Wypada w paru słowach podsumować ten sezon i przyjrzeć się z lotu ptaka każdej z drużyn zanim zaczniemy play-iny, a potem play-offy. Zleciało jak z bicza strzelił. Nim się obejrzeliśmy NBA grała ostatnią taśmę 15 spotkań wczoraj wieczorem i do ostatnich momentów zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie nie wiadomo było, jak ukształtuje się postsezonowa drabinka.

To był sezon z gatunku wybitnych. Na indywidualne wyróżnienia przyjdzie jeszcze pora, ale fakt jest taki, że poziom był absurdalnie wysoki. Zwłaszcza na Zachodzie, gdzie rok temu 49 zwycięstw dawało przewagę parkietu, a dziś tylko miejsce w play-in.

Koszykarscy bogowie nie oszczędzili nam jednak kontuzji i wielu graczy albo przedwcześnie zakończyło swój sezon, albo wypadło na dłuższy okres, osłabiając swoje zespoły. Ja Morant, Joel Embiid, czy Karl-Anthony Towns to tylko niektóre z nazwisk. Z drugiej strony mogliśmy oglądać choćby Anthony’ego Davisa w najwyższej liczbie spotkań od sezonu 2017/18. Najwyraźniej coś za coś. Szkoda jednak tych, którzy musieli pauzować.
Zanim przejdziemy do paru słów o każdej z drużyn, przyjrzyjmy się jeszcze wyjątkowym statystykom:

Victor Wembanyama stał się najmłodszym graczem w historii, który uzyskał najwięcej bloków w pojedynczym sezonie (254).
Stephen Curry rzucił 357 trójek. To o 73 więcej od drugiego Doncicia, który trafił ich 284.

Transfer OG Anunoby’ego okazał się najlepszą wymianą w tym sezonie. W zaledwie 23 meczach z Anunobym Knicks wypunktowali przeciwników łącznie 353 oczkami.

OKC Thunder są najmłodszym zespołem w historii, któremu udało się wywalić pierwsze miejsce w konferencji.
Georges Niang, Obi Toppin, Christian Braun. Nickeil Alexander-Walker, Raggie Jackson, Paul Reed, Payton Pritchard, Bobby Portis, Cason Wallace, Chet Holmgren, Mikal Bridges, Jalen Green, Domantas Sabonis, Jonas Valanciunas, Austin Reaves i Harrison Barnes jedynymi graczami w NBA, którzy zagrali we wszystkich 82 spotkaniach. Buddy Hield zagrał w 84 przez wymianę do Sixers.

Luka Doncić liderem w zdobytych punktach na mecz. Sabonis w zbiórkach. Haliburton w asystach. Fox w przechwytach. Wembanyama w blokach. Doncić w trafionych rzutach z gry. Steph w trójkach, a Shai Gilgeous-Alexander w trafionych rzutach wolnych.

Indiana Pacers pierwszym zespołem od 1983/84, któremu udało się przekroczyć próg 10000 zdobytych w sezonie punktów.

DeMar DeRozan liderem minut w tym sezonie. Zawodnik spędził 2984 minuty na koszykarskich parkietach NBA.
W sezonie 2023/24 trafiono 31221 trójki. W całych latach ’80 tylko 19042. Niesamowite jest to, jak bardzo rozwinęła się liga.

Ale żeby nie zanudzać tylko liczbami, przyjrzyjmy się szybko, co działo się u każdej z drużyn.
Atlanta Hawks - sezon spisany na straty, a w play-in znaleźli się tylko dlatego, że po prostu są na Wschodzie drużyny gorsze od nich. Przez większość rozgrywek wisiała nad nimi narracja o wymianie Dejounte Murraya po tym, jak nie do końca udało się pogodzić jego styl gry ze stylem Trae Younga. Najprawdopodobniej w play-in zobaczymy tę dwójkę po raz ostatni razem na parkiecie.
Warto wyróżnić: Jalen Johnson.

