Wracałem sobie dziś do domu, "piątek" i mi się przypomniały znowu dawne lata. Będzie długo więc niecierpliwych zapraszam gdzie indziej
Braliście kiedyś udział w 'ochronie' dyskoteki na wsi lub w małym mieście?
Pewnie nie, to wam opowiem jak to wyglądało okiem 'informatyka mafii' (czyli mnie, jak mnie nazywał szef pewnej niewielkiej grupki przestępczej z którym się przyjaźniłem od małego, pisałem tu o nim już przynajmniej 2x)
Lata 90.
Piątek więc idę do osiedlowego pubu na bilard. Wtedy jeszcze paliłem więc kupiłem paczkę Goldenów, wypachniłem się Fahrenheitem (podróbka rozlewana do flakonu) na który to dziewczyny leciały jak na miód, bardziej chyba komplementowany był tylko Kenzo Homme (podróbka Kimono lub Kamikaze, zależy co było w kiosku), #perfumy pewnie pamięta.
Aura jesienna, ciemno, ponuro i dżdżyście. Pamiętam że szedłem na skróty, przez tory kolejowe, gdzie był skład węgla i czasem cieć ganiał, to się uciekało, choć bardziej dla zabawy, nie ze strachu jak za dzieciaka.
Dawniej też miał psa, wtedy już nie.
Z tym cieciem (w sensie cieciem z kolei, nie wiem czy tym konkretnym) mam inną historyjkę, trochę zabawną trochę straszną. Może kiedyś napiszę.
Wyszedłem przez dziurę w płocie w krzewach morwy (czyli dobrze, bo akurat grzmiało #pdk ) i poszedłem do pubu, do baru się wtedy mówiło.
Że ekipa była w barze, to było widać już przed wejściem: maluch Lidii, golf Hazego, duży fiat Kasztana stały na chodniku.
Dwa, w barze leciała muzyka rockowa, której wymagał Sławek szef tej grupy specjalnej
Wszyscy stali lub siedzieli w sali do bilarda, barmanka d⁎⁎ę musiała mieć siną od klepania i obmacywania ale sama lubiła skoczyć z którymś z nich 'na dół', do starej sali bilardowej. Czasami z dwoma lub trzema. Miała na imię Monia i wkrótce miała zajść w ciążę z pewnym typem z Torunia a potem zostać szefową komisu samochodowego. Ale póki co była barmanką i lubiła imprezować. Lubiano ją tam ale nikt nie wymagał darmowego piwa i bilarda.
Bo lokal należał do pani Wioli, około 50ki taka tam babka z osiedla.
Miała ochronę za darmo i chłopaki ją szanowali. Ot taki selektywny szacunek do swoich.
W tym barze piłem jako mały gnój pierwszy raz w życiu pepsi ze szklanki przelany z szklanej, oszronionej butelki i było to doświadczenie do pamiętania na całe życie. Powąchałem napój przed wypiciem i do nosa wleciało mi sporo tego gazu, zapach "coli" niezapomniany.
Sławek zbił ze mną pionę i dał mi browara 10,5 - nie powiem, lubiłem je zwłaszcza z tymi Goldenami. Sławek nie pił ani nie palił ("ty wracasz do domu po imprezie z kacem i bez kasy a ja z kasą i bez kaca", tak lubił mówić) ale lubił przypalić MJ i czasem wciągnąć koks. Umiał zaczarować każdego ale nie mnie, znaliśmy się od "takiegp" i wszystkie jego sposoby na skłanianie ludzi ku swojej woli na mnie nie działały.
Choć może nie do końca, bo jednak tego wieczora dałem się namówić.
Jedziemy do Piździchowa (nie podam prawdziwej nazwy wsi) bo będziemy tam ochraniać ten ich klub - powiedział.
Na moje pytanie po co ja tam, powiedział, że zobaczę.
Po jakiejś godzinie już byłem z nimi w aucie i jechaliśmy do klubu.
Klub to była popularna dyskoteka, grube setki ludzi i ani jednego kibla. Wszyscy łazili szczać "obok" tj za róg albo co wstydliwsi "na wał" gdyż niedaleko było do Wisły.
Na wale też odbywano stosunki seksualne i prowadzono bójki.
