkę wampira albo osoby opętanej, bo bez pewnej świadomości przebywanie z taką osobą jest trudne.