Boston Celtics - Brad Stevens stworzył potwora, którego legitymizować w żaden sposób nie trzeba. 64 zwycięstwa mówią same za siebie. Pełna dominacja i pokaz siły przez cały długi sezon. Szalenie głęboki i wszechstronny zespół, którego liderzy - Tatum i Brown - wydają się jeszcze mocniejsi. Jedynym oczekiwanym zwieńczeniem tak potężnych rozgrywek będzie tylko i wyłącznie mistrzostwo.
Warto wyróżnić: Derrick White.
Brooklyn Nets - zawieszeni w czasie i przestrzeni. Sean Marks upierający się przy tym, że Mikal Bridges może być pierwszą opcją to jeden z największych znaków zapytania (albo jak kto woli: wtf?) w tych rozgrywkach. W takim kształcie nic się tam nie ruszy i nawet żaden trener nie ogarnie tego bałaganu w postaci nie pasujących do siebie zawodników i braku lidera.
Warto wyróżnić: ładne mają logo…
Charlotte Hornets - sezon Hornets skończył się wraz z kontuzją LaMelo Balla, ale przynajmniej wykorzystano ten czas rozwijając Brandona Millera, który kończy rozgrywki z linijką 17,3 punktów, 4,3 zbiórek i 2,4 asyst. Hornets rozmontowali trochę składu - oddali Gordona Haywarda, Terry’ego Roziera i PJ-a Washingtona. Świat o nich szybko zapomniał, ale to nic. Mają jeszcze czas, a offseason szykuje się dla nich całkiem pracowity, bo poszukają nowego trenera w miejsce Steve’a Clifforda.
Warto wyróżnić: Brandon Miller.
Chicago Bulls - skazani na przeciętność czy jest w tym składzie jednak coś więcej? Kogo my oszukujemy… Sezon upłynął pod znakiem niewiadomej wokół LaVine’a i w końcu jego kontuzji. Bulls zdecydowali się pójść utartym szlakiem przed trade deadline i nie robić nic, dlatego konsekwencją teraz jest walka w play-in i pora na cs-a. Z rzeczy dobrych: DeMar DeRozan starzeje się jak wino i jego bohaterskie wyczyny to było *coś*. Alex Caruso powinien bez dwóch zdań ponownie trafić znów do All-Defensive Team. Coby White zagrał najlepszy sezon w karierze, który powinien zostać doceniony nagrodą MIP.
Warto wyróżnić: pan z ostatniego zdania wyżej.

Cleveland Cavaliers - świetna pierwsza połowa sezonu, by po trade deadline trochę się posypać. Kontuzje przetrzebiły ten zespół i istotnie wpłynęły na wyniki w drugiej części sezonu, ale mimo wszystko dostaliśmy kawał fajnej koszykówki od Cavs. Mają fajnie zbalansowany skład, są w gruncie rzeczy dobrze dopasowani, a najlepiej działająca piątka to ta z Mitchellem, Allenem i strzelcami wokół.
Warto wyróżnić: Dean Wade!
Dallas Mavericks - to, co zrobili w trade deadline to absolutny majstersztyk. Mavericks na papierze mają wszystko, a od momentu wprowadzenia Daniela Gafforda i Derricka Jonesa Jr-a do pierwszej piątki klub przegrał tylko 3 mecze na całe 19. W Mavericks niesamowita chemia, Luka i Kyrie znaleźli wspólny język. Pięknie oglądało się ich od początku marca.
Warto wyróżnić: Dante Exum.

Denver Nuggets - choć ostatecznie wylądowali na drugim miejscu Zachodu, to był świetny sezon w wykonaniu Jokicia i spółki. Nadrzędny cel został osiągnięty: grupa była zdrowa. Pojawiały się znaki zapytania przy ławce rezerwowych zwłaszcza w kontekście straty Bruce’a Browna, ale Payton Watson dźwignął ten ciężar i stał się graczem godnym zaufania.
Warto wyróżnić: Peyton Watson, bo ile można chwalić Jokera
Detroit Pistons - ustanowili niechlubny rekord 28 porażek z rzędu. Monty Williams przez większość czasu nie wiedział w ogóle, co robi, a wydarzeniem było to, że wygrali dwa czy trzy mecze z rzędu. I to mówi samo za siebie.
Warto wyróżnić: nie musimy już przez jakiś czas zajmować się tą drużyną.
Golden State Warriors - sezon rollercoaster, gdzie GSW czasem wyglądali jak cień samych siebie, a czasem przypominali najlepszą wersję „dynastycznych” Wojowników. Steve Kerr na początku upierał się przy grze weteranami, ale z czasem otworzył więcej minut dla młodzieży i dało to wymierne efekty. Historią tego sezonu w wykonaniu GSW niewątpliwie okazało się zawieszenie Draymonda Greena, bez którego ciężko mówić o jakichkolwiek nawet małych sukcesach.
Warto wyróżnić: Brandin Podziemski i Trace Jackson-Davis.
Houston Rockets - tak naprawdę to bardzo udane rozgrywki dla Rockets mimo braku miejsca w play-in, choć pewnie gdyby zapytać Udoki, to powiedziałby, że nie ma z czego się cieszyć. Trener Houston świetnie wkomponował weteranów do składu pełnego młodych adeptów koszykówki. Każdy zawodnik rozwinął swoje umiejętności, a ich pogoń za play-inami w ostatnim odcinku sezonu oglądało się z największą przyjemnością.
Warto wyróżnić: Alperen Sengun.