Gdy dojechaliśmy Sławek mówi do mnie: sam się nie szwendaj, łaź ze mną i Lidią, bo możesz dostać po ryju co też się stało bo nie posłuchałem i wciągnięto mnie w jakąś bójkę z udziałem - na oko - 15 osób.
Sławek mnie stamtąd wyciągnął i miał z tego niezły ubaw, poszliśmy do środka, lecz nie weszliśmy.
Szef klubu - około 2 metrów łysiejący z zaczeską typ, niegdyś podobno sempai karate Kyokushin z 2 Dan- wyszedł przed klub i powiedział że mamy spierdalać bo już jest ochrona.
Dosłownie w 3 sekundy po tym wyszło kilu chamów z Wojewódzkiego nr1. Pamiętam ich ksywy do dziś ale nie przytoczę bo byli bardzo znani w środowisku i poza nim.
Sławek tylko stał i się uśmiechał - "od dziś już ich tu nie ma" i nie wiedziałem o co mu chodzi bo, k⁎⁎wa "nas" było 5 razem ze mną
Wtedy przez ten tłumek bijącej się hołoty przeszło - może wyolbrzymiam ale przysięgam że takie miałem wrażenie - z 20 gości, same kwadraty, skóry, psy na smyczach (to były łby z Wojewódzkiego nr 2), kastety a jeden z nich podszedł do Karateki wyjął pistolet i uderzył go kolbą w ryj tak, że słyszałem zgrzyt tego metalu o jego kość szczękową.
Zaczął się bałagan, ludzie zaczęli się rozpierzchać, ja poleciałem gdzieś w bok a tamci zaczęli lać niemiłosiernie tą ochronę.
Jeden z ochroniarzy, ubrany w szary golf, łysy i napakowany koleś, miał wyjątkowego pecha (potem dowiedziałem się że był szefem tej ochrony) bo go wyciągnęli i ten z pistoletem zaczął go bić.. nie: katować tym pistoletem po głowie. Ten dźwięk, nie da się go zapomnieć, głowę miał jakby zrobioną z płatków skóry, krew leciała i zaraz krzepła na policzkach, wisiały sople tych skrzeplin. To co nie skrzepło zabarwiło ten jego golf na brunatno. Ja stanąłem tyłem i żeby nie wyglądać nieswojo, odlałem się na ścianę klubu łypiąc na to co się działo.
Po chwili Sławek przyszedł do mnie i kazał mi zabrać tego łysego w golfie i zawieźć "na pole" ale w sensie dosłownym nie że "na dwór" więc go zawiozłem z 10 km dalej i zostawiłem na polu, nawet był świadomy i kazał mi wypierdalać, sam poszedł dalej.
Auto wyglądało już wcześniej jak chlew, więc wyszedłem koło klubu a tam już - dosłownie - jak gdyby nigdy nic, chłopaki "od nas" stali na bramce, reszta piła w środku z karateką, bawili się za pannami. Ochraniali potem ten klub dobre 5 lat.
W trakcie imprezy, było już ładnie nad ranem ale wciąż ciemno, Sławek przyszedł do mnie z jakąś dziewczyną. Drobna, mocno zrobiona. Mówi - weź ją do biura bo się na ciebie ślini. Na mnie? K⁎⁎wa, dobre
Po około pół godzinie spała a Sław przylazł i pyta jak było - powiedziałem, że spoko. "Jak ci się podoba Gagarin?" zapytał a ja nie wiedziałem o co chodzi, dopiero za chwilę wyjaśniło się, że tak ją "ochrzcił" bo miała fryzurę "na kask" i jak ssała to się robiła próżnia.
Pytał się czy chcę żebyśmy ją wzięli "do domu na później" ale podziękowałem i pojechaliśmy "do domu" bez niej.
nie wiem co się z nią potem działo poza tym, że ta ksywa do niej przylgnęła i co jakiś czas ktoś gadał że ją brali tam w tym "biurze".
Miałem kaca moralnego dość długo po tym ale przeszło. Były potem jeszcze gorsze rzeczy w tym naszym zawszonym 20k miasteczku w latach 90.
Że nie skończyłem martwy albo w pierdlu, to tylko opatrzności dziękować.
#wspomnienia #90s #wysryw #takbyloniezmyslam
#gownowpis