Zakazać i pora na CSa – czyli jak (nie) rozwiązywać problemów społecznych

Właśnie czytam apel kilkudziesięciu niemieckich naukowców o tym, że trzeba ze szkół wyrzucić tablety i laptopy bo ogłupiają uczniów. Coś mi tu nie grało, więc dokopałem się do źródła.

Oczywiście, wbrew temu co przedstawiają pismacy autorom apelu wcale nie chodzi o to, że dziecko zamiast pisać na w zeszycie długopisem „klika w kąkuter” i ma się to zmienić „bo kurła kiedyś to było”. Po pierwsze pojawia się tam oczywiście klepana ze wszystkich stron kwestia AI, po drugie zaś autorzy zwracają uwagę, że technologia nie jest czymś neutralnym, i jej wprowadzanie zaburza zdrową relację z innymi ludźmi – nauczycielami i rówieśnikami.

Generalnie fajna sprawa i nawet mógłbym to pociągnąć, ale… no nie, coś mi ciągle nie gra.

Nie wiem czy to kwestia koślawego tłumaczenia z niemieckiego czy mojej nieuwagi, ale na kilku stronach listu znalazłem wyłącznie masę zarzutów o tym, jakie to wspomniane technologie złe i jak bardzo należy je zakazać. Ale tak się zastanówmy: co właściwie z tego wynika, że coś jest złe/szkodliwe i co właściwie zmienia zakaz tego zjawiska?

Zacznijmy od tej drugiej kwestii, bo aż się na usta ciśnie sardoniczne „no jak nic nie zmieniają zakazy, to znieśmy zakaz kradzieży i zabijania!”.

To dobry argument, że zakazy coś z pewnością zmieniają. Ale co? Wyobraźmy sobie, że mam dwóch sąsiadów. Jeden mnie nie zabije i nie okradnie bo wie, że jest to zabronione pod groźbą surowej kary. Drugi z kolei nie zrobi tego bo… nie chce. Raczej większość ludzi zgodzi się ze mną, że nie zabijałoby i nie kradło nawet gdyby ten zakaz przestał obowiązywać. Służy on ochronie przed przypadkami skrajnymi. Ale czy jest to aby na pewno ochrona satysfakcjonująca?

Gdybym miał sąsiada chcącego mnie skroić (i pokroić) to z pewnością szybko zmieniłbym go na innego. Moje gwarancje bezpieczeństwa istnieją tylko do momentu, w którym zakaz ma szanse być wyegzekwowany. Wolałbym jednak żeby zamiast tworzyć zapory przed zagrożeniem zlikwidować samo zagrożenie.

Problem jaki tu widzimy jest w istocie problemem pewnego konfliktu interesów.

Ktoś, na przykład złodziej (do problemu uczniów i komputerów wrócimy później, ten przykład jest bardziej obrazowy) chce kraść. Jego ofiara (i większość ludzi) chce, żeby tego nie robił. Wprowadzając zakaz ten konflikt interesów nie zostaje rozwiązany a jedynie zamieciony pod dywan na czas możliwości skutecznego egzekwowania zakazu. Prawdziwe rozwiązanie polega na tym, że chęci złodzieja i chęci reszty społeczeństwa stają się tożsame.

To oznacza co najmniej trzy rozwiązania. Po pierwsze, złodziej może porzucić złodziejstwo. Po drugie, społeczeństwo może je zaakceptować (brzmi to absurdalnie – i absurdalne w sumie jest - ale przecież cała masa akceptowalnych dzisiaj postaw jak ateizm czy homoseksualizm była niegdyś traktowana nawet jako zbrodnia gorsza niż złodziejstwo). W końcu można rozwiązać ten konflikt syntetycznie – złodziej porzuci swój przestępczy fach, ale z drugiej strony społeczeństwo pochyli się nad powodami dla których kradł i podejmie jakieś kroki w celu ich uniknięcia.

Warto zwrócić uwagę, że mamy tu do czynienia z nieco innym niż potoczny sposobem rozumienia wolności.

Potocznie wydaje się, że wolność każdego jest ograniczona w zakresie, kiedy zabrania się mu kraść. Jednak tacy myśliciele jak Rousseau, Kant czy Hegel powiedzieliby raczej, że każdy tak naprawdę jest zniewolony właśnie wtedy kiedy kradnie. Wolność w ich rozumieniu nie polega na robieniu „co się chce” w warunkach zewnętrznej swobody, lecz jak to świetnie ujął Rousseau na „posłuszeństwu prawu, jakie się samemu sobie narzuciło jest wolnością”. Krótko mówiąc, wolność to nie „robienie co się chce” lecz „wiedza o tym co się robić powinno i robienie tego”.

Wbrew pozorom zazwyczaj to nie jest jakieś kontrowersyjne stwierdzenie.

Nikt z nas nie czuje się jakoś zniewolony zasadą ruchu prawostronnego (w każdym razie nikt na drodze dwukierunkowej). Dzieje się tak, bo rozumiemy racje stojące za tym przepisem, bo energiczne wymijanie jadących na czołówkę pojazdów może i jest fajne w „Need for Speedzie” ale niekoniecznie na drodze publicznej.

