Zdjęcie w tle
Terra incognita

Społeczność

Terra incognita

6

Różności bez przynależności

Dzisiejszej nocki wpada kilka ciekawostek dotyczących tematu śmierci i tego, jak widziano ją dawniej:


- Według jednego z popularniejszych wierzeń w ostatniej godzinie życia człowieka pojawia się przy nim złowieszcza istota(przedstawiana zwykle jako kościotrup z kosą, rzadziej jako kobieta). Gdy już stanie przy jego łóżku, wpatruje się w niego do chwili, gdy ten wyzionie ducha. Co ciekawe, nie zawsze jednak pojawienie się kosiarza musiało oznaczać śmierć danej osoby. Jeśli istota stanęła u wezgłowia łóżka, chory miał jeszcze cień szansy na przedłużenie żywota. Jeśli jednak kosiarz wybrał sobie miejsce przy nogach, śmierć była pewnikiem.


- Zwiastunów nadchodzącej śmierci dopatrywano się w wyciu psów, niespokojnym zachowaniu koni, a także nawoływaniach sów i puszczyków. Złym omenem było również nagłe więdnięcie kwiatów oraz usychanie drzew. Spadająca gwiazda była bardzo niedobrym znakiem dla osoby, której została przypisana. Podczas odbywającego się sakramentu chorych starano się odczytać przyszłość cierpiącej osoby z dymu gasnącej gromnicy. Jeśli unosił się w górę, był to dobry znak, jeśli w dół, wróżono rychły zgon chorego. Zgaśnięcie świecy podczas mszy żałobnej miało oznaczać, że śmierć dosięgnie już niedługo kolejnego członka rodziny.


-Paskudna i długa agonia, jak wierzono, dotykała tylko osoby z długą listą grzechów, mające wciąż na pieńku z Bogiem i innymi ludźmi, a także tych, którzy padli ofiarą czarów, uroków i innych diabelskich mocy.


- Do rąk umierającej osoby wkładano zapaloną gromnicę, symbol pojednania z Bogiem. Usuwano też wszelkie wygody takie jak poduszki i pierzyna. Wierzono bowiem, że człowiek, któremu podczas umierania jest zbyt milutko, nie może umrzeć, blokuje go bowiem przywiązanie do ziemskich wygód. W izbie otwierano także okna, aby dusza bez problemów mogła ulecieć w zaświaty.


-Jeśli śmierć nastąpiła w nocy, należało zbudzić wszystkich domowników, a także wszystkie zwierzęta, obawiano się bowiem, że krążące sobie dusze śpiących mogą podążyć za zmarłym.


-Ciała zmarłego nie mogła dotykać bliższa jak i ta dalsza rodzina. Gdyby ktoś złamał ów zakaz, zmarły mógłby pociągnąć tego kogoś za sobą. Panował także wyjątkowo silny strach przed otwartymi oczami nieboszczyka, który to mógł wypatrzeć sobie kolejną ofiarę, dlatego ważnym było zamknięcie oczu trupa.


-Kolejnym przesądem związanym ze śmiercią było zasłanianie luster, czyniono to, aby nie utrwalił się w nich wizerunek zmarłego. Aby nie zakłócać jego spokoju, zatrzymywano wszystkie zegary. Zasłaniano okna, by przypadkiem nikt nie zajrzał do środka i nie ujrzał nieboszczyka, mogło to bowiem sprowadzić na owego gapia szybką śmierć.


-Interesującym zwyczajem w pewnych regionach Polski było wsypywanie ziarenek maku do trumny. Miało to zapobiec powrotowi zmarłego na ziemię, ten bowiem w tej sytuacji wolał liczyć ziarenka.


-Puste noce, tutaj pozwolę sobie zacytować artykuł polskiego radia(plus link dla zainteresowanych).

https://jedynka.polskieradio.pl/artykul/2838112,Puste-noce---noce-pe%C5%82ne-pie%C5%9Bni


"Na wsi, w dniu, gdy ktoś zmarł, wiedziano, że trzeba odwiedzić jego rodzinę, by wraz z bliskimi czuwać i śpiewać. Ciasną izbę wypełniał tłum ludzi, a pieśni, donośne i bardzo osobiste przenikały ciała zebranych. Czas czuwania trwał zazwyczaj 3 dni, to tzw. puste noce. Nie trzeba było prosić o przybycie. Wiejska społeczność dążyła do tego, by puste noce spędzać gromadnie. A i sam moment śmierci był momentem publicznym. Mijając dom konającego można było wejść do środka jego chaty i przyjrzeć się ostatnim chwilom życia ludzkiego.


Pieśni śpiewane przy zmarłym były zarówno dla niego jak i dla żywych. Towarzyszyły żałobie, ale i oczyszczały z roztrzęsienia, napięcia.


W tradycji ludowej istniała wiara, że tuż po śmierci, gdy dusza człowieka przebywa jeszcze wśród żywych, należy modlić się i śpiewać, by ułatwić jej przejście w zaświaty. Pieśni towarzyszył płacz, lament i… krzyk. Niejednokrotnie po śmierci bliskiego kobieta wybiegała z domu krzycząc - obwieszczając sąsiadom, co się wydarzyło. Na pogrzebach zaś pojawiały się płaczki, lamentujące, rwące włosy z głowy. Niejako przejmując część emocji bliskich zmarłego i dając im upust.


Współcześnie obrzęd czuwania wciąż praktykuje się np. na Podlasiu, często jest on już jednak skrócony do 1, góra 2 nocy. W większości regionów Polski zwyczaj ten zaniknął jednak całkowicie lub przeobraził się w inną formę. W Sadłowie k. Rypina tradycja czuwania przy zmarłym przeniosła się do domów pogrzebowych. Niestety, brakuje już śpiewu. Jak zauważa teolog Witold Wubult, spotkania te są też coraz mniej gromadne. Puste noce były zwyczajem niezwykle inkluzywnym – gromadziły mieszkańców ze wsi zmarłego, ale nie wykluczały sąsiadów z wioski obok. Każdy mógł przyjechać, by wesprzeć rodzinę zmarłego.