Indiana Pacers - koszykówka iście XXI w. Szybkie tempo, masa zdobytych punktów, efektowne zagrania i najsympatyczniejszy pod koszykarskim słońcem Tyrese Haliburton w roli lidera. To, ile znaczy ten zawodnik dla Pacers można było zobaczyć, gdy przez 11 spotkań pauzował przez kontuzję. Od powrotu ma problemy z rzutem za trzy. Tak czy inaczej, Pacers oglądało się znakomicie i kto wie, czy gdyby Hali był zdrowy, to być może Indiana miałaby właśnie przewagę parkietu w play-offach.
Warto wyróżnić: Rick Carlisle.
LA Clippers - ależ oni mieli potężny odcinek w trakcie sezonu regularnego. Każdy zawodnik grał niemal na maksimum swoich możliwości, a Kawhi Leonard był cichym kandydatem do TOP5, jeśli chodzi o MVP. Po All-Star Game posypało się ze zdrowiem i z obroną, ale mimo to Clippersom udało się uzyskać przewagę parkietu.
Warto wyróżnić: dwójkowe akcje Jamesa Hardena z Ivicą Zubacem.
Los Angeles Lakers - za wspólnej kadencji LeBrona i Davisa Lakers jeszcze nigdy nie mieli tak zdrowych liderów. Każdy z nich przekroczył próg 70 rozegranych spotkań, a LAL mimo to grali bardzo w kratkę. Wygrali, co prawda, in-season tournament, ale potem przyszły chude miesiące. Punktem przełomowym okazała się zmiana w pierwszej piątce - wskoczył do niej Rui Hachimura.
Warto wyróżnić: LeBron James, dla którego czas się zatrzymał.

Memphis Grizzlies - najbardziej kontuzjowana z drużyn NBA. Stracili m.in. Ja Moranta, Marcusa Smarta, Desmonda Bane’a, Stevena Adamsa, czy Brandona Clarka. Sezon spisany na straty, ale nawet w takim momencie można znaleźć perełki, które dalej warto rozwijać. A Grizzlies, jak nikt inny w tej lidze, potrafią w draft i dopasowywanie graczy do składu.
Warto wyróżnić: GG Jackson.

Miami Heat - klasycznie już problemy z kontuzjami dopadły Heat, ale to nie powinno odwracać uwagi od tego, że jednak przez cały rok podopieczni Spoelstry mieli potworne problemy z efektywną ofensywą. Najważniejszy sprawdzian przed nimi, tylko czy rzeczywiście trzeba się tak bać tych Heat, jak kiedyś?
Warto wyróżnić: Jaime Jaquez Jr.

Milwaukee Bucks - zamienił stryjek siekierkę na kijek. 30-13 z Adrianem Griffinem, 17-18 z Dokiem Riversem. Tyle w temacie. Zobaczymy, co państwo pokażą w play-offach.
Warto wyróżnić: Bobby Portis.

Minnesota Timberwolves - potężna obrona, słabszy atak, ale Timberwolves oglądało się w tym sezonie znakomicie. Anthony Edwards nie tylko latał nad obręczą, ale pokazał, że potrafi być liderem, a Karl-Anthony Towns i Rudy Gobert udowodnili, że potrafią koegzystować na boisku i wychodzi im to naprawdę dobrze.
Warto wyróżnić: Mike Conley, bo bez niego nie byłoby tak dobrze.

New Orleans Pelicans - indywidualny rozój Herba Jonesa, Dysona Danielsa i Treya Murphy’ego to jedno, ale Zion Williamson grający w końcu na miarę picku, z którym został wybrany w drafcie, to najważniejsza historia tego sezonu. Pelicans, jak każda z drużyn, miała swoje problemy, ale 49 zwycięstw w sezonie powinno robić wrażenie.
Warto wyróżnić: Willie Green.

New York Knicks - kto na początku sezonu stawiałby, że Knicks okażą się drugą siłą Wschodu? Jaki RJ Barrett, jaki Julius Randle? Siła tkwi w Jalenie Brunsonie, OG Anunobym, Joshu Hartcie, Donte DiVincenzo, Isaiahu Hartensteinie. To są Knicks 2024, grający o poziom wyżej niż Knicks 2023.
Warto wyróżnić: Miles McBride.

OKC Thunder - przypominają raczej drużynę uniwersytecką niż z NBA, a tak się składa, że zakończyli sezon jako jedynka szalenie napakowanego Zachodu. Fantastyczny trener, genialny lider, pasujące do siebie elementy układanki i goście, którzy po prostu uwielbiają spędzać ze sobą czas, a to potem dodaje im +100 na parkiecie.
Warto wyróżnić: Chet Holmgren.

