#anonimowehejtowyznania
#anonimowehejto #samotnosc
Dwie rzeczy sprawiły, że mając 29 lat nie mam znajomych, przyjaciół, dziewczyny.
Wszystko zaczęło się końcem pierwszej klasy gimnazjum - po lekcjach staliśmy w grupie znajomych i czekaliśmy na autobus do domu.
Tak się złożyło, że jeden z kolegów mojego brata (a zarazem mój znajomy) nie za bardzo lubił się z jednym gościem z którym chodziłem do klasy.
I tak sobie stoimy stoimy, i ten mój znajomy coś tam pokazał odnośnie do wyglądu tego gościa (jakaś pierdoła). Cała grupa bez wyjątku odruchowo się zaśmiała, ale to wydarzenie zmieniło tylko moje życie (pozostali ludzie w grupie to osoby z jego sąsiedztwa).
Zwrócił przeciwko mnie większość osób, z biegiem czasu coraz większa część klasy zaczynała ze mnie szydzić z byle powodu, szukali tylko okazji żeby mi dopiec, a ja za bardzo nie miałem co zrobić. Lubiłem wtedy grać w gry, a to wydarzenie sprawiło, że grałem jeszcze więcej, nie miałem co innego robić po szkole. Nie byłem nigdzie zapraszany, omijałem z daleka imprezy szkolne itp., jak jechałem na wycieczkę szkolną to spędzałem ją sam. Przez to wszystko nie nabyłem podstawowej umiejętności poznawania ludzi i rozmawiania z nimi (do tego wrócę).
W 3 klasie pobiłem się z gościem po szkole, ja skończyłem z podbitym okiem a on rozwalonym nosem. Nie zapomnę rodzicom nigdy tego, że zgłosili ten fakt szkole mimo moich próśb. Zostałem donosicielem, jeszcze bardziej się ze mnie śmiano, a wiecie jaka była reakcja szkoły? "nie ważne jak to się zaczęło, macie sobie podać rękę na zgodę". Jeszcze ten ch*j pedagog który kazał się nam uścisnąć na zgodę i jego przeświadczenie o tym, że dobrze zakończył sprawę.
Do końca roku zostało kilka miesięcy, nawet nie wiecie jak się cieszyłem, że nie spotkam już tych ludzi w swoim życiu.
Niestety kończąc gimnazjum popełniłem ogromny życiowy błąd - poszedłem do technikum - może sama obecność dziewczyn w liceum pomogłaby mi przełamać pewne bariery.
Już po kilku tygodniach wiedziałem, że raczej nie znajdę tu znajomych, nie żeby ludzie w mojej klasie byli jacyś źli, pod względem dogrania mieliśmy świetną klasę, wychowawczynię itp.
Problemem był mój brak przeżyć, wspomnień, umiejętności prowadzenia rozmowy. Jeśli rozmowa w grupie nie dotyczyła zajęć i nauki, to dotyczyła tego kto gdzie był, co robił, kogo poznał. Ludzie wymieniali się doświadczeniami, czego ja robić nie mogłem. Z nimi też nie mogłem się poznawać przez brak pieniędzy, nie było mnie stać na wspólne wyjścia, na to żeby komuś dać na paliwo żeby mnie podwiózł itp. Nigdy im nie powiedziałem że nie mam grosza, zawsze mówiłem, że nie mogę lub nie mam ochoty na wyjścia. Nie nawiązałem z nikim szczególnej więzi przez co od 9 lat nie mam z tymi ludźmi kontaktu. Wydawało mi się, że przynajmniej ze znajomym z którym 4 lata przesiedziałem w ławce, w niejednym mu pomogłem i przez niejedno razem przeszliśmy uda się jakiś kontakt zachować - był pierwszym który w ogóle zerwał kontakt.
Ten cały mój brak obycia z ludźmi sprawił też, że odkąd pamiętam boję się zagadywać do dziewczyn. Do dzisiaj pamiętam sytuację gdy w 4 klasie jechałem na jakąś późniejszą godzinę do szkoły, autobus był praktycznie pusty, ja siedziałem w ostatnim rzędzie i uczyłem się matematyki. Na jednym z przystanków do autobusu wsiadły 2 dziewczyny w tym jedna, która bardzo mi się podobała. Miały do wyboru wszystkie miejsca w autobusie a usiadły obok mnie w ostatnim rzędzie, dzieliło nas tylko środkowe miejsce. Nie miałem odwagi się do nich odezwać i przez kolejne 20 minut siedziałem z nosem w zeszycie. Nigdy więcej nie spotkałem ich w autobusie o tej godzinie.
Potem były studia na których też nie udało mi się z nikim na dłużej zaprzyjaźnić - każdy już miał paczkę znajomych z czasów średniej szkoły.
Ostatnia osoba z którąś miałem jakiś kontakt zaczęła mnie olewać jak poznała dziewczynę. Przez 3 lata myślałem, że kontakt urywa się przeze mnie bo jak już wspomniałem nie najlepiej wychodzi mi tworzenie więzi z ludźmi, ale w zeszłym roku ten znajomy przypadkiem pochwalił się swoją dziewczyną, powiedział że poznał ją wtedy i wtedy co dokładnie pokryło się z momentem kiedy nasza relacja zaczęła się psuć.
I tak sobie powoli żyję. Rano jadę do pracy, wracam do domu. Następnego dnia znowu jadę do pracy i wracam do domu. Na wolne prawie nie chodzę, nie lubię nawet chodzić na obowiązkowe 2 tygodnie bo nie znoszę pytań co będę robił albo co robiłem (a siedzę w domu).
Może od przyszłego tygodnia dołożę po pracy siłownię żeby trochę przybrać na masie. Nie zmienia to faktu nie widzę dla siebie nadziei na żadną zmianę jeśli chodzi o życie towarzyskie.
Na koniec chciałem was tylko przeprosić za tak długi i chaotyczny wpis. To wszystko po prostu co jakiś czas do mnie wraca i musiałem się z kimś tym podzielić.
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #6410b28ec2590b357452079e
Post dodany za pomocą AnonimoweHejtoWyznania: https://anonimowehejto.pl - Zaakceptowane przez: HannibalLecter