Z drugiej strony wiele osób ma opory przed płaceniem podatków. Osoby te nie rozumieją, czy raczej nie czują związku dobra ogólnego i ich prywatnego. Jeżeli w jakimś państwie usługi publiczne są na niskim poziomie a co i raz wybuchają afery z defraudacją jakichś środków, to wielu ludzi postrzega obowiązek podatkowy nie jako rozumną regulację, lecz jako bezsensowny przymus albo wręcz działanie opresyjnego państwa.

Warto dodać, że w tym ostatnim przypadku państwo jest postrzegane jako coś zewnętrznego, a nie własnego. Większość z nas nie ma żadnych problemów aby oddać nawet duże pieniądze na potrzeby grupy z którą się utożsamia, na przykład na leczenie bliskiej osoby czy członka rodziny. Tymczasem gdyby podszedł do nas lump na dworcu i zażądał w chamskich słowach „dawaj 20 groszy chuju!” dostalibyśmy słusznego oburzenia. Różnica nie polega więc na skali finansowej, ani w ogóle na żadnych ekonomicznych kryteriach, lecz na wewnętrznym poczuciu obowiązku.

Właśnie: obowiązku.

Zakaz wydaje się ściśle powiązany z pojęciem obowiązku. „Zabrania/nakazuje się X i ty masz obowiązek tego przestrzegać!”. W tym rozumieniu znaczy to mniej więcej tyle, że np. jeżeli nie będziesz płacił podatków to spotka cię kara. Ewentualnie przez obowiązek rozumiemy to, że jest jakiś twór – władza państwowa, przywódca religijny itp. – którego polecenia trzeba wykonywać. Bezmyślnie.

Cóż – w tym pierwszym wypadku nie ma to wiele wspólnego z pojęciem obowiązku w etyce. W tym drugim jest on jego zupełnym zaprzeczeniem.  

„Obowiązek” w rozumieniu etycznym nie ma nic wspólnego z zewnętrznymi nakazami. Jest wyłącznie sprawą sumienia. Jeżeli ktoś mówi „mam obowiązek dokarmiać zimą ptaki” to nie mówi tego w takim samym rozumieniu jak „mam obowiązek zapłacić podatek”. Za porzucenie karmnika nie spotkają go żadne konsekwencje prawne. Zapewne nikt mu nawet nie zwróci uwagi, wszak to czynności którą zazwyczaj chwalimy, ale do której nikogo nie przyszło by nam do głowy zmuszać choćby samym ostracyzmem społecznym.

Jednocześnie ten człowiek może ogromnie cierpieć gdyby porzucił swoje zajęcie.

W sensie moralnym odpowiada bowiem przed trybunałem najwyższym – trybunałem własnego sumienia. Spogląda w lustro i widzi „człowieka który spieprzył sprawę”. Obowiązki w sensie prawnym są wręcz od tak rozumianych obowiązków ucieczką. Nie musimy mieć sumienia, kiedy mamy przepisy. „Ja tylko wykonywałem rozkazy” w ustach zbrodniarzy jest tego najstraszniejszym przejawem.

Wracając do punktu wyjścia: co zmieni zakaz korzystania z nowoczesnych technologii w szkole?

Czy nastolatek – osoba szczególnie czująca oderwanie od społecznych norm i nakazów – zaakceptuje (to jeszcze wyższa forma niż rozumienie. Większość palaczy rozumie, że sobie szkodzi, ale nie są w stanie tego w pełni zaakceptować – wtedy by nie palili), że zamiast laptopa ma używać zeszytu? Czy dostrzeże racje w samodzielnym pisaniu wypracowań, zamiast kopiowania wymysłów chataGPT?

Zakazy są w społeczeństwie potrzebne. Ale same zakazy i nakazy nigdy społeczeństwa nie zmienią.

To czy uczniowie będą korzystali z laptopów czy nie to kwestia drugorzędna do tego, w jakich okolicznościach się to stanie. Fakt, że fizycznie ich nie będzie, nie zmienia faktu, że będą w głowie – być może jako wyimaginowane recepty na szkolne kłopoty. Problemów nie rozwiązuje się przez zmuszanie do czegoś, problemy rozwiązuje się przez sprawienie, by ludzie zmienili nastawienie.

Adresatem więc wspomnianego na początku listu nie są władze tylko nauczyciele i rodzice, bo to na ich barkach leży sprawienie, by dzieci zrozumiały zagrożenia płynące z pozornie wygodnych i bezpiecznych technologii. Pytanie tylko, czy nauczyciele i rodzice sami to rozumieją.

PS: Można wesprzeć moją twórczość finansową. Wiele osób pyta o możliwość płacenia kartą – właśnie się pojawiła (podobnie jak np. Google Pay czy Apple Pay).

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofia #filozofiadlajanuszy
7ad56a73-73d7-47eb-92fb-d6dba4cd6c9d
zboinek

@loginnahejto.pl piorun, a i kawka poszła. Za filozofię zawsze piorun. Więcej ludzi by się zainteresowało to świat był by lepszym miejscem

jajkosadzone

Zakazy sa proste i latwo egzekwowalne.

Wladza zadowolona i lud zadowolony.

Papa_gregorio

@loginnahejto.pl bardzo fajnie się czyta twoje posty

Zaloguj się aby komentować