Orlando Magic - Paolo Banchero udowodnił, że jego drugie imię to gwiazda, ale niesprawiedliwym byłoby sprowadzanie ich sukcesu tylko do obecności skrzydłowego. Magic może i nie mają rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Może i brakuje im nieco więcej shootingu. Ale mają taką obronę, że przeżują rywala na własnej połowie i potem wyplują.
Warto wyróżnić: Jonathan Isaac za obronę i największą liczbę rozegranych spotkań od czterech lat.

Philadelphia 76ers - Tyrese Maxey wreszcie dostał klucze do ofensywy Sixers i okazał się idealnym partnerem dla Joela Embiida. Wraz z przyjściem Nicka Nurse’a zmienił się styl gry Sixers, a Joel Embiid stał się jeszcze potężniejszy do momentu kiedy nie wypadł z gry przez kontuzję kolana. Z gry wypadł także kolejny ważny starter - De’Anthony Melton.
Warto wyróżnić: Tyrese Maxey.

Phoenix Suns - przez cały sezon byli zupełnie niewiarygodnym zespołem, który raz rzeczywiście wyglądał jak potęga Zachodu, na jaką ich malowano przed sezonem, a raz jak kompletny niewypał i ostateczne potwierdzenie, że superteamy to już przeżytek. A jednak jakoś doczłapali do tego 6. miejsca i nadal ciężko jednoznacznie ocenić ich możliwości.
Warto wyróżnić: Grayson Allen.

Portland Trail Blazers - chciałoby się tylko napisać, żeby zmienili trenera. Scoot Henderson nie miał dobrych warunków do rozwoju u Billupsa i stąd jego nierówna gra. Blazers poza tym nie mieli specjalnie szans ogrywania swoich graczy przyszłości razem na parkiecie. Simons zagrał tylko 46 spotkań, Sharpe’a zobaczyliśmy w ledwie 32. Należy zapomnieć o tym sezonie, choć Joe Cronin był świetny w offseason.
Warto wyróżnić: Toumani Camara!!

Sacramento Kings - piękny zespół, kiedy są zdrowi. Ofensywę zbudowaną wokół Sabonisa ogląda się wybitnie, a sam gracz udowodnił, że jest jednym z najlepszych centrów w NBA. Szkoda kontuzji Kevina Huertera i przede wszystkim Nalika Monka, bo to sprawia, że ten cały trud sezonu nie pozostanie raczej specjalnie wynagrodzony.
Warto wyróżnić: Keon Ellis.

San Antonio Spurs - kiedy cały koszykarski świat ma jeden powód, my w Polsce mamy dwa, dla których ekscytują nas SAS. Jeremy Sochan i Victor Wembanyama. Oczywiście pod kątem bilansu to nie był zadowalający sezon, ale nikt chyba nie spodziewał się od razu wyników? Victor Wembanyama dorównał swą grą hype’owi, który wytworzył się wokół niego i to jest najważniejsze. Taśma z jego highlightami powinna zająć kilka godzin.
Warto wyróżnić: to chyba oczywiste.

Toronto Raptors - Dinozaury w końcu postawiły na gruntowną przebudowę i przekazały klucze do Jurrasic Parku talentowi Scottiego Barnesa. RJ Barrett i Immanuel Quickley wymienieni za OG Anunoby’ego fajnie odnaleźli się w Kanadzie i pewnie gdyby trade zadział się wcześniej, a Barnes nie doznał kontuzji, oglądalibyśmy Raptors w play-inach. To na razie dopiero pierwszy krok przebudowy.
Warto wyróżnić: Scottie Barnes to kocur.

Utah Jazz - od trade deadline oglądaliśmy zupełnie inny zespół. Jazz słusznie odpuścili walkę o play-in i skupili się na tym, żeby zachować pick w drafcie, ale na przełomie grudnia i stycznia był taki moment, że grali bardzo dobrze, a Collin Sexton rozgrywał sezon życia.
Warto wyróżnić: Keyonte George.

Washington Wizards - tak, jak można się było tego spodziewać sezon do zapomnienia. Wizards liczyli na więcej od Jordana Poole’a, można było oczekiwać lepszego trade deadline, ale w gronie plusów na pewno można umieścić rozwój Deniego Avdiji, dobre minuty w obronie Bilala Coulibaly, a także końcówkę sezonu Coreya Kisperta.
Warto wyróżnić: wszystkie lowlighty Jordana Poole’a.

#nba
627b0965-be50-460d-aa87-c8f09fbe8ede
onlystat

@Only2Genders ale swietne podsumowanie.

Nie sledzilem w tym roku w ogole sezonu zasadniczego, bo nie mialem czasu, ale Twoj wpis sprawil, ze czuje, ze nadrobilem


Dobra robota Tomek!

Zaloguj się aby komentować