Zapomniałem napisać. Tak było przez około 20 minut podczas holowania karpia, skubany walczył jak prawdziwy rycerz, nie poddawał sie przez jakieś 15-20 minut. Zaczął mi uciekać za mocno na prawo, stałem we wodzie w zwykłych kaloszach, ale już wsparcie do mnie jechało, lecz ten prosiak jeszcze walczył. Dostał jakiejś energii na ostatnią potyczkę i nagle na wędzisku poczułem jakby się zerwał z haka, bez chwili zastanowienia zacząłem hol z intensywną przedkością. Początkowo myśli były takie, że ryba zerwała przypon tym szarpnięciem, a ja holuję badyle, ale jakie było moje zdziwienie kiedy ujżałem żólty bok ryby 10m od siebie
Wtedy przybyła kawaleria, żona z synem i pomogli mi wyciągnąć na brzeg tego klamota.