Te puste noce nigdy nie były puste. One były pełne, wypełnione ludźmi w domu. Pełne ludzi, śpiewu i modlitwy. Tej pełni dziś brakuje. Był to też czas wsparcia duszy zmarłego. Wierzono, że zmarły przestał już „zarabiać” swoim życiem na zbawienie, teraz może dostać wsparcie tylko od żyjących. To wsparcie wydarzało się właśnie podczas pustych nocy, gdy śpiewano pieśni, a około północy odmawiano różaniec.


-Podczas czuwania przy zwłokach pilnowano, aby nikt nie zasnął. Podczas snu dusza miała podobno możliwość krótkiego opuszczenia cielesnej powłoki, a gdyby w tym czasie spotkała ducha zmarłego, niechybnie opuściłaby świat żywych. 


#necrobook #smierc #wierzeniaizwyczaje #kosiarz

86174f45-6f69-47b9-b716-2b03dba4e68a
JF_Sebastian

Świetne to jest znowu. Dzięki.

Atexor

@AbenoKyerto o, ciekawe rzeczy i niezłe niektóre "przesady". Sprytnie wymyślone-wietrzone. W ogóle myślałem, że zasłanianie luster po śmierci to obrządek tylko w judaizmie, a i u nas był obecny. Ale się mieszały te kultury.

ErwinoRommelo

ehhh no i byl chuop i niema chuopa ehh

Zaloguj się aby komentować

Tytuł: Until dawn(film) 

Rok: 2025

Ocena: 2/10


Until dawn to horrorek o grupie przyjaciół, która przyjeżdża do chaty w górach, gdzie zostaje uwięziona i musi walczyć o przeżycie. Pierwsza "filmowa" gra, w którą miałem okazję zagrać. Multum wyborów, możliwość ubicia wszystkich bohaterów no i dość fajna fabuła. Zakończeń podobno jest całe mnóstwo, osobiście zagrałem tylko raz, nie lubię bowiem przechodzić drugi raz tego samego tytułu, nawet jeśli tytuł ten oferuje różne drogi do finału. Podsumowując to dobra gra i zdecydowanie ją polecam, szczególnie jeśli ktoś lubi filmogry.


No dobrze, czas na właściwą recenzję czyli nieszczęsny film. Nie jestem pewny czy gra potrzebowała swojej filmowej wersji, raczej nie sądzę. Z pewnością nie potrzebowała takiego guana, jakim jest to dzieło. Jeśli olać growy pierwowzór, twórcom wyszedł horrorkowy "Dzień świstaka", gdzie grupka młodych ludzi trafia do chaty w lesie. Tam wpadają w pętlę czasową wciąż i wciąż przeżywając swoją śmierć. Przeciętny przedstawiciel gatunku z mało angażującą historią i nijakimi bohaterami(ciężko mi jest przypomnieć sobie ich twarze, a oglądałem go dosłownie kilka dni temu). Takie 4/10.

No ale twórcy niestety uznali, że podepną się pod znany growy hit i to już jest niewybaczalne. Mieć dobrą historię z gry i przemielić ją w taką tandetę to trzeba mieć talent. W sumie dostajemy kilka smaczków z gry i to tyle. Główna atrakcja tego filmidła to w sumie kolejne śmierci postaci, które nie są jakoś wyjątkowo interesujące. Dodajmy mdły finał i tak powstaje kupa. 2/10 i to tylko za giganta( bo lubię duże stwory, szkoda, że był tak krótko, ale to raczej dobrze, bo ten wątek też by pewnie sp⁎⁎⁎⁎zyli). 


#necrobook #untildawn #film #pseudorecenzja

09039686-f52e-49f8-b826-d74d17edc4ab

Zaloguj się aby komentować

Pościk numer 1000, a w nim o tym jak kiedyś wyglądał chrzest(i troszkę o wywodzie) 


Kiedy w końcu nowe życie zostało wypchnięte z wnętrza ciała, dla matki rozpoczynał się okres zwany połogiem. W owym czasie kobietę uznawano za nieczystą i w związku z tym poddawano ją izolacji trwającej przez kolejne mniej więcej sześć tygodni. Przez ten okres nie mogła ona brać udziału w życiu religijnym ani też podejmować kontaktów towarzyskich. Uważano bowiem, że świeżo upieczona matka jest łatwym celem dla samego lucifero, dlatego należy ją chronić wszelkimi możliwymi sposobami. Robiono to m.in. poprzez trzymanie jej z daleka od ciemności, które ułatwiały dostęp mrocznym siłom nie z tego świata.


Po sześciu tygodniach odosobnienia kobieta ruszała do kościoła na tzw. wywód. Podczas mszy wszystkie nieczyste kobietki klęczały na schodach do kościoła trzymając w rękach świecę i różaniec. Po tej oczyszczającej uroczystości następował powrót do normalnego życia w społeczności.


Co do dziecka, dla niego najważniejszym momentem w początkowym etapie życia był oczywiście chrzest. Starano się, by odbył się on jak najwcześniej ze względu na wysoki odsetek zgonów wśród maluchów. W szybkim chrzcie widziano ratunek dla małych duszyczek, które bez owego sakramentu, jak ówcześnie wierzono, były skazane na wieczną tułaczkę po tym łez padole.


Matka, która zwykle była nadal w swoim domowym areszcie, nie mogła w tej sytuacji brać udziału w części kościelnej. Za to bardzo ważną rolę podczas uroczystości pełnili rodzice chrzestni zwani wtedy kumami, kumotrami lub też trzymaczami. Zaproszenia w kumy absolutnie nie można było odmówić, mogło to bowiem ściągnąć na dziecko chorobę, a nawet śmierć.


Zachowanie dziecka podczas chrztu w kościele miało być małą wskazówką co do jego dalszych losów. Ruchliwy i głośny bobas miał przed sobą świetlaną przyszłość, tymczasem cichutkim maluchom wieszczono mniej radosny żywot. Najgorszą rzeczą, która mogła wydarzyć się podczas ceremonii, było zgaśnięcie świecy trzymanej przez matkę chrzestną. Pokutowała bowiem wiara, że oznacza to rychły zgon małego.


