Z okazji 39 rocznicy katastrofy w Czarnobylu, proponuję Wam poczytać o pewnym ciekawym samochodzie.
Na niektórych ujęciach budynku 4 reaktora jest widoczny nowy...
... Mercedes LK.
Historia Mercedesa wiąże się z turbinami parowymi w reaktorach atomowych. Każdy z czterech reaktorów miał po dwie turbiny, ale nie były one takie same. Pierwsze dwie były testowe i działały lepiej, niż się spodziewano. W Związku Radzieckim pomyśleli, że kolejne mogą być gorsze i też dadzą radę – czyt. tańsze.
I ta druga seria turbin, lżejsza i tańsza, nie była już tak dobra. Często wpadała w wibracje, gdy warunki pracy się zmieniały. Aby rozwiązać ten problem, trzeba było te turbiny wyważyć. Fabryka turbin z Charkowa, Turboatom, zorganizowała specjalną ekipę inżynierów, którzy mieli za zadanie ogarnąć wszelkie wady i żeby mieli potrzebne urządzenia, postanowiono poprosić o pomoc Zachód.
Wybrano niemiecką ciężarówkę Mercedes LK. W Szwajcarii zamontowano na niej specjalne mobilne laboratorium wypełniając jego wnętrze niemal w całości w niezbędne przyrządy pomiarowe. W 1985 roku Turboatom kupił ten samochód i mobilne laboratorium zaczęło działać. Obsługiwało go czterech inżynierów. Mówiło się, że ten Mercedes był bardzo cenny – nie tylko dla zaspokojenia potrzeb turbin w całym ZSRR, chodzi tu też o pieniądze wpakowane w nowoczesne wyposażenie.
W drugiej połowie kwietnia 1986 roku ekipa od wibracji przyjechała do Czarnobyla na prośbę naczelnego inżyniera elektrowni Nikołaja Fomina, który chciał sprawdzić turbiny numer 7 i 8, czyli te z czwartego reaktora. Mieli to zrobić podczas testu wyłączenia reaktora, który planowano na 25 kwietnia 1986 roku.
17 kwietnia 1986 roku Mercedes wjechał do budynku reaktora. Potem przez korytarze dostał się do hali turbin, gdzie stał do 26 kwietnia, a inżynierowie prowadzili pomiary.
Dzisiaj na podstawie relacji świadków biorących udział w teście bezpieczeństwa wiemy, że praca tych inżynierów miała wpływ na to, co działo się w sterowni czwartego reaktora. Nie wiadomo dokładnie, jak bardzo ich pomiary przyczyniły się do katastrofy. Wiadomo natomiast, że w chwili wybuchu i zawalenia się dachu nad turbiną numer 7 załoga Mercedesa była na miejscu.
Z zeznań DIatłowa:
Z G.P. Mietlienko omawialiśmy przygotowania do „Programu bezwładności TG” i oznaczyliśmy w jego egzemplarzu programu wykonanie pracy. Wtedy podszedł A. Akimow i zaproponował nie podnosić mocy do 700 MW, jak napisano w Programie, a ograniczyć się do 200 MW. Zgodziłem się z nim. Zastępca kierownika oddziału turbinowego R. Dawlietbaiew powiedział, że spada ciśnienie pierwszego rzędu i być może, zdarzy się zatrzymać turbinę. Powiedziałem mu, że moc już się podnosi i ciśnienie powinno się ustabilizować. Jeszcze Dawlietbaiew przekazał prośbę Charkowskiego turbinowego zakładu A.F. Kabanowa (Turboatom, przyp. Polutt) , by zmierzyć drgania turbiny na wolnych obrotach, czyli przy obniżce obrotów turbiny bez obciążenia jej generatorem. Ale to opóźniałoby pracę, więc odmówiłem mu, powiedziawszy: Przy eksperymencie reaktor wyciszamy, spróbuj złapać obroty (w przybliżeniu od 2000 obrotów/min.), pary jeszcze powinno starczyć.
O godzinie 00:43 zablokowano sygnał AZ reaktora po zamknięciu dwóch TG. Chwilę przed tym jest przetłumaczona AZ na zatrzymane turbiny po obniżce ciśnienia w separatorze pary (w pierwszym rzędzie) z 55 do 50 atmosfer.
O godzinie 1:03 i 1:07 uruchomiono siódmą i ósmą GCN, zgodnie z Programem.
A. Akimow zameldował gotowość do przeprowadzenia ostatniego eksperymentu.
Zebrałem wszystkich uczestników, z wyjątkiem operatora, który cały czas musi być przy panelu, aby pouczyć ich co czynić w razie usterki i wyznaczyłem poszczególne stanowiska. Wszyscy rozeszli się na swoje miejsca. Oprócz wacht operatorów o tej porze w centrali sterowania byli wciągnięci w eksperyment pracownicy elektrycznego oddziału (Suriadnyj, Lysiuk, Orlienko), nadzorca przedsięwzięcia (Palamarczuk), zastępca kierownika oddziału turbinowego Dawlietbaiew, oraz pozostali z wcześniejszej zmiany, Ju. Tregub i S. Gazin, którzy pozostali by popatrzyć, kierownik zmiany oddziału reaktora W. Perewaczenko i aplikanci Proskuriakow oraz Kudriawciew.
Stan bloku: moc reaktora – 200 MW, z TG № 8 idzie zasilanie do pomp i czterech z ośmiu GCN. Wszystkie inne mechanizmy elektryczne zasilane są z rezerw. Wszystkie parametry w normie. System kontroli obiektywnie zarejestrował nieobecność zapobiegawczych sygnałów reaktora i systemów.
Dla rejestracji niektórych parametrów elektrycznych w pomieszczeniu na zewnątrz BSzczU był ustalony oscylograf, włączany przez telefoniczny rozkaz – „Oscylograf włącz”. W instruktażu było ustalone, że po tym rozkazie również odcinana jest para na turbiny; naciska się przycisk MPA – niestandardowy przycisk dla włączenia bloku w stan samoobiegowego wzbudzenia generatora; naciska się przycisk AZ-5 dla zagłuszenia reaktora.
Rozkaz Toptunowowi wydaje Akimow.
…O godzinie 1:23 i 4 sekundy zarejestrował zamknięcie zaworów odcinających, które kierowały parę na turbinę. Zaczął się eksperyment wybiegu TG. Wraz z obniżką ilości obrotów generatora po wstrzymaniu dopływu pary do turbin, zmniejszyła się częstotliwość prądu elektrycznego i wydatek pomp cyrkulacyjnych zasilanych z generatora. Wydatek mocy innej czwórki pomp trochę rośnie, ale ogólne zużycie termoprzekaźnika w ciągu 40 sekund spada do 10-15%. Przy czym w reaktorze panuje dodatnia reaktywność, AR stabilnie utrzymuje moc reaktora, rekompensując reaktywność. Do 1:23 i 40 sekund nie ma wyraźnych zmian parametrów na bloku. Na BSzczU cicho, nikt nic nie mówił.
Usłyszawszy jakąś rozmowę odwróciłem się i zobaczyłem, że operator L. Toptunow rozmawia z A. Akimowem. Znajdowałem się od nich z dziesięć metrów i nie słyszałem co mówił Toptunow. Sasza Akimow nakazał wyciszyć reaktor i pokazał palcem – wciśnij przycisk. Sam znów odwróciłem się do panelu bezpieczeństwa, z którego to obserwowałem.
Dalej już wszyscy wiemy co się stało.
Po wybuchu, pierwsze wzmianki były o pożarze w hali turbin. Inżynierowie z rzeczonego mercedesa byli przy turbinie, wyszli na zewnątrz przez wpół zawalone korytarze, przechodząc przez gruzowisko betonu i grafitu i weszli z powrotem do hali turbin i schronili się w klimatyzowanej kabinie ciężarówki. Najważniejsze dla nich było uratowanie cennego pojazdu, dlatego nie chcieli wyjeżdżać, mimo strasznej sytuacji na zewnątrz – jak dzisiaj wiemy również wewnątrz. Postanowili uciec dopiero gdy poczuli mdłości i zaczęli wymiotować.
Samochód został w zniszczonej hali turbin. Tam znaleźli go likwidatorzy. Mimo ogromnego promieniowania, silnik Mercedesa dalej działał. Zdecydowano, że wyjedzie tą samą drogą, którą przyjechał. Mercedes odpalił, a jeden z likwidatorów wyjechał nim i zaparkował na zewnątrz.
Następny raz Mercedes został przeniesiony dopiero podczas budowy sarkofagu. Mówi się, że sam odjechał na jeden z placów w pobliżu i można go zobaczyć na niektórych zdjęciach.
Po katastrofie planowano nazwać ciężarówkę imionami zmarłych inżynierów i używać jej do dalszych pomiarów. Ale w 1987 roku stwierdzono, że nie da się jej skutecznie oczyścić z promieniowania i nie będzie już używana. Nie wiadomo, co się z nim stało później.
Wielokrotnie poszukiwano Mercedesa w strefie zamkniętej, ale nikt go jak dotąd nie znalazł. Teoria mówi, że KGB lub inne służby zabrało ten samochód, do śledztwa czy pomiary wibracji turbin miały wpływ na katastrofę albo lub też ze względu na nowoczesną zachodnią technologię.
#czarnobyl #ciekawostki