Także po powrocie z kościoła czyniono pewne rytuały mające przynieść pomyślność dziecku. Zwykle najpierw kładziono dziecko np. pod stołem(na którym umieszczano chleb, aby dziecko w przyszłości zawsze mogło znaleźć na nim pokarm i najeść się do syta), by następnie mogło ono zostać podniesione przez ojca. Wedle zwyczaju, który był powszechny m.in. na Kaszubach, rodzic trzykrotnie unosił malucha do góry, całował, tulił i kołysał w ramionach. Tak czyniąc wyrażał on miłość do dziecka oraz zobowiązywał się do jego wychowania.


Następnie matka chrzestna przenosiła dziecko na matczyną pościel, by dobrze się rozwijało i szybko zaczęło korzystać ze swoich nóżek. Kolejnym ważnym rytuałem było pokazywanie dziecka wszystkim obecnym w izbie, gdzie chrzestna podchodząc do każdej osoby podawała dziecko do ucałowania. W ten sposób maluch w przyszłości miał być bardziej towarzyski i miły względem innych.


Kolejna część zależała od płci dziecka. Jeśli była to dziewczynka, matka chrzestna niosła ją do płyty kuchennej, komory i skrzyni z odzieżą; tam dotykała rączką małej misek, garnków, maszyny do szycia, wszystko to po to, by wyrosła ona na dobrą gospodynię. Podobnie wyglądało to w przypadku chłopca, którego oprowadzał ojciec chrzestny. Celem były w tym przypadku narzędzia i sprzęty gospodarskie.


Prezentami, które zwyczajowo przekazywali chrzestni, były m.in. sztuki materiału, srebrne monety, woreczki z pieniędzmi czy też symbole religijne. W przypadku bogaczy często przekazywano srebrne sztućce(imienne), biżuterię, spore sumki, nieruchomości, a niekiedy nawet i całą wioskę. Wszystkie dary miały dopomóć dziecku w dobrym życiowym starcie. Za dary nie dziękowano, unikano tego ze względu na wierzenia, że może to sprowadzić na chrześniaka choroby i pecha.


Część domowa nie trwała długo, z reguły szybko opijano zdrowie dziecka, na stole gościły więc tylko trunek i mała przekąska taka jak placek, kołacz, chleb lub kiełbasa. Czyniono to ze względu na matkę, która zwykle nadal nie wykurowała się w stu procentach po trudach porodu, byłoby więc nietaktem nadużywać gościnności gospodarzy. 


Jeszcze jednym interesującym zwyczajem było pieczenie drożdżowej kukiełki, który to obowiązek spadał na matkę chrzestną(która mogła też zamówić ją od osoby specjalizującej się w takich wypiekach, tzw. specjalistki). Taki podarunek trafiał do chrześniaka na wiązowiny(jak nazywano mały poczęstunek podczas chrztu) i z okazji pierwszych urodzin.


Dziecko kładziono obok kukiełki, co miało na celu sprawdzenie czy rośnie ono jak należy. Następnie rodzice oraz chrzestni dzielili kukiełkę pomiędzy siebie i zjadali co do okrucha za zdrowie dziecka. 


#necrobook #wierzeniaizwyczaje #chrzest #wywod #bylominelo

Umypaszka

@AbenoKyerto tylko jakiego okresu dotyczy wpis? Bo daty brak i nie wiadomo czy to z 200AD, 1200 czy 1700. brak mi też źródła


a poza tym to gratki z okazji 1000 wpisu!

AbenoKyerto

@Umypaszka Jeśli chodzi o źródełka, informacje pochodzą z książek:

- Agnieszka Nowak, Folklor i zwyczaje w Polsce

-Teresa Kokocińska, Polski rok: tradycje i obyczaje

- Barbara Ogrodowska, Święta polskie oraz polskie tradycje i obyczaje


Czas to okres ostatnich paru stuleci, na przykład wywód był podobno praktykowany jeszcze w zeszłym wieku.

Zaloguj się aby komentować

Parę wiejskich przesądów związanych z ciążą:


- Na dawnej wsi wierzono, że kobietom w ciąży absolutnie nie należy odmawiać i należy dawać im wszystko, czego tylko sobie zażyczą. Osoba odmawiająca ciężarnej czegokolwiek mogła się spodziewać, że spotka ją za to nieszczęście, np. utrata zbiorów.


- Absolutnie odradzano kobietom jakiekolwiek brzydkie zachowania w stosunku do innych takie jak wyśmiewanie czy też przedrzeźnianie. Uważano, że dziecko takiej osoby może się przez to urodzić "głupkowate". 


- Zabraniano spoglądania na osoby brzydkie i kalekie, mogłoby to bowiem zwiększyć szanse na narodziny dziecka szpetnego i ułomnego. 


- Niezbyt dobrym pomysłem było też długie spoglądanie na zwierzęta, ciężarna mogła bowiem urodzić przez to bardzo owłosionego potworka.


-Jeśli podczas spoglądania na ogień kobieta dotknęła ręką miejsca na twarzy lub szyi, mogła się spodziewać, że dziecko w tym właśnie miejscu będzie mieć czerwone znamię. Nie polecano także spoglądać przez szczeliny, groziło to bowiem narodzinami dziecka z zezem lub inną wadą wzroku.


-Absolutnie zakazane było przebywanie ciężarnej w pobliżu zwłok, jakikolwiek kontakt z nieboszczykiem mógł bowiem przynieść jej chorobę prowadzącą do zgonu.


-Przędzenie podczas ciąży było wiązane z bardzo długim porodem, zalecano więc trzymanie się od takiej pracy jak najdalej. Przechodzenie przez próg, na którym rąbano drwa, groziło urodzeniem dziecięcia z zajęczą wargą.


Pokutowało również wiele przesądów, które samą ciężarną uznawały za źródło wszelakich nieszczęść:


- Kobieta wchodząca na już zasiane pole mogła spowodować nieurodzaj. Kiedy furmanka ze zbożem mijała ciężarną, mówiono, że całe zboże zjedzą myszy. Starano się trzymać kobiety w ciąży z daleka od kurcząt, prosiąt, zbierania jaj czy kartofli, ponieważ także i tutaj mogły przywołać zły los.

Minięcie ciężarnej na drodze, moście lub kładce nad rzeką uznawano za zły omen.


W teorii miały być również dobre strony, jeśli chodzi o interakcje z "brzuchatkami", były one bowiem doskonałym remedium na różne dolegliwości zdrowotne. Dotknięcie przez "brzuchatkę" miało łagodzić bóle towarzyszące złamaniom, a także bóle w kościach i bóle krzyża. 


#necrobook #przesady #wierzeniaizwyczaje #wiejskieglupotki

eb095444-df71-4daa-8a09-0bf136103fc0
GazelkaFarelka

Większość tego powodowała, że ciężarna nie mogła brać się do jakiejkolwiek roboty.


@mordaJakZiemniaczek

mordaJakZiemniaczek

@GazelkaFarelka To ciekawe, bo każda para rąk do pracy w tych czasach była bardzo cenna, no ale z drugiej strony urodzenie żywego dziecka i dochowanie go do dorosłości to był niemal rzut monetą. A to w końcu miały być kolejne ręce do pracy

GazelkaFarelka

@mordaJakZiemniaczek pokusa była, stąd zamiast prostego zalecenia "unikania męczącej pracy" które można byłoby zbyć, była garść srogich gróźb. Poza tym przy poronieniu mogła umrzeć także matka.

cebulaZrosolu

Absolutnie zakazane było przebywanie ciężarnej w pobliżu zwłok, jakikolwiek kontakt z nieboszczykiem mógł bowiem przynieść jej chorobę prowadzącą do zgonu.



To chyba akurat dosyć normalne xD

AndzelaBomba

Punkt pierwszy: to już wiemy, skąd w naszym społeczeństwie roszczeniowość madek 😏

Zaloguj się aby komentować

Trochę głupotek o wierzeniach dotyczących zmarłych i ich święta.


-Tradycja zapalania zniczy na grobach ma swoje źródło w pogańskim zwyczaju palenia ognisk na grobach. W owym czasie pokutowała wiara, że ów ogień ogrzeje wciąż pozostające na ziemi dusze. Ogniska rozpalano także na rozstajach dróg, miało to pomóc zmarłym w odnalezieniu drogi do domu. Oprócz tego ogień miał mieć moc ochrony przed złymi siłami.


- Noc z 1 na 2 listopada miała być podobno szczególnym czasem, podczas którego zalecano pozostanie w domu. Tej nocy podobno odbywały się specjalne msze prowadzone przez zmarłych duchownych dla równie nieżywych wiernych. Spotkanie z umarłymi, a także przybycie do kościelnego przybytku podczas takiej "trupiej mszy" mogło podobno skończyć się bardzo nieciekawie.


-W dniu poprzedzającym Dzień Wszystkich Świętych dawniej przygotowywano specjalny stół, na którym pozostawiano chleby, kaszę, bób i wódkę. Wszystko to dla dusz zmarłych, które mogły odwiedzić swój dawny dom nadchodzącej nocy. Mieszkańcy domu byli na tyle uprzejmi, by pozostawić uchylone drzwi, aby dusza mogła bez problemu dostać się do środka.


- Dawniej typową wiejską tradycją było opowiadanie różnych dziwnych opowiastek o duchach mniej więcej w okresie święta zmarłych. Moja babka miała w zwyczaju karmić mnie i resztę rodzeństwa takimi opowiastkami w czasach, kiedy jeszcze byłem dość młodym szczylem. Fajnie było słuchać takich opowieści, wtedy jeszcze człowiek był naiwny i czuł dreszczyk strachu, jak się nasłuchał o duchach. Pamiętam m.in. historię, w której to w skrócie dwóch moich wujów wracało nocą do domu przez las. W pewnym momencie mieli usłyszeć płacz małego dziecka dochodzący od strony małej rzeki. Postanowili to sprawdzić, ale nie potrafili znaleźć źródła płaczu. A podobno ileś lat wcześniej w tym miejscu miało się utopić niemowlę. Wiele historii niestety już mi wyparowało z pamięci, a szkoda, mogłem je sobie gdzieś spisać i miałbym na pamiątkę. 


#necrobook #swietozmarlych #wierzeniaizwyczaje #duchy

Opornik

@AbenoKyerto czemu głupotki, ciekawe

Zaloguj się aby komentować

Fragment książki Ferdynanda Kurasia, "Przez ciernie żywota", część opisująca klasyczne lanie wodą w poniedziałek wielkanocny. Czas to druga połowa wieku XIX. 


Szczególnie oryginalną była ongiś na wsi zabawa, w poniedziałek wielkanocny, tak zwany „lejek” albo „święty lejek”, polegająca na wzajemnym oblewaniu się wodą między parobczakami a dziewuchami. Po powrocie z kościoła dnia tego zbierali się parobczaki przed domem, gdzie znajdowała się jedna lub więcej dziewuch. Do izby rzadko kiedy udało się im pierwszym dostać, bowiem dziewuchy na czas przed nimi się zabezpieczały, przymykając drzwi chałupy drewnianą zasuwą, co jednakże nie uchroniło ich od natrętów, którzy zawsze znaleźli jakiś fortel na wywabienie dziewki z ukrycia. Skoro tylko dziewucha wychyliła się poza drzwi, wyskakiwał jeden z parobczaków z zasadzki i przytrzymywał ją. Inni przybiegali mu zaraz z pomocą, ujmowali dziewuchę pod ramiona i wlekli przemocą ku studni, gdzie jeden z nich, zapuściwszy żuraw, wyciągał konew i metodą księdza Kneippa lał z góry na głowę trzymanej, daremnie szamoczącej się dziewki strumienie zimnej jak lód wody. Co gdy zobaczyły inne dziewczęta, pośpieszały w sukurs rówieśniczce, w skopce i garnki z wodą uzbrojone, pragnąc się za koleżankę odwzajemnić; atoli gdy się już zbytnio przybliżyły, puszczali chłopaki przemoczoną do ostatniej nitki dziewkę, a przybyłe chwytali — i oblewali, ile wlazło. Ma się rozumieć, że tak spłukane, niemające nic do stracenia dziewczęta przechodziły teraz do roli zaczepnej — i rozpoczynała się ogólna gonitwa i wzajemne chlustanie.


Starsi zaś, nie tylko że pustoty tej nie ganili, mówiąc: „Niech się tam dzieci rozerwią”, ale sami wychodzili na ulicę gwoli przypatrzenia się igraszce młodzieży. Niejeden z ojców, patrząc na te swawole, odezwał się do matki: „Kaśka, a może byśwa se tak spomnieli młode lata, co?” i przy tych słowach — chlust! w kobietę trzymaną dyskretnie za plecyma kwartą wody. „A ty zbereźniku!… — krzyknęła zaczepiona, pochylając się i potrząsając głową, z której obficie ściekały krople wody. — A ty stary zbereźniku, dam ja ci!” Ale gospodarz,nie czekając, aż mu się żona odwzajemni, czym prędzej drapał z placu. Kobieta zaś, nie mogąc mężowi się zrewanżować, oblewała pierwszego przechodzącego mimo sąsiada.


Oj, byłoż to, było napatrzeć się czemu a uśmiać się, a duszę rozweselić! A choć po takiej swawoli rzadko kto z biorących w niej udział suchą nitkę miał na sobie, szkody przecież żadnej nikt nie poniósł, ubierano się bowiem wówczas nie w lichą obcą tandetę, jak to niestety dzisiaj się dzieje, lecz w prosty z domowego płótna strój, który wystarczyło powiesić i wysuszyć, by ślad przemoczenia zniknął.


#necrobook #wierzeniaizwyczaje #fragmentyzksiazek

Zabobony ludu polskiego, ostatni już książkowy post na ten temat, tym razem w całości poświęcony wilkołakom. 


Wilkołak, tak nazywany jest człowiek mogący przemieniać się w wilka. Herodot pisał m.in. o ludzie znanym jako Neurowie, którzy to mieli zamieszkiwać tereny od źródeł Dniestru aż do Dniepru. Członkowie owego ludu twierdzili, że w określone dni w roku byli zdolni do przemiany w wilki, by następnie ponownie móc powrócić do ludzkiej postaci. Do tej pory w moc przemiany wierzy cały gmin Słowiańszczyzny, każda wioska u nas, w Rosji i u Morlachów, gdzie vacodlacami ich zowią. Tam, kiedy umrze człowiek posądzany o możliwość przemiany w wilkołaka, podrzyna mu się żyły pod kolanami i kłuje całe ciało, co zapobiec ma jego powrotowi między żywych. Ci najbardziej przesądni sami proszą, aby po zgonie z ich ciałem w ten sposób postąpiono. 


Można wyszczególnić trzy rodzaje wilkołaków:

a) Czarownice lub czarodzieje, którym przemiana do realizacji własnych celów jest potrzebna, po wszystkim inną lub swoją postać przybierać zwykli. 

b) Przeistoczeni czarami na całe życie lub określoną liczbę lat. 

c) Wilkołaki, pod postacią których kryją się upiory. 

Każdy z tych rodzajów jest zuchwały, niebezpieczny, zupełnie jak wilk, tylko większy, rzuca się na ludzi, kaleczy, zabija, pożera albo krew tylko wysysa. W ostatnim przypadku ponad wszystko wielbi krew młodą, dlatego szczególnie często porywa dzieci albo też doroślejsze dziewczęta. 


Wilkołakom spod literki a ciężko jest dać radę, b można zabić lub przeczekać, aż powrócą do dawnej postaci. c) należało wykopać, odciąć głowę i położyć ją między nogami, a serce przebić palem olchowym. 


Rzucający czary przemieniali innych w wilkołaki szczególnie w sytuacjach, gdy wzgardzono ich uczuciem lub obrażono w jakikolwiek sposób. Przemienieni nie zawsze zatracali się w nowej formie, były i poczciwe wilkołaki wstrzymujące się od konsumpcji krwi i ciała ludzkiego, straszyły jedynie, a odegnawszy żywych zjadały ich pokarm. Takich starano się odczarować. Taką moc podobno miały święcone prosię i święcony chleb, dodatkowo cios widłami między oczy sprawić miał, że wilk padnie trupem, a człowiek odczarowany znowu powróci. 


Wilkołaki czasami mogą też gromadzić się pod domem wiedźmy, która ich zaczarowała, przychodzą tam, by wyciem błagać o szybsze przywrócenie im ludzkiej formy. Jeśli uda im się wiedźmę przebłagać, ta przychodzi do nich niosąc kożuch do góry wełną obrócony i każdego wilkołaka całkowicie nim przykrywa. Jeśli któraś część ciała pozostanie jednak odkryta, przemiana nie dojdzie do skutku i kolejny raz błagać wiedźmę trzeba będzie. 


#necrobook #zabobony #wilkolaki #wiedzmy

63cc1245-9eb5-4c63-ac56-3353fb6c6604
Apaturia

@AbenoKyerto Jednym z ciekawszych przesądów na temat wilkołaków było przekonanie, że ludzie zmieniający się w wilkołaki są łysi lub ogólnie pozbawieni owłosienia, bo na co dzień noszą skórę "odwrotnie" - a kiedy się przemieniają, wywracają skórę na drugą stronę, która jest porośnięta wilczą sierścią. Ten przesąd był znany między innymi na naszych terenach.


Taki "łysy wilkołak" został najprawdopodobniej wyrzeźbiony w kamieniu, który został wmurowany w ścianę średniowiecznego kościoła NMP w Inowrocławiu. Początkowo uważano, że to diabeł, ale jak dobrze się przyjrzeć, to nie ma tak naprawdę rogów, a zwierzęce uszy:

e08e370f-9431-4853-819b-bc8dc61d92e3

Zaloguj się aby komentować

Zabobony ludu polskiego, tym razem upiory i złe oczyska. 


Upior, trup czerwony przez gmin martwcem też nazywany, wstaje z grobu, straszy ludzi i krew panien wysysa. Jego przewodnikiem promienie księżyca. Czasami postać upiora sam diabeł przybiera. Każdy upior znika, gdy zapieje kogut.


Kiedyś także i wyższe stany wierzyły w upiora. Staranniejsza oświata zniszczyła te przesądy, które jednak u pospólstwa wciąż mają się dobrze. Z owych przesądów wynika, że to z samobójców najczęściej powstają upiory, albowiem nad ich ciałem i duszą szatan zupełną ma władzę.


Są tacy, którzy potrafią rozpoznawać upiory i je unieszkodliwiać. Robią to odkopując zwłoki, a następnie kładąc gwiazdkę i krzyż z osiki na piersi zmarłego. Potem wtykają im w rękę fragment z ewangelii św. Jana i wypowiadają następujące słowa: "tyż to powstajesz z grobu niepamiętny na grzechy Adama i Ewy, zamiast je zacierać to jeszcze je powiększasz, upiorze przeklęty". Biorąc trupa za ucho coś jeszcze do niego szepczą. Taki rytuał dobrze opłacony przez rodzinę trupa podobno skutecznym jest.


Nie wszędzie tak łagodnie obchodzi się z tymi burzycielami spokoju ludzi żywych. Ręce nieboszczyka krępuje się sznurem lipowym, którego i sam diabeł nie zerwie, a potem kładzie się twarzą do ziemi, by światła księżycowego nie ujrzał. 

Najskuteczniejszy sposób na pozbycie się upiora to ucięcie mu głowy rydlem, ułożenie jej między nogami oraz przebicie serca kołkiem osikowym. 


Zdarzali się zuchwalcy, którzy posokę upiora z napojem wypijali, dzięki czemu najtwardszego czorta pokonać mogli i od wszelkich nieszczęść byli wolni. 


Złe oczy. Złe oczy mogą sprawić, że pies zdechnie, bydło schudnie, chałupa spłonie, a dziecię zachoruje. I drzewo może uschnąć, gdy spojrzy na nie złooki. Kiedy matka dziecko swoje od piersi odstawi, a potem znowu do karmienia go piersią powróci, może to doprowadzić do wykształcenia się u dziecka "złych oczu". 


Wieśniacy nie lubią konfrontacji z takimi ludźmi i tylko po cichu są skłonni o nich mówić, byle tylko takowych osób nie urazić. 


#necrobook #zabobony #upiory #zleoczy

Alembik

@AbenoKyerto https://en.wikipedia.org/wiki/Redcap Tak mi przypomniałeś, jak napisałeś o czerwonym trupie

Zaloguj się aby komentować

Zabobony ludu polskiego, kolejny fragment XIX-wiecznej książki.


Diabeł lub też czort według ludowych bajań sprowadza na ludzi choroby, straszy i zsyła szaleństwo ku swej uciesze. Szeptać modlitwy, żegnać się i pluć na wszystkie strony, tak jedynie można ratować się przed złym.


Diabeł osiada w pustych dworach, gdzie często pilnuje skarbów. Nazywany jest także szatanem, kusicielem, kadukiem, biesem czy też latawcem. Stara i spróchniała wierzba jest ulubionym diabła mieszkaniem, stąd przysłowie: "zakochał się jak diabeł w starej wierzbie". Pod postacią puszczyka, sowy płomienistej lub puchacza przepowiada śmierć lub inne złe zdarzenie. Ich głos dobiegający z lasu oznacza, że diabeł żeni się, dręczy zaprzedane dusze lub z czarownicami bieży na Łysą Górę.


Diabeł lubi przesiadywać w starym piecyku, stąd przysłowie: "W starym piecyku diabeł nieci". Gdy zakocha się w kobiecie, potrafi zrobić dla niej wszystko, a ostatecznie oszukany często kończy. Gdy zaprzedać mu duszę, staje się posłusznym do określonego czasu. Najsławniejsze zaprzedanie duszy dotyczy pana Twardowskiego.


Dobrochoczy. Na Białorusi pokutuje wiara w bożka leśnego nazywanego dobrochoczym. Wzrost jego zależy od wysokości drzew, obok których przechodzi, zawsze widziany jest jako równy najbliższemu mu drzewu. Od zawsze widziano go nie jako złego ducha, a raczej jako sprawiedliwego sędziego. Roztacza opiekę nad osobami poczciwymi i surowo każe niecnotliwych. Zsyła dotkliwe choroby, które dla ofiary oznaczają śmierć w boleściach, ale może ona uratować się poprzez przebłaganie bożka. Trzeba do tego chleba i soli, które zawinięte w czystą szmatkę należy zanieść do lasu. Osoba, która podejmie się tego zadania, musi zabrać ze sobą osobę cierpiącą. Odprawiwszy modły nad podarkiem dla bóstwa pozostawia go w lesie, a wraz z nim pozostanie choroba, chory zaś powróci do domu w pełni zdrowym.


Potępieniec. Potępieniec tuła się po lasach do sądnego dnia. W lubelskim po nocy hasa całe potępione wesele. W krakowskim pan srogi drucianym batem przez diabła pędzony i chłostany bywa tak jak sam za życia katował.


Topielec. Samemu utonąwszy rad jest także innych wciągać w wodną toń. Razu pewnego jeden topielec próbował wciągnąć do wody pijanego chłopa. Ten uratował się chwytając się rzeźby św. Jana, jednej z wielu stojących w różnych miejscach przy zbiornikach wodnych. Inna legenda mówi o sztuce płótna, która została zabrana przez topielców. Po pewnym czasie rybacy wyłowili czarnego barana owiniętego owym płótnem. Po odseparowaniu płótna i barana zwierzę ze straszliwym piskiem z powrotem zanurzyło się w wodzie.


#necrobook #zabobony #diabel #dobrochoczy #topielec

52f6d27a-a7f8-4f61-a9aa-17fb5b0c1b55
Apaturia

...a ostatecznie oszukany często kończy.


@AbenoKyerto W naszych podaniach diabeł ma zwykle tak bardzo przerąbane, że aż go czasem trochę szkoda Chyba w większości ludowych historii przeciętny wiejski chłop albo baba tak rozstawia diabła po kątach, że nawet wiedźmina nie potrzeba.

Zaloguj się aby komentować

Zabobony ludu polskiego, fragmenty z tej samej pozycji co w poprzednim wpisie.


"Wycie psa w nocy oznacza czyjąś śmierć bądź wojnę. Gdy przy jednym stole zasiądzie 13 osób, jedna z nich tego samego roku umrze. Sztućce na krzyż złożone, a także wywrócona solniczka nieszczęście sprowadzają. Gdy łyżka spadnie przy stole, ktoś głodny przybędzie po obiedzie. Zły to znak, kiedy pierwszy włożony but to lewy. Koszuli, pończoch i okrycia głowy włożonych na wspak nie należy poprawiać, ponieważ przyciągnie to pecha.


Jeśli dziewczyna ujrzy wylatującą z płomieni iskrę, w przyszłości znajdzie męża, który pokocha ją miłością iście ognistą. Osoba nieszczęśliwa w karty znajdzie szczęście w miłości. Pęknięcie obrączki ślubnej zwiastuje śmierć jednego z małżonków. Kto śmieje się w piątek, będzie płakać w niedzielę.


Swędzi cię prawa ręka, będziesz wydawać pieniądze, lewa, będziesz je gromadzić. Masz czkawkę, inni o tobie mówią.


Śpiewanie kosa zapowiada deszcz. Przelatujące przez drogę żurawie to pomyślny znak.


Kiedy kot na murku uszy do góry postawi, pewny wiatr z północy. Koci ogon do ognia zwrócony to zapowiedź mrozu.


Do kogo się obcy pies przywiąże, sprowadzi na niego szczęście.


Czarownica. Wedle mniemania ludu mogą wszystko dzięki zaprzedaniu duszy diabłu. Najwięcej ich w Pobereżu, w górach, na Rusi, Litwie, Ukrainie i Wołoszczyźnie. Do czarów używają ziół: szaleju, lulka, sawiny, bylicy, oprócz tego także trupich kości, drzewa z trumny, prochu, popiołu, sznurów od szubienicy, mózgów kocich, kawałków skór.


One to mogą dać lub odebrać płodność, ich zaklęcie może zmusić do mówienia posągi, mają moc sprowadzania burzy, gradu, deszczy czy suszy. W lubelskim lesie czarownica wykopała dołek, nakładła jaj gęsich i siadła na nich niczym kura. Wybrała przy tym takie miejsce, aby być widzianą. Pytana nastraszyła, że sprowadzi grad tak wielki jak jaja, natychmiast dano jej wszystko, czego chciała.


Czarownice przemieniają ludzi w wilki, barany, myszy, ptaki, kamienie, mogą też przywrócić poprzednią postać. Mogą też sprowadzić chorobę jak i wyleczyć chorego.


Mają diabła na swe posługi w pierścionku lub starym trzewiku, ten zawołany wnet stawi się, by wspomóc informacjami lub nauczyć nowych rzeczy. W każdy czwartek po nowiu gromadzą się na Łysej Górze, gdzie przylatują na kozłach, miotłach, łopatach. Smarują się tłuszczem z dzieci przed chrztem uduszonych. Lubią mleko, które czort dostarcza im z cudzych obór. 


#necrobook #zabobony #czarownice

79851439-d534-462c-a34b-79089bb6ffd7
Alembik

@AbenoKyerto A ja narzekam na swoje urojenia o lustrach

ZohanTSW

Katolicki naród, wierzy w czary i zabobony

splash545

W lubelskim lesie czarownica wykopała dołek, nakładła jaj gęsich i siadła na nich niczym kura. Wybrała przy tym takie miejsce, aby być widzianą. Pytana nastraszyła, że sprowadzi grad tak wielki jak jaja, natychmiast dano jej wszystko, czego chciała.

@moll czego chciałaś? xd

Zaloguj się aby komentować

Zabobony ludu polskiego, fragment książki Łukasza Gołębiowskiego "Lud Polski, jego zwyczaje, zabobony" wydanej w wieku XIX. Odrobinkę zmodyfikowałem tekst czyniąc go trochę mniej archaicznym. 


"Na N. Pannę gromniczną stawiają świeczki całej rodzinie, czyja świeczka prędzej zgaśnie, tej osobie najszybciej do grobu. Zapaloną gromnicę z kościoła niosą do domu, kto płomień zachowa albo komu trzy krople wosku spadną na rękę, ten szczęśliwą ma wróżbę.


W wilię świętego Macieja biorą liście, znaczą, na święte miejsca niosą. Liść dziurawy śmierć zwiastuje, zwiędły chorobę. Dusze zmarłych w ten czas odbywają procesję, za nimi zaś podążają dusze osób, które w tym roku mają umrzeć.


W lubelskim chorych bez odzienia zagrzebują w ziemi albo gorczycą octem skropioną okładają całe ciało tak, że pryszcze pokrywają skórę, to znak, że złe ze środka na wierzch wystąpiło.


Niezamężne kobiety sadzą kapustę bez korzonka i na kamieniach, jeśli która się przyjmie, jest to znak rychłego zamążpójścia.


Koło Chełma w dzień Bożego Narodzenia chłopcy robią wyścigi do dzwonnicy, kto pierwszy zadzwoni, najszybciej dostąpi ożenku.


Z lnianych pakuł robią dwie figurki: chłopaka i dziewczyny. Zapalają je, jeśli płomienie schodzą się ku sobie, to dobry znak, jeśli nie chcą się zejść, zły.


Pomiędzy siano kładą lalki, chleb, pieniądze; kto co wyciągnie, dla niego będzie to przyszłości obrazem. 


Sny o psie oznaczają plotki, sny o słońcu lub pszczołach ogień. Pożar od pioruna gasić należy mlekiem kozim. 


Jeśli wiatr śwista, powiadają, że ktoś się powiesił, do duszy samobójcy bowiem największe prawo ma diabeł, który spieszy się się po nią pod postacią trąby powietrznej. Może to pochwist, który czczony przez Słowian z czasem przemienił się w diabła. 


Strzyga prócz niepokoju i wyrabiania psot niewiastom w ciąży będącym, w chwili przyjścia na świat niemowlęcia może odmienić dziecię, jeśli osoba odbierająca poród nie użyje środków zaradczych. Strzyga zabiera dziecię niepłaczliwe, piękne, tłuste, a przynosi krzykliwe, chude i blade. Z czasem zwraca wzięte niemowlę, dzieje się to w czasie, kiedy staje się już podobne podrzuconemu. Święconej wody strzyga się nie lęka, ostrożność jest jedynym skutecznym lekarstwem. Jest to podobno kobieta wysokiego wzrostu, chuda, blada, oczy zapadnięte, wieczorami przebiegająca z podwórza na podwórze. Dzieci zabezpieczane są od strzygi poprzez kąpiele przed zachodem słońca. W tym samym czasie woda wylana być musi. Jeśli dziecię skąpane zostanie po zachodzie słońca, wody nie należy wylewać, a zamiast tego odczekać do dnia następnego. W piątek kąpać nie należy. Upowiwszy dziecię matka nosek powinna trzy razy palcami ścisnąć i cmoknąć. Jeśli dziecię lęka się czego, przelewają wosk przez miotłę na wodę, ukazany zwierz albo też rzecz są źródłem lęku dziecka. 


Zmora to widmo o wiele gorsze i bardziej nieprzyjazne człowiekowi niż poprzednia istota. Oto bowiem czerstwe dziewki i młodzieńców w czasie snu dusi, nawet zwierzęta nie są wolne od tego potwora. Koń, którego często dosiada zmora, ma znaki na bokach od króciutkich kończyn tego złoczyńcy. W celu zabezpieczenia stajni przed owym nocnym jeźdźcem zawiesza się ubitą srokę, co ma odstraszyć widmo. Dla ludzi to najlepszy środek: kupić bez targu nowy dzbanek, co się w nocy na sobie złapie, wsadzić do jego wnętrza i zatkać. 


Upiór według ludu jest obdarzony dwoistym życiem, pierwsze utraciwszy, drugiego w nocnej porze używa, niepokoi i szkodzi w sprawach domowych jak i świętych. "

C.D.N.


#necrobook #zabobony #strzygi #upiory #przesady

ba764ff6-a920-4b83-a13b-8b955e0dfaa6
AndzelaBomba

Opis strzygi pasuje bardziej do mamuny

alaMAkota

@AndzelaBomba też mam takie wrażenie. Strzyga pojawiała się często pod postacią sowy i była jednym z gorszych stworzeń

AndzelaBomba

@alaMAkota możliwe, że w rejonie, z których legendy zbierał autor monografii, obie stwory zlały się w ludowej pamięci w jedną

Zaloguj się aby komentować

Lud krakowski i jego zwyczaje, fragment książki z roku 1830.


"Co do ślubnych obrządków: we czwartek ojciec lub starszy krewny idzie z młodzieńcem do chaty jego ulubionej w oświadczyny niosąc z sobą wódkę. Dziewczyna chowa się za piec lub ucieka do sąsiadów. Swat prosi o użyczenie kieliszka. Gdy ojciec dziewczyny rozkazuje, a matka ochoczo i prędko podaje kubek, jest to znakiem życzliwych myśli; jeśli kieliszka na pozór tylko troskliwie szuka i znaleźć go nie może, oznacza to, że z tej swadźby nic nie będzie. Po spełnieniu zdrowia swat z niechcenia jakoby zapytuje się o córkę; matka ją przywodzi. On wychwalając, że przyjemna i hoża, znajdując, że dobra byłaby z niej żona i gospodyni, pełny kubek do wychylenia jej podaje. Dziewczyna wzbrania się, wyprasza, wypija nareszcie kilka kropel. Wtenczas życzenia młodzieńca swat oświadcza, prosi o rękę córki. Po niejakim oporze i wahaniu się dziewczyna zezwala i rodzice. Narzeczony daje na zapowiedzi, kupuje wedle upodobania podarunek jaki weselny młoduchnie albo chustkę na szyję, w którą zawija kilka złotych. Tą chustką swat przy stosownej oracyi wiąże ręce państwa młodych. Tak się odbywają zaręczyny.


Na dachu tego domu, gdzie się wesele ma odbywać, chorągiewka powiewa. Skoro dzień przeznaczony do ślubu nadejdzie, drużbowie i druhny z muzyką chodzą od chaty do chaty zapraszając w imieniu państwa młodych gości do kościoła. Po wejściu do mieszkania i odbytem zleceniu muzyka grać zaczyna. Obecni choć raz przetańcowawszy dalej idą, z podobnymże obrzędem zapraszają innych sąsiadów. Tymczasem pannę młodą pozostałe druhny ubierają do ślubu, zasadzają na dzieży, rozplatają warkocze, stroją w kwiaty i wstążki.


Gdy się zgromadzą krewni i goście oczekując panny młodej, cała drużyna śpiewa:


A wychodźże, bo już czas!

Wdziewaj spódnicę w siwny pas

Jużci ja się wybrała

We swoje chusty, com miała

Teraz dudarzu, teraz graj

Niejednemu jej będzie żal

Teraz dudarzu, teraz brzmij

Niechaj krakowskie pole grzmi

A wychodźże za progi

Padnij matuli do nogi

Pobłogosławże mi matko moja

Bo już ja idę do kościoła

Pobłogosławże mi ręką swoją

Niechże ja idę z wolą twoją

Na krakowskiej dziedzinie

Stoi jabłonka w dolinie

Pod nią dziewczyna siadała

Złoty warkocz czesała

O mój warkoczyku złocisty

Urosłżeś ci mi rzęsisty

Urosłżeś ci mi po mój pas 

Na mojej matki ciężki płacz 


Młoduchna rzuca się do nóg rodzicom; wśród szlochów i łkania ściska ich stopy. Rodzice błogosławią córkę; wtem starosta wzywa do kościoła. Młoduchna z druhnami i muzyką jedzie na wózkach, które otaczają: pan młody, starosta, drużbowie na przybranych koniach, z czubami na głowie; każdy z nich trzyma bat w jednej, a chorągiewkę w drugiej ręce. Zabytek to dawnych Słowian zwyczaju, gdzie każdy zbrojno stawał na obrzęd weselny. Po drodze młodzież czasem rozpala stosy z chrustu; przez nie drużbowie końmi przesadzają. 


Wracających z kościoła na progu chaty spotykają z chlebem i solą; gospodarz na państwa młodych i całą drużynę sypie owies; chwytają go i potem zasiewają. Starosta w chacie wita nowożeńców, mówi oracyą o obowiązkach stanu, kończy okrzykiem "Niech żyją państwo młodzi", co wszyscy powtarzają. Dają obiad, potem starsi wiekiem gospodarze, dalej młodzież, muszą przetańczyć wolnego czyli polskiego, mazura i krakowiaka; i to się zowie taniec jeden. 


Nadchodzi czas oczepin; swacha kładzie pannie młodej czepiec; wtenczas śpiewają znaną powszechnie pieśń o chmielu. Tańce i uczta do późnej nocy kończą weselny obrządek. 


#necrobook #superkontent #zwyczajepolskie #sluby

Zaloguj się aby komentować

Zaloguj się aby